Robert Noga - Moje Boje: Tomek, dzięki!

Tak naprawdę Tomasz Gollob przekazał oficjalnie swoją decyzję o rezygnacji z udziału w mistrzostwach świata Grand-Prix w połowie minionego tygodnia, natomiast do mediów trafiła ona kilka dni później.

W tym artykule dowiesz się o:

Ale spekulacje na ten temat pojawiały się oczywiście wcześniej. Nie ma to większego znaczenia. Ważny jest sam fakt, który boleśnie uzmysławia, że czas płynie jednak niebłagalnie i nic wiecznie nie trwa. Tomasz zadebiutował w finale mistrzostw świata jeszcze przed narodzinami cyklu Grand-Prix, bo w 1993 roku. Dwie dekady temu! To było w Pocking, gdzie mistrzem został Sam Ermolenko, a nasz zawodnik, już wtedy wielki talent, zajął siódme miejsce. Co prawda niektórzy liczyli na więcej, ale biorąc pod uwagę mizerię lat wcześniejszych było naprawdę nieźle. Warto sobie uzmysłowić, że polski żużel dopiero rozpoczął marsz wychodzenia z cienia lat 80-tych, kiedy to przestaliśmy się w ogóle liczyć w nawet szerokiej światowej czołówce, a lali nas nie tylko Szwedzi, Duńczycy, Amerykanie czy Anglicy, ale też Czesi, Włosi czy nawet Węgrzy i Norwegowie.

Wynik Golloba w Pocking był najlepszym wynikiem Polaka w finale IMŚ od… 1979 roku, kiedy to Zenon Plech stanął na drugim miejscu podium finału w Chorzowie. Rok po Pocking Tomasz pojechał do Vojens na ostatni jednodniowy finał IMŚ jako "czarny koń". Wielu kibiców wierzyło gorąco nawet w to, że może okazać się najlepszy. Tym bardziej, że wygrał w Pradze półfinał światowy. W Pradze miałem nadzieję przeżywać naocznie jego triumf, a skończyło się na trwodze kiedy po dwóch zerach zaliczył potworny upadek na pierwszym łuku. Marzenia odpłynęły.

Rok później było już Grand-Prix rozpoczęte z wysokiego C od wygranej w pierwszym historycznym turnieju we Wrocławiu. Majowy nocny Stadion Olimpijski oszalał ze szczęścia kiedy Polak wygrał. Potem było już gorzej. Pamiętam jaki zawód przeżyli polscy kibice zgromadzeni na stadionie w Wiener Neustadt, kiedy po wygranej we Wrocławiu Gollob był dopiero ósmy. A na koniec cyklu prawdziwy szok, czyli nokaut w przenośni i w sensie dosłownym po napadzie Craiga Boyca. Potencjalny zwycięzca cyklu wypadł poza pierwszą ósemkę! A Boyca w zapłaceniu kary wspomogli ponoć inni uczestnicy Grand Prix. Tomasz na ich szacunek musiał jeszcze zapracować.

W końcu jednak i dla niego przyszły lepsze dni, w latach 1997-1998 była radość z brązowych medali i wydawało się, że do wygranej mistrzostw krok już naprawdę niewielki. Tak przyszedł sezon 1999. Wspaniała forma, wspaniała jazda i ten jeden pechowy start, który zniweczył wszystko. Finał Złotego Kasku we Wrocławiu zakończył się już w pierwszym wyścigu na słupku poza bandą. Kontuzja, szpital i piekielny wyścig z czasem. Za pasem był przecież ostatni turniej Grand Prix w Vojens. Pojechał, chociaż do jazdy nadawał się jak zapaśnik do baletu. Nie pomogło. Stary lis Tony Rickardsson zwietrzył szansę i ją bezwzględnie wykorzystał. A nam nie chciało się aż w to wszystko wierzyć. Ani w to, że na ten wymarzony, wyśniony tytuł będziemy czekali aż do 2010 roku.

Z tytułem Tomasza było bowiem jak z budową polskich autostrad. Trwało to wszystko i trwało. Ale w końcu przyszedł ten wielki dzień, symbolicznie na torze w rodzinnej Bydgoszczy, gdzie wszystko się rozpoczęło. Niektórzy już wtedy sugerowali, że Gollob powinien zakończyć starty w Grand Prix, że mając piąty krzyżyk na karku więcej nie zwojuje. Ale ile jeszcze emocji dostarczył nam przez następne trzy sezony? Teraz mówi pas i trzeba to uszanować. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Grand Prix bez Golloba nie ma sensu. Jeśli nie ma to dlatego, że jego formuła się zużyła. Ale rozumiem takie skrajne opinie, bo pamiętam podobne kiedy kończyli starty w mistrzostwach i Mauger i Nielsen i Rickardsson. Ale fakt, faktem - skończyła się pewna epoka.

Już teraz kieruję do organizatorów cyklu i PZM propozycję, aby Tomaszowi przyznać "dziką kartę" na Grand-Prix w Bydgoszczy albo zaprosić go tam, po to tylko, aby uroczyście pożegnać. Trudno o lepsze miejsce, a na pewno na takie pożegnanie zasłużył. Za te wszystkie lata, emocje, radości i smutki, za te pielgrzymki za Tobą po całej Europie, dzięki Tomek!

Robert Noga

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: