Lwy sięgnęły po zawodnika, który nie startował 17 lat!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na żużlu widzieliśmy już wiele ciekawych sytuacji, ale to co wydarzyło się w środę w Szwecji zostanie na długo w pamięci kibiców. Zespół Lejonen Gislaved miał problem ze skompletowaniem składu i sięgnął po zawodnika, który nie jeździł od 17 lat!

Zacznijmy jednak od początku. Spotkanie Lejonen Gislaved - Piraterna Motala miało odbyć się we wtorek o godz. 19:00. Mecz został jednak odwołany z powodu opadów deszczu i przełożony na środę (godz. 19:00). Szwedzki Związek Motorowy nie dał jednak rano zgody na rozegranie powtórki tego pojedynku, gdyż na ten sam dzień zaplanowano kwalifikacyjny turniej do finału Indywidualnych Mistrzostw Szwecji w Sztokholmie. Startować mieli w nim David Ruud i Dennis Andersson z Lejonen oraz Linus Sundstroem z Piraterny.

Po kilku godzinach okazało się, że spotkanie dojdzie do skutku, a obie drużyny wystąpią osłabione. Większe problemy miało Lejonen, które nie mogło zaprosić na mecz Troya Batchelora i Kennetha Bjerre (startowali w Anglii).

Działacze Lwów zdecydowali się na niecodzienny krok! Zaprosili na to spotkanie Tonyego Berntzona, który kevlar na kołek zawiesił 17 lat temu! W Lejonen startował też jego syn Oliver. Skład nie był jednak dalej pełny, dlatego Lejonen zaprosiło na ten mecz również Christophera Oberga, który zakończył karierę trzy lata temu. Klub wystąpił do SVEMO o jednorazową licencję dla obu zawodników.

Oberg i T.Berntzon wystartowali w meczu, a raczej statystowali, gdyż pierwszy zdobył jeden punkt (dzięki taśmie kolegi z pary), a Berntzon zakończył spotkanie z zerowym dorobkiem. Nikt jednak nie spodziewał się cudów po jeździe tych zawodników. Dodajmy, że Lejonen przegrało 42:47. Tony Berntzon o starcie w meczu dowiedział się dwie godziny przed rozpoczęciem starcia, a już chwilę po godz. 19 stanął pod taśmą z samym Gregiem Hancockiem. - Tato nie zdobył punktów, ale na pewno jest szczęśliwy - zażartował Oliver Berntzon, który zdobył 6 pkt. i 2 bonusy. Przed biegami Tony Berntzon musiał wysłuchiwać rad od swojego 18-letniego potomka. Z reguły jest na odwrót.

Sytuacja w Szwecji zaskoczyła chyba wszystkich. Regulamin w Polsce nie zezwala na tak szybkie decyzje, ale kto wie, czy w innym przypadku Falubaz Zielona Góra lub Unia Leszno (mający problemy kadrowe) nie skorzystaliby z usług Andrzeja Huszczy czy Romana Jankowskiego...

Źródło artykułu: