Czarne chmury zawisły nad Mirosławem Jabłońskim, który w ciągu dwóch tygodni stracił cztery silniki. - Ostatni okres jest dla mnie straszny - przekonuje. - Muszę iść do wróżki, żeby odczarowała to wszystko. Nowe silniki się psują jeden za drugim, a ja nie mogę nic na to poradzić.
- Wszystko zaczęło się niespełna dwa tygodnie temu podczas wyjazdu na mecz do Szwecji. Tam kompletnie rozleciał mi się silnik. Tydzień temu w Poznaniu urwał się tłok, więc silnik nadaje się tylko na złom - opowiada. - Zła passa towarzyszyła mi także dzisiaj. Kolejne dwa silniki straciły kompresję. Pierwszy zdążyłem odstawić, bo sędzia przerwał wyścig i do powtórki wyjechałem na drugim. Po biegu okazało się, że doszczętnie się rozwalił. Jednak pech nie ominął także drugiego silnika. Całe szczęście, że wszystko stało się po ostatnim wyścigu, który wygrałem.
Młodszy z braci Jabłońskich przewiduje, że przyczyna problemów tkwi w nowych tłumikach: - Rozkładam ręce i nowym tłumikom mówię stanowcze nie! To dla mnie duży problem, bo jeśli będę zdobywał tyle punktów co ostatnio, to nie zarobię nawet na remonty.
Okazuje się, że pech towarzyszy zawodnikowi Startu nie tylko na torze. - Podczas ubiegłotygodniowego wyjazdu do Szwecji mój mechanik miał wypadek. Na domiar złego po zawodach mieliśmy awarię samochodu, który został na miejscu. Do Gniezna wróciliśmy dzięki pomocy Szymona Woźniaka, Daniła Iwanowa i Sebastiana Skrzypczaka, za co chciałem im serdecznie podziękować.
Uśmiech mógł zagościć na twarzy Jabłońskiego dopiero po meczu z KS ROW Rybnik, w którym Start przerwał fatalną dla siebie serię dwóch porażek z rzędu na swoim torze. - Aż chce się powiedzieć, w końcu! Po wielu bojach, przebojach i porażkach nareszcie wygraliśmy u siebie. Pokazaliśmy, że jedziemy do końca, a po jednym zwycięstwie w Gdańsku nie spoczywamy na laurach. Walczymy o każdy punkt, o każdy metr toru - mówił zdobywca 9 punktów i 2 bonusów.
- Pierwszy raz jechałem na tak przygotowanym torze, bo przez awarię samochodu w Szwecji nie zdążyłem dojechać na piątkowy trening punktowany. W zamian trenowałem dzisiaj rano, ale było trochę bardziej przyczepnie. Wnioski są takie, że można na nim walczyć, ale trzeba być dobrze dopasowanym. W jednym biegu trochę przekombinowałem i przywiozłem zero. Jazda, jazda i jeszcze raz jazda pozwoli na to, żeby być na tyle szybkim, aby skutecznie walczyć z najlepszymi. A jest to ważne, bo już za tydzień odbędzie się Turniej Chrobrego.
Jabłoński w turnieju (4 czerwca, godz. 17.00) wystąpi z numerem jedenastym. W pierwszym biegu przyjdzie mu zatem rywalizować z Gregiem Hancockiem i Nicki Pedersenem. - Muszę sklecić jakąś "pralkę", żeby podjąć skuteczną walkę z rywalami. Mój park maszyn ostatnio szybko się uszczupla, więc mam duży problem. Ale nie zamierzam rozkładać rąk.
Mirosław Jabłoński ostatnio ma o czym myśleć