Jarosław Galewski: Rozmawiamy po zakończeniu wtorkowego meczu sparingowego w Poznaniu. Jak oceniasz te zawody?
Hans Andersen: Przede wszystkim chodziło o to, żeby pojeździć i sprawdzić różne ustawienia moich motocykli, zarówno tych starych jak i nowych. Miałem zamiar zrobić już to kilka razy, ale zawody były odwoływane. Cieszę się, że wreszcie dziś mogłem posprawdzać nowe silniki. Teraz pozostaje mi tylko czekać, co wydarzy się w sprawie tłumików. W trakcie ostatniego wyścigu spróbowałem jazdy na nowym rozwiązaniu. Tak naprawdę muszę przygotować się na każdą ewentualność, ponieważ nie wiadomo, co wydarzy się jeszcze w tej sprawie.
Czy jesteś już w stu procentach gotowy na rywalizację w lidze polskiej?
- Tak, tym bardziej, że przede mną jeszcze jazda w lidze angielskiej. Do tej pory nie jeździłem zbyt wiele, ponieważ problem był właśnie w Anglii. Coventry nie wiedziało, czy w ogóle przystąpi do rywalizacji. W Polsce problem związany był ze sprawą tłumików. Cieszę się jednak, że bez względu na wszystko zdążyłem już pojeździć. Wydaje mi się, że można powiedzieć, że jestem gotowy do walki. Powinno być dobrze.
Porozmawiajmy o tłumikach, ponieważ trudno pominąć ten temat. Jakie jest twoje zdanie w tej sprawie?
- Nie ukrywam, że wolałbym używać starych tłumików. Jeżeli jednak używamy gdzieś nowych tłumików, to powinniśmy ich używać wszędzie. Sytuacja jest problematyczna między innymi w związku z jazdą w polskiej lidze, gdzie na tę chwilę mówi się o starych częściach. Kłopot pojawi się, kiedy pojadę do Szwecji czy Anglii i będę musiał założyć nowy tłumik. W takim przypadku motocykl nie będzie zawsze reagować w ten sam sposób, a to duży problem dla zawodników.
Zakładasz, że polscy zawodnicy mogą zmienić zdanie i w Polsce obowiązywać będą nowe tłumiki?
- Wydaje mi się, że może się tak stać. Przynajmniej wszystko zdaje się zmierzać w tym kierunku. Nawet Tomasz Gollob zaczął teraz mówić, że tak czy inaczej zamierza jeździć w mistrzostwach świata, nawet na nowych tłumikach. Nie jest to na pewno idealne rozwiązanie, ale wszędzie powinniśmy korzystać z tych samych urządzeń, w tym przypadku z nowych tłumików.
Zdecydowałeś się na zmianę barw klubowych i jazdę w gorzowskiej Stali. Dlaczego?
- Można powiedzieć, że z Gorzowem rozmawiałem już od trzech sezonów. Przed początkiem tegorocznych rozgrywek znowu pojawił się temat mojej jazdy w tym klubie. Gorzów wygląda na dobrze prowadzony klub. Poza tym, ważnym czynnikiem był skład, który udało się zbudować w Gorzowie. Dla mnie istotne jest, żeby drużyna, w której jeżdżę, była w stanie wygrywać. Kiedy drużyna odnosi zwycięstwo za zwycięstwem, to przekłada się to na zawodnika, który staje się lepszy. Cieszę się, że jestem w drużynie, która ma szansę na zdobycie mistrzostwa.
Solidny skład zbudował także twój poprzedni polski klub. Nie chciałeś zostać?
- Na to złożyło się wiele czynników. Przede wszystkim chciałem pozostać w Toruniu, ale klub miał problem z podjęciem decyzji w tej sprawie. Rozmawialiśmy przed ostatnią rundą Grand Prix i usłyszałem wtedy: tak, tak będziemy rozmawiać. W pewnym momencie nie mogłem już czekać. Pojawiły się konkretne oferty z innych klubów, między innymi z Gorzowa. Poza tym, prowadzę własny biznes i kiedy zwleka się z takimi sprawami zbyt długo, nie można się odpowiednio skupić i robić tego dobrze. Jestem szczęśliwy, że sprawy potoczyły się w taki sposób. Trzyletnie rozmowy z Gorzowem w końcu udało doprowadzić się do finalizacji i jestem w tym klubie. Tamtejszy tor bardzo mi odpowiada. Wydaje mi się zresztą, że w tym klubie wszystko wygląda odpowiednio.
Jak oceniasz zespół, który zbudowano w Gorzowie i jego szansę w rozgrywkach Speedway Ekstraligi?
- Wiem, że wszyscy mówią o tym, że musimy wygrywać. Przede wszystkim najpierw trzeba przejść pierwszą rundę w play-off. W ostatnich dwóch sezonach gorzowski klub miał z tym problem i przegrywał. Najpierw awans do decydującej części rozgrywek a później dalsza walka. Tak czy inaczej, jestem przekonany, że jeśli ominą nas kontuzje, to możemy znaleźć się w finale.
Jeszcze niedawno byłeś blisko czołówki w cyklu Grand Prix, ale wyraźnie obniżyłeś loty. Co się stało w pewnym momencie z Hansem Andersenem?
- Problemy z kontuzjami. Wydaje mi się, że to główna przyczyna. Trochę problemów miałem już w trakcie ubiegłego sezonu. Zanim złapałem uraz w Szwecji w sytuacji z Nickim Pedersenem, byłem na piątej pozycji i nie miałem jakiejś szczególnej straty do zawodników, którzy byli przede mną. Złamałem jednak kilka palców w lewej ręce, a wiadomo, że to duży problem, zwłaszcza przy używaniu sprzęgła.
Czy teraz nadal odczuwasz tego skutki?
- W tej chwili nie ma wielkiego problemu. Zacząłem jeździć z połamanymi palcami, musiałem opuścić zawody w Gorican. Generalnie miałem sporo problemów z odpowiednim puszczaniem sprzęgła, mimo że próbowałem to robić na wiele sposobów. Przez większą część sezonu to wszystko dawało mi się we znaki. W tej chwili jeśli spojrzysz na moją rękę, to palce nadal nie wyglądają zbyt dobrze. Najważniejsze jednak, że ręka funkcjonuje tak, jak powinna. Mogę normalnie puszczać sprzęgło. Jest zupełnie tak jak wcześniej i dlatego nie mogę doczekać się początku zmagań i wygrywania wyścigów.
Gorzów w ostatnich sezonach nie zrealizował swoich celów. Czujecie teraz w klubie dużą presję na wynik?
- Przed początkiem sezonu raczej jeszcze nie. Pewnie zmieni się to w trakcie sezonu, kiedy wszystko się zacznie na dobre. Mamy jednak w składzie bardzo dobrych zawodników. To bardzo ważne. Nawet jeśli ktoś będzie mieć słabszy dzień, jest wokół niego grupa ludzi, która może to zniwelować. To daje duże bezpieczeństwo. Mamy na tyle silną drużynę, że dany zawodnik nie musi zdobywać w każdym spotkaniu maksymalnej liczby punktów. Presja w tym przypadku nie jest już tak duża.