Piotr Dym: W tym sezonie już nie wyjadę na tor

Piotr Dym z powodu kontuzji nie mógł pomóc kolegom w pokonaniu ROW-u Rybnik. Rawiczanie stanęli jednak na wysokości zadania, a kolegom z drużyny szczerze gratuluje jej kapitan.

Co do powiedzenia po niedzielnych zawodach miał zawodnik, któremu nie dane było w nich wystartować? - Chciałbym podziękować chłopakom za super jazdę i podejście do tego meczu. Mimo tego, nie mieli oni okazji do trenowania przez dwa tygodnie na tym torze, bo nie nadawał się do tego, dali radę. Bardzo się cieszymy. Dziękujemy również kibicom, bo doping był chyba najlepszy od czterech lat. Mamy dużą, niespodziewaną zaliczkę przed rewanżem. W tym składzie, w jakim przyjechał ROW Rybnik, spodziewałem się wyniku w granicach remisu - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Piotr Dym.

Jak wygląda obecnie sytuacja zdrowotna wychowanka leszczyńskiej Unii? - W tym roku już raczej na tor nie wyjadę. Okazało się, że mam złamaną kość ogonową, wybity kręg piersiowy, który mnie uwiera przy podnoszeniu się na prawej ręce. Nie ma sensu wyjeżdżać nie tylko po to, by nie ryzykować, ale też ból przy takim urazie kości ogonowej jest bardzo duży. Może gdzieś w październiku wyjadę przejechać kilka kółek, ale ciężko na tę chwilę coś prorokować - wyjaśnia "Legenda".

Po raz pierwszy w tym sezonie na rawickim stadionie stawiło się około tysiąca kibiców. W poprzednich meczach frekwencja była znacznie niższa. Czy niedzielna liczba widzów jest dobrym prognostykiem na przyszłość? - Widziałem wielu kibiców przyjezdnych: z Leszna, Ostrowa, a także nawet z dalekich żużlowych ośrodków. Znam ich ze startów w różnych klubach. Chciałbym, żeby ta liczba widzów się utrzymywała na pewnym poziomie. Kiedyś mieliśmy pewną grupę tzw. "stałych kibiców", było to około 1500-1700 osób. Atmosfera była fajna, było dla kogo jechać. Chcielibyśmy być w tej pierwszej lidze, zobaczymy co się wydarzy zimą - tłumaczy kapitan rawickiego zespołu.

Piotr Dym jeździł w barwach Kolejarza w sezonie 2008, kiedy to rawiczanie w pierwszej lidze z kretesem przegrywali mecz za meczem. Jakie wnioski należałoby wyciągnąć z tamtego sezonu w kontekście bardzo możliwego awansu na zaplecze Ekstraligi? - To jest już inna drużyna, inny zarząd. Wszyscy jesteśmy zżyci. Jest fajna atmosfera w drużynie, działa to w dwie strony, zarówno w kierunku zarząd - zespół, jak i w odwrotnym. Trzeba wygrywać mecze u siebie. A możemy je wygrywać, co widać po ostatnich spotkaniach, kiedy już się przełożyliśmy. W pierwszych meczach sezonu wygrywaliśmy tutaj zbyt małą liczbą punktów. Potem tor stał się naszym handicapem. Mam tutaj na myśli ostatnie trzy mecze. Receptą na kolejny sezon jest możliwie najwyższe wygrywanie meczów u siebie. To cała filozofia - słusznie zauważa doświadczony Niedźwiadek.

Źródło artykułu: