Musiałby się świat zawalić, żeby Polacy nie wygrali - rozmowa z Władysławem Komarnickim, prezesem Caelum Stali Gorzów

Prezes Caelum Stali, Władysław Komarnicki, w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiedział o swoich przemyśleniach dotyczących tegorocznej edycji Drużynowego Pucharu Świata oraz o przygotowaniach Gorzowa do barażu i finału tej wielkiej imprezy.

Jakub Sobczak: Panie prezesie, na początek chciałbym spytać o wyniki sobotniego półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Vojens. Zwyciężyli tam Duńczycy, przed Szwedami, Australijczykami i Niemcami.

Władysław Komarnicki: Bardzo skrupulatnie oglądałem te zawody, a nawet później widziałem powtórki i muszę powiedzieć, że byłem zaskoczony tym, iż Duńczycy wygrali zarówno ze Szwecją, jak i z Australią. Te dwie drużyny są bowiem bardzo mocne. Szwedzi mają świetnego lidera Andreasa Jonssona. Pomimo młodego wieku bardzo ładnie jechał nasz młody Thomas H. Jonasson, a byli jeszcze dwaj następni uczestnicy cyklu Grand Prix, Fredrik Lindgren i Antonio Lindbaeck, który ma ogromny potencjał i jeszcze nie do końca wykorzystał swój ogromny talent i możliwości. W związku z tym Szwedzi są niezwykle wyrównaną drużyną. Kiedy popatrzymy z kolei na Australię, to Jasona Crumpa nie musimy chyba rekomendować. Jest tam również znakomity, dwukrotny Indywidualny Mistrz Świata Juniorów, Darcy Ward oraz świetny Chris Holder. Nie ukrywam zatem, że byłem bardzo zaskoczony tymi wynikami.

Czyli skład reprezentacji z Półwyspu Jutlandzkiego ocenia pan niżej niż Szwedów i Australijczyków?

- Kiedy na spokojnie popatrzyłem na zestawienia drużyn, mówiąc brutalnie, stawiałem absolutnie na Australię. Tor w Vojens powinien być atutem Duńczyków, ale niech mi pan pokaże zawodnika z tej całej triady, który nie jechał dotychczas w Vojens. Ten tor nie stanowi jakiejś zagadki, jest rozpoznawalny przez wszystkich zawodników. Osobiście więc uważam, że zwycięstwo Danii to mimo wszystko niespodzianka.

W poniedziałek półfinałem w King's Lynn swój udział w Drużynowym Pucharze Świata rozpoczną Polacy.

- Polacy mają szczęście, że nie jechali w Vojens i trzeba to sobie powiedzieć wprost. Nie mówię, że w King's Lynn pójdzie im lekko, bo na pewno stoczą ciężki bój, ale musiałby się chyba świat zawalić, żeby oni tego nie wygrali. Możemy już spokojnie uważać, że Polacy są w finale. Gdyby jednak doszło do jakiegoś wypadku przy pracy, to są jeszcze przecież baraże, chociaż nie życzę im tego. Proszę bowiem zauważyć, co się zaczyna dziać w barażach. Są już w nich Szwedzi i Australijczycy. W związku z tym, gdyby mieli tam się jeszcze znaleźć Polacy, można by było powiedzieć, że to niemalże finał. Polacy absolutnie muszą więc w wygrać, żeby spokojnie przygotowywać się do finału. A gdyby zdarzył im się jakiś wypadek przy pracy i Brytyjczycy wygraliby z naszymi, to w barażach będzie ciężko. Choć z drugiej strony nie sądzę, żebyśmy przegrali z tą dużą grupą dobrych zawodników, którą dysponują Australijczycy i Szwedzi. Nie da się jednak ukryć, że byłoby nam bardzo trudno i na styk.

Prezes Caelum Stali Gorzów, Władysław Komarnicki, wierzy w sukces reprezentacji Polski

Zgodzi się pan z opinią, że biało-czerwoni są faworytami zmagań o Drużynowy Puchar Świata?

- Zgodzę się, dlatego że mimo wszystko mamy silną ekipę i myślę, że najbardziej wyrównaną spośród wszystkich reprezentacji. W drużynówkach finały są zawsze bardzo ciężkie i przewiduję, że również tym razem będzie podobnie.

Kto będzie najgroźniejszym rywalem Polaków? Najwyżej oceniał pan siłę zespołów z Australii i Szwecji.

- Jeśli chodzi o finał w Gorzowie, będzie z pewnością arcyciekawie. A to dlatego, że dochodzi tu jeszcze coś takiego, że Duńczycy w osobach Nickiego Pedersena i Nielsa Kristiana Iversena, jeżdżą w Caelum Stali, więc doskonale znają gorzowski tor. W związku z tym może dojść do takiej sytuacji, że to Duńczycy, obok Polaków, urosną do miana faworytów. Gdybym miał wytypować podium, to na pierwszym miejscu postawiłbym naszą reprezentację, na drugim Danię, a na trzecim Australię.

Co może pan powiedzieć na temat doboru zawodników do kadry Polski. Spore kontrowersje wywołały powołania dla niebędących w wybitnej formie Janusza Kołodzieja i Krzysztofa Kasprzaka.

- Trener kadry, Marek Cieślak, podjął decyzję, której ja nie mam zamiaru komentować. To on za tę decyzję odpowiada. Nie odważył się wziąć żadnego młodzieżowca. Myślę natomiast, że Maciek Janowski i Przemek Pawlicki pokazali znakomitą jazdę. Gdybym ja był na jego miejscu, jednego z nich wziąłbym do składu na pewno.

A w miejsce kogo wstawiłby pan jednego z tych juniorów?

- Szczerze mówiąc, Janusz Kołodziej cudów nie pokazuje, a Krzysztof Kasprzak połowę sezonu miał straconą. Ja osobiście podjąłbym ryzyko z wprowadzeniem do składu młodzieżowca. To jest już jednak decyzja trenera i on odpowiada za nią od A do Z. Trzeba przyznać wprost, że czeka nas bardzo ciekawy baraż. Niech pan zwróci uwagę: jeżeli do barażu wejdą Brytyjczycy, to zapowiada nam się niesamowita walka pomiędzy Szwedami, Australijczykami i właśnie Brytyjczykami. Już sam baraż będzie zatem niezwykle emocjonujący, ale za to finał będzie niesamowitą ucztą dla kibiców. Wszystkie drużyny będą szły na styk. Wspomni pan moje słowa. Tam nie będzie słabej reprezentacji.

Nagrodą za zwycięstwo w Drużynowym Pucharze Świata jest Trofeum imienia Ove Fundina

Jak od strony organizacyjnej przebiegają przygotowania do barażu i finału Drużynowego Pucharu Świata, które w tym roku odbędą się w Gorzowie?

- Przygotowujemy się do tego już od dłuższego czasu. Mamy w klubie specjalną ekipę od tych spraw, która działa już od kilku miesięcy. To byłoby niemożliwe, żebyśmy system organizacyjny oparli tylko na ostatnie dni, czy tygodnie przed imprezą. Moi ludzie jeździli po świecie i podglądali innych, żeby nie popełnić jakiegoś błędu. Mamy za sobą procedurę jeśli chodzi o półfinał Drużynowego Pucharu Świata, który w tamtym roku odbył się w Gorzowie. Zorganizowaliśmy go modelowo. Teraz myślę, że będzie podobnie. Roboty jest od rana do nocy. Procedura jest świętością, musimy jej przestrzegać. Mogę powiedzieć, że głęboko wierzę w swój zespół, że osiągniemy kolejny sukces. Będzie on należał nie tylko do klubu, ale przede wszystkim do naszego miasta. Impreza ma charakter światowy, czy to się komuś podoba czy nie. Gorzów długo będzie czekał na drugą taką imprezę o tak międzynarodowym wymiarze jeśli chodzi o sport.

Firma BSI, odpowiedzialna za organizację Drużynowego Pucharu Świata i cyklu Grand Prix, dba o najmniejsze nawet szczegóły i ma podobno mnóstwo drobiazgowo wypisanych wymogów. To prawda, czy też doniesienia na ten temat są przesadzone?

- To, co pan powiedział jest zbliżone do praktyki. Wymogi proceduralne są bardzo drobiazgowe. Ściśle jest określone nawet to, dokładnie jakiej wysokości ma być podium i w jakiej odległości od toru, w którym miejscu ma stanąć. Przyzna więc pan, że szczególarze z nich okropni. Niemniej jednak, siedząc w biznesie wiele lat nauczyłem się, że jeżeli ktoś coś wymyślił i spełnia to oczekiwania, to taką rzecz można tylko poprawić na lepsze. Na pewno nie na gorsze.

Czyli podsumowując, w czwartek i sobotę w Gorzowie można spodziewać się wspaniałych zawodów.

- To nie jest impreza tylko dla gorzowian. Jest ona o charakterze światowym, przyjeżdża bardzo wiele ludzi z całego świata. Ostatnio w Askanie spotkałem młode małżeństwo. Okazało się, że przyjechali do nas aż z Nowego Jorku, bo nie wyobrażali sobie, żeby mogło ich zabraknąć na takiej imprezie. W związku z tym naprawdę namawiam Lubuszan do udziału. Prędko taka okazja może się nie powtórzyć. Skorzystajcie z niej, przychodźcie na stadion, bo sportowa uczta będzie niezwykła! Gorzów jako miasto również jest przygotowany. Myślę, że kibice zajmą miejsca nie tylko na stadionie, ale również na naszym pięknym bulwarze.

W ubiegłym roku w Vojens biało-czerwoni cieszyli się ze złotych medali. Polscy kibice liczą na powtórkę 16 lipca w Gorzowie

Źródło artykułu: