Dopiero w fazie play off zespół "zaskoczył" - rozmowa z Ronnim Jamrożym, zawodnikiem KS ROW Rybnik

Ronnie Jamroży był kreowany na krajowego lidera rybnickiej drużyny w sezonie 2010. Niestety kontuzja ręki spowodowała, że sezon ten nie był tak udany dla samego zainteresowanego, jak sobie tego życzył. Podobnie miało się miejsce z ekipą KS ROW. Śląski zespół dopiero w barażach utrzymał pierwszoligowy byt czym wypełnił ostatni postawiony cel w lidze.

Krzysztof Kaczmarczyk: Sezon 2010 udało się zakończyć sukcesem. KS ROW pokonał rywala z Lublina taką ilością punktów, żeby zdołać utrzymać I ligę dla Rybnik. Możecie być zatem zadowoleni.

Ronnie Jamroży: Tak cieszymy się bardzo, ja przynajmniej cieszę się, jakbyśmy awansowali do ekstraligi. Nie takie były cele, każdy przecież wie, że liczono na zdecydowanie więcej.

Właśnie, założenia na sezon 2010 były zupełnie inne. Mówiono o pierwszej czwórce, a może i nawet czymś więcej...

- To jest po prostu sport i tor weryfikuje wszystko. Różne dziwne przypadłości losu mają wpływ na wynik, więc cieszymy się, że chociaż ten cel, który został nam postawiony przed tym barażowym dwumeczem został zrealizowany.

W meczu tym można było gołym okiem zaobserwować, że różnica pomiędzy drużynami z pierwszej i drugiej ligi jest ogromna.

- Tak, ale w Lublinie nie było tego widać. Lublin jest naprawdę dobrą drużyną. Zarówno Karol Baran czy Mariusz Puszakowski i cała reszta zawodników u siebie są bardzo groźni. Mają bardzo specyficzny tor i nawet w tym składzie sprawiliby niejedną niespodziankę w I lidze.

No właśnie, w Lublinie nie było tak kolorowo. Sam przeszedłeś ogromną metamorfozę porównując obie potyczki. Otrzymaliście również pomoc od innych zawodników. Sam też korzystałeś ze sprzętu innych, czy jechałeś na swoim?

- Jechałem na motorze Antonio Lindbaecka. Chciałem skorzystać też z mojego, bo w meczu z Miszkolcem dobrze jechał, ale stwierdziłem, że pojedziemy na tym silniku, żeby nie było potem żadnych różnych pretensji jeśliby coś poszło nie tak. Wtedy byłoby, że mogłem jechać na czymś innym, co było podstawione. Tak więc troszeczkę zaryzykowałem.

13 punktów i 1 bonus to jednak bardzo dobry wynik, jaki udało się wywalczyć na zakończenie sezonu w arcyważnym meczu.

- W pierwszym biegu może nie było tej szybkości, jaką byśmy chcieli, ale potem poznałem ten sprzęt, wprowadziliśmy odpowiednie korekty i było już można powiedzieć fantastycznie... aż do ostatniego biegu. Zeszła już jednak wtedy presja i nie chciałem na wariata gonić, żeby w ostatnim biegu sezonu nie zrobić sobie krzywdy.

Ronnie Jamroży sezon 2010 w barwach Rekinów zakończył ze średnią biegopunktową wynoszącą 1,534, co dało mu 37 pozycję w klasyfikacji wszystkich pierwszoligowców

Tak dużych nerwów w końcówce sezonu w Rybniku mogło jednak nie być. I nie mówię tutaj o samej porażce w Lublinie, ale ogólnie o udziale w barażu. Ten sezon nie był w waszym wykonaniu taki, na jaki zapowiadało się przed rozpoczęciem rozgrywek.

- Zawsze można tak to oceniać w kontekście całego sezonu. Tak naprawdę myślę, że dopiero od fazy play off ta drużyna była tą, jaka miała być przez cały sezon. U siebie wygrywaliśmy, walczyliśmy na wyjazdach. W Grudziądzu pokazaliśmy że potrafimy uzbierać dużo punktów. I dopiero od tego momentu to wszystko w jakiś sposób zaskoczyło. Teraz jednak należy się cieszyć, że ta pierwsza liga została u nas.

Powiedz jaki wpływ, na taki, a nie inny przebieg sezonu 2010 miał ten pechowy mecz z ekipą GTŻ Grudziądz. O tym pojedynku wszyscy w Rybniku będą mówić, jak o najczarniejszym koszmarze, przez długie lata. Ty też byłeś jedną z ofiar tamtego meczu. Myślisz, że miał on duży wpływ na twój wynik oraz wynik całego zespołu we właśnie zakończonym sezonie?

- Chyba duży. Nigdy się tym jednak nie tłumaczyłem. Jak już podjąłem walkę, to jechałem, ale gdzieś to chyba w głowie siedziało. Niepotrzebnie może za szybko wróciłem po tej kontuzji, bo jeździłem można powiedzieć z dziurą w ręce. Teraz też udaję się na operację, bo jest problem z nerwem. Trzeba to doleczyć do końca. Na pewno uraz ten miał jakiś wpływ, ale ja się tym nie będę tłumaczył. Podjąłem się tego, że będę z tym jeździł i szło, jak szło.

Kibice zmieniają swoje zdanie na temat danego zawodnika w zależności, jak im idzie. Ty jechałeś w kratkę, na co wpływ miała również owa kontuzja. Po ostatnim meczu powinno jednak pozostać dobre wspomnienie po tym, jak się zaprezentowałeś?

- Kibice mają swoje prawa. Już słyszałem, jak w tym sezonie krzyczeli do mnie "Ronnie dzięki za drugą ligę". Być może po ostatnim meczu przyjdą i powiedzą "Ronnie dzięki za pierwszą ligę"?

Jakbyś podsumował sezon 2010?

- Ciężko teraz tak gorąco podsumować cały sezon. Na głębsze refleksje przyjdzie czas w jakiś ciepły zimowy wieczór (śmiech). Wtedy będzie więcej czasu i będzie można wszystko dokładnie przeanalizować i powiedzieć coś więcej.

Zdaję sobie sprawę, że jest być może za wcześnie na takie pytanie ale... Są już plany na przyszły sezon? W dalszym ciągu pozostaniesz Rekinem?

- Powiedziałem już wcześniej, że chciałbym zostać w Rybniku. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. Mam tutaj grono sponsorów, którym bardzo dziękuję. To dla nich też w sumie jeździłem przecież w tym sezonie. Można powiedzieć, że gdyby nie oni, to nie miałbym na czym jeździć. I tak jakoś ciułaliśmy koniec z końcem. Zobaczymy co będzie dalej. Zżyłem się z tym środowiskiem i na pewno chciałbym tutaj jeździć. Wszystko musi być jednak odpowiednio poukładane i musi być chęć również z drugiej strony.

Źródło artykułu: