Nie jestem w stanie porównać tego uczucia do niczego - rozmowa z Robertem Sawiną, trenerem Lotosu Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Lotos Gdańsk przegrał w niedzielę w Rzeszowie, ale przewaga z pierwszego meczu wystarczyła, by awansować do Speedway Ekstraligi. Robert Sawina ocenił postawę swoich zawodników w Rzeszowie.

Piotr Mamczur: Pierwsze biegi nie były udane w wykonaniu Lotosu, ale potem pana zespół nabrał wiatru w żagle.

Robert Sawina: Początek mieliśmy trudniejszy, z tego względu, że gospodarze przygotowali taki tor, na którym żaden z zawodników nie czuł się dobrze. Po tym, kiedy zobaczyłem, z jaką trudnością zawodnicy Marmy pokonują łuki, wiedziałem, że także im ta nawierzchnia nie odpowiada – nie na takim jeździli, nie na takim się przygotowywali. Dla nas to był bodziec, aby szybko znaleźć ustawienia na ten tor i udowodnić, że to my powinniśmy być w Ekstralidze.

W przyszłym sezonie Lotos będzie jeździł w Ekstralidze, ale czy z Robertem Sawiną jako trenerem?

- To nie są decyzje, które ja podejmuję. Najpierw musi być oceniona moja praca i dopiero po tym będą ewentualne rozmowy na temat mojej dalszej pracy w Gdańsku lub też rozstania się z tą drużyną. Na tą chwilę cieszę się z tego, co udało się osiągnąć. Ekstraliga to naprawdę coś bardzo wielkiego. Jest to niesamowity wyczyn zawodników, że tak szybko udało się powrócić do elity.

Kluczem do sukcesu Lotosu wydaje się być drużyna w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Jeżeli jednemu nie szło, to drugi ciągnął zespół.

- Właśnie na tym polega współpraca w drużynie. Są momenty w meczu, że ktoś nie do końca jest dopasowany i ma problemy ze zdobywaniem punktów, wtedy ciężar bierze na siebie kolega z pary. To jest normalna kolej rzeczy w dobrej drużynie, a my takową tworzyliśmy.

Na baraże pana drużyna chyba osiągnęła maksimum formy.

- Udało nam się w końcówce sezonu pojechać najlepiej jak potrafimy. Zawodnicy wspaniale pojechali te mecze. Właściwie to wznieśli na wyżyny swoich umiejętności i pokazali w barażach, a zwłaszcza na trudnym terenie w Rzeszowie kawał dobrego żużla.

Po pięciu biegach Marma przeważała już dziesięcioma punktami. Nie obawiał się pan, że gospodarze z łatwością odrobią starty z Gdańska i to oni będą w Ekstralidze?

- Miałem obawy, że rzeszowianie mogą odrobić straty. Nasza zaliczka z Gdańska zaczęła się szybko zmniejszać. Przed spotkaniem twierdziłem, że tor nie jest regulaminowy, nie jest bezpieczny dla zawodników. Przez to bardzo trudno jest gościom walczyć na takim torze i w ogóle na tak dużym obiekcie. Wiedziałem jednak, że tor z każdym kolejnym biegiem będzie coraz lepszy i jak się okazało te przypuszczenia okazały się faktem. Moi zawodnicy potrafili się wtedy odnaleźć na tej nawierzchni.

Jakby pan podsumował cały sezon w wykonaniu Lotosu Gdańsk?

- Myślę, że końcówka była najlepsza. Na początku sezonu mieliśmy problemy. Część zawodników nie była w takiej formie, w jakiej od nich oczekiwano. Potem wprowadziliśmy małe zmiany m.in. w zasadach jazdy na naszym obiekcie i z czasem wszystko zaczęło wyglądać o wiele lepiej, a na sam koniec przyniosło pożądany efekt w postaci awansu do Ekstraligi. Gdybyśmy tych zmian nie wprowadzili, to dzisiaj nie bylibyśmy w tym miejscu, którym jesteśmy.

Przed sezonem Lotos Gdańsk celował w bezpośredni awans, ale Polonia Bydgoszcz okazała się za mocna. Po którym meczu zdał pan sobie sprawę, że pozostaje walka i druga pozycję?

- Po przegranym meczu u nas z Polonia Bydgoszcz (31.08. – dop. red.). W tym spotkaniu nic nam nie wychodziło, nie mieliśmy kompletnie szczęścia. Nie powiodły się wtedy moje zmiany, w tym złota rezerwa. Ogólnie totalny bałagan i niemoc.

Niezbyt często się zdarza, aby drużyna z I ligi pokonała w barażu esktraligowca. Pana drużynie się to jednak udało.

- Cieszę się, że nam się udało pokonać drużynę z Ekstraligi. W pewnym sensie otworzyliśmy tym drużynom, które będą po nas, drogę do elity.

Lotos będzie jeździł w Ekstralidze w przyszłym sezonie, jednak nieuniknione wydają się być zmiany, aby gdańska drużyna zaistniała na salonach.

- Na dzień dzisiejszy cieszymy się tym, co udało się zdobyć na ten moment. Ten skład osiągnął coś wspaniałego i kto wie czy zamieniłbym się z Polonią Bydgoszcz, która awansowała z pierwszego miejsca. Ja cenię ten awans o wiele bardziej niż bezpośrednie wejście do Ekstraligi. Moi zawodnicy osiągnęli coś, czym będą się szczycić do końca życia.

Patrząc na wynik Lotosu przeciwko Marmie, można stwierdzić, że gdańska drużyna mogłaby z powodzeniem walczyć w dolnej części Ekstraligi.

- Dokładnie tak. Rywalizowalibyśmy najprawdopodobniej o szóste miejsce. Baraże pokazały, że jesteśmy lepsi niż rzeszowianie, choć nie mamy doświadczenia ekstraligowego. Dla nas, zawodników i działaczy, była to nowa sytuacja walka z drużyną z elity, ale podołaliśmy jej.

Po takim meczu można stwierdzić, że baraże mają sens, bo byli sceptycy negujący zasadność takiej walki. Twierdzili, że drużyna z Ekstraligi rozniesie zespół z niższej ligi.

- Zaprzeczyliśmy regule. Drużyny, które budują składy na I ligę muszą się zastanowić, że jakby coś nie wyszło, czy są w stanie rywalizować w barażach. Muszą patrzeć nie tylko na rywali z ligi, ale także klasę wyżej i ocenić potencjalnych rywali.

Jeżeli Gdańsk pokonuje Rzeszów, Polonia Bydgoszcz wchodzi bezpośrednio do Ekstraligi, a w I lidze jeździ równie mocny Ostrów, to może wcześniej należało zwiększyć liczbę drużyn w elicie?

- Dokładnie tak, nie wiem dlaczego tak późno będzie poszerzona Ekstraliga, bo dopiero w 2010 roku. Ostrów ma taki budżet, możliwości, zaplecze w postaci obiektu, że już dawno powinien być w Ekstralidze. A tak to ten sport niszczy się w Ostrowie. Jest spora różnica między pierwszą a drugą czwórką w I lidze i przez to mamy takie wyniki, jakie mamy, a przecież nie o to chodzi. Życzę ostrowskiej drużynie szybkiego awansu do Ekstraligi.

Pana pierwsze uczucia po wygranych barażach?

- Tak naprawdę nowe. Nigdy takiego czegoś wcześniej nie przeżywałem. Nie jestem w stanie porównać tego uczucia do niczego. Bo nigdy wcześniej nie byłem trenerem, który wprowadza zespół pierwszoligowy do Ekstraligi.

Źródło artykułu: