Po sobotnim meczu w Gorzowie Wielkopolskim pomiędzy Stalą i Unią Leszno zakończonym wygraną gości, zadzwonił do mnie lubuski kolega po "piórze" i używając pewnego skrótu myślowego podzielił się taką oto opinią, że aktualny wicemistrz Polski został właściwie w ciągu 13 dni doprowadzony do stanu degradacji z ekstraligi. Kolega miał na myśli trzy kolejne ligowe porażki zespołu gorzowskiego, w tym dwie na własnym torze. Przy brutalnym regulaminie rozgrywek spuszczającym z ligi aż trzy drużyny to straty bolesne. A tu jeszcze dzień później czekał gorzowian pojedynek wyjazdowy z mistrzem Polski tarnowską Unią. Scenariusz był więc taki, że "Stalówka" dostaje oczywiste bęcki po raz czwarty z rzędu i okopuje się na pozycji czerwonej latarni ligi, a Piotr Paluch wraca do domu już właściwie jako osoba prywatna. Dzień później, po odespaniu, zgłasza się do klubu jedynie po obiegówkę i odtąd zamienia fach trenera na znacznie mniej popłatne, ale dużo spokojniejsze miejsce kibica.
A tutaj proszę. Stal ogrywa Jaskółki na jego torze jak chłopca z przedszkola żużlowego, które w Tarnowie prowadzi Mirosław Cierniak. Rajdery sprowadzone na Zawarcie głównie ze względu na stan kasy przecież, a nie ambicje sportowe: Tomek Gapiński, Linus Sundstroem czy Paweł Hlib zbiły niemiłosiernie mistrzowski team z ubiegłego roku, w którym z konieczności wymienić trzeba było w składzie jeden poważny element. Toteż ledwie skończył się mecz, a goście nie zdążyli jeszcze dobrze nacieszyć się z wygranej wraz z grupą kilkunastu najwierniejszych z wiernych, którzy podążyli przez całą Polskę na ten mecz, a już w Internecie pojawiła się wypowiedź że Stal podniosła się z kolan. No, to się dopiero okaże, bo kolejne mecze przed nami.
W Tarnowie kibice przeżywają natomiast szok, bo Unia w trąbkę dostała trzeci mecz z rzędu, a o ile jeszcze porażka w Toruniu była wkalkulowana w rozpiskę sezonu, to na pewno nie przegrana we Wrocławiu, a już Boże uchowaj w Tarnowie ze Stalą. I co gorsza nie poznają swoich bohaterów z poprzedniego sezonu, bo wszyscy, dosłownie wszyscy jeżdżą zdecydowanie gorzej niż wtedy, kiedy wspinali się na mistrzowski tron. Od Martina Vaculika poczynając, na Januszu Kołodzieju kończąc. Jeden zawodnik w zespole mający słabszy moment to się oczywiście zdarza, nawet nierzadko, czasem kryzys dopadnie dwóch. Ale cały zespół jednocześnie? Strajk jakiś ogłosili, czy kiego cholera? I na jakim tle? Finanse? Gdzie tam, przecież liderzy drużyny mają indywidualne kontrakty ze sponsorami, więc nie mają raczej powodów do narzekania. Chyba, że to strajk solidarnościowy z kolegami na klubowym jedynie wikcie. To oczywiście tylko żarty, ale problem jest poważny. I łatwo to poznać chociażby po wypowiedziach żużlowców.
Po meczu ze Stalą wszyscy narzekali, że szyki im popsuł deszcz, który popadał rano i zmienił parametry toru. Czyli coś wzruszającego dla kibica z popularnego cyklu "znacie to posłuchajcie" Maciej Janowski mówi natomiast, że drużynie brakuje energii z zeszłego roku. Chłopaki, to kto energii ma wam dodać - redaktor Noga? I deszcz zakląć? Ale Maciej dodał też, że trzeba przestać płakać i zabrać się do roboty, bo potencjał zespołu jest dużo większy niż wskazuje na to miejsce w tabeli. Racja. Ale racja jest też taka, że ekstraliga w tym roku przebiega na razie w sposób niemalże kuriozalny.
Jeżeli dobrze sobie wszystko policzyłem na 18 rozegranych dotąd ligowych meczów aż 8 zakończyło się zwycięstwem zespołu gości! Z rozegranej wczoraj kolejki z 5 spotkań przyjezdni wygrali aż 4 mecze. Szczerze mówiąc nie pamiętam takiej sytuacji. Czy to nowa funkcja komisarza toru doprowadziła do tej rewolucji? W każdym bądź razie wyraźnie w pierwszych tegorocznych spotkaniach atut własnego toru przestał mieć takie znacznie jak dotąd. Wszelkie prognozy biorą w przysłowiowy łeb, nawet te prezesa honorowego Władysława Komarnickiego:). Liga zaczęła się jak u Alfreda Hitchcocka trzęsieniem ziemi. A teraz napięcie będzie jeszcze rosło
Robert Noga