Półtora roku jeździłem ze złamaną ręką - rozmowa z Łukaszem Sówką - żużlowcem PGE Marmy Rzeszów

Łukasz Sówka zaszokował po Turnieju o Łańcuch Herbowy Ostrowa mówiąc, że przez półtora roku jeździł z niezaleczoną kontuzją ręki. 20-latek zaciskał zęby i walczył. Teraz podda się operacji.

Maciej Kmiecik: To, co się nie udało w zeszłym roku, kiedy byłeś czwarty w finale, stało się faktem teraz. Stanąłeś na podium najstarszego turnieju żużlowego w Polsce. Krok po kroku zmierzasz po główne trofeum?

Łukasz Sówka: Tak to wygląda. Jeśli utrzymam progresję wyników, to za dwa lata wygram Łańcuch Herbowy (śmiech). Cieszę się jednak z tego trzeciego miejsca. Trochę się męczyłem w tych zawodach, bo tor był wymagający. Moja złamana ręka dawała mi się we znaki. Na szczęście cało i zdrowo ukończyłem te zawody. Jestem bardzo zadowolony z tego wyniku. Ostatnie dwa mecze kompletnie mi nie wyszły - zarówno 4. finał SEC w Rzeszowie jak i kadra w Ostrowie były nieudane. Łańcuch Herbowy zaliczam na plus.

Wspomniałeś o złamanej ręce. Od kiedy jeździsz z tym urazem i jak w ogóle dajesz sobie z tym radę?

- To jest ten nadgarstek, z którym męczę się już od dłuższego czasu. Teraz przyszedł czas, by poddać się operacji i doprowadzić się do zdrowia. Niewiele osób to wie, ale przez cały sezon jeździłem ze złamaną ręką. Dawałem z siebie wszystko. Myślę, że po operacji może być tylko lepiej.

Jeżdżąc ze złamaną ręką wziąłeś przykład z Nickiego Pedersena, który w Grand Prix także jeździł z taką kontuzją...

- Tyle tylko, że ja wystartowałem w meczach ligowych mojej drużyny (śmiech). Tak naprawdę urazu ręki nabawiłem się w czerwcu zeszłego roku. Męczę się z tym więc już prawie półtora roku. Myślałem, że po rehabilitacji, którą przeszedłem zimą będzie lepiej. Faktycznie było. Niestety, po upadku w Opolu, gdzie uderzył we mnie Piotr Świderski, kość w ręce przestawiła się i teraz daje się we znaki mocno. Codziennie chodzę w opasce usztywniającej. Jest ciężko, ale stabilnie.

Kiedy przejdziesz operację?

- Myślę, że jak najszybciej. Czekam tylko na decyzję lekarza. Mam nadzieję, że będzie to tydzień, góra półtora. Przypuszczam, że Łańcuch Herbowy był ostatnimi zawodami w tym sezonie. Być może wyjadę jeszcze na jakiś trening, ale wszystko zależy od tego, jak się będę czuł. Osiem wyścigów Turnieju o Łańcuch Herbowy Ostrowa dało mi się ostro we znaki.

Tobie ten nowy system rozgrywania zawodów chyba pasował? Dzięki niemu mogłeś pojechać w finale...

- Było to coś nowego. Nie ma nudy i w kółko tego samego. Fajna inicjatywa i myślę, że kibicom, którzy licznie przyszli na stadion mogło się podobać.

Na koniec proszę podsumuj sezon 2013 w Twoim wykonaniu. To był najlepszy rok w Twojej karierze?

- Trzymając się ocen szkolnych, wystawiłbym sobie czwórkę z minusem. Rzeczywiście był to chyba mój najlepszy sezon. Podwyższyłem swoją średnią. Wreszcie zdobywałem dwucyfrówki, choć oczywiście zdarzały się też słabsze występy. Jestem zadowolony, ale nie ukrywam, że zabrakło mi jakiegoś indywidualnego sukcesu. To mogłoby ukoronować ten sezon.

Myślisz już o przyszłym sezonie i tym, gdzie będziesz jeździł?

- Na razie jeszcze nie. Teraz skupiam się na operacji i dojściu do zdrowia, a później będę myślał o sezonie 2014.

Bierzesz pod uwagę pozostanie w Rzeszowie po spadku z Enea Ekstraligi?

- Czemu nie? Każdy klub wchodzi w rachubę, a w Rzeszowie dobrze się czuję i jestem w kontakcie z panią Martą Półtorak. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, choć tak jak wspomniałem, na razie najważniejsze jest zdrowie.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: