Właśnie pojedynek pochodzących z Leszna braci budził wiele emocji i kontrowersji. Dla obu była to jedna z pierwszych okazji do wzajemnej rywalizacji. Jazda obu zawodników bardziej przypominała jednak jazdę parą aniżeli indywidualne ściganie. Dowodem na to jest ostrzeżenie, jakie sędzia przyznał Przemysławowi Pawlickiemu za stwarzanie groźnej sytuacji na torze. Piotr Pawlicki z kolei doskonale radził sobie z gorzowską nawierzchnią i nie potrzebował pomocy starszego brata. - My jesteśmy braćmi i szanujemy się bardzo na torze. Przemek wygrał start i dojechał do mety pierwszy. Był szybszy ode mnie przy krawężniku, a za nami jechał jeszcze Szymon Kiełbasa, więc było naprawdę trudno. Na pewno trochę jazdy parą było, ale rywalizacji również. Przemek wyskoczył przy krawężniku, był szybszy, do mety dojechał pierwszy, wygrał całe zawody i z tego bardzo się cieszę - powiedział tuż po zawodach zdobywca srebrnego medalu.
Najwięcej emocji kibicom przysporzył jednak bieg piętnasty, w którym to Piotr słabo wyszedł spod taśmy, a na pierwszym łuku został bardzo mocno potraktowany przez swojego klubowego kolegę, Sławomira Musielaka. Jadący z tyłu Pawlicki nie odpuścił jednak i szybko przebił się na drugą pozycję, a następnie wspaniałą jazdą po zewnętrznej części toru systematycznie odrabiał straty do - wydawać się mogło - niezagrożonego już Emila Pulczyńskiego. Torunianin musiał jednak uznać wyższość piętnastoletniego zawodnika z Leszna, a niemal tysiąc osób przez długi czas na stojąco oklaskiwało młodszego z rodu Pawlickich. - Miałem wówczas słabe, czwarte pole i nie było gdzie stanąć. Fatalnie wystartowałem, a w dodatku na pierwszym łuku powiózł mnie trochę Sławek Musielak. Musiałem uratować się przed upadkiem i przyznam, że dostałem lekkiego agresora. Chciałem jak najszybciej minąć dwóch zawodników jadących przede mną i udało mi się to. Napędzałem się po dużej, ścinałem do krawężnika i jakoś to wyszło - relacjonował skromnie Pawlicki.
Kilka tygodni temu Piotr jr mówił o swego rodzaju fatum. W wielu zawodach zdarzało się, że spośród pięciu wyścigów, kończył tylko cztery na skutek upadku, wykluczenia, taśmy, bądź innego zrządzenia losu. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do Pawlickiego i z czternastoma punktami na koncie zajął drugą pozycję. - Bardzo się cieszę, że te zawody przejechałem bez żadnego upadku, taśmy czy innego pechowego biegu, co ostatnio bardzo często się zdarzało. Tego dnia pasowało mi wszystko. Tor był bardzo dobry, a w dodatku mój tata znakomicie mnie przełożył i dzięki temu tak dobrze pojechałem - powiedział.
- Chciałbym podziękować mojemu tacie za pracę przy sprzęcie, całej mojej rodzinie, wszystkim sponsorom, mechanikom: Mariuszowi Lisakowi i Rafałowi Lachmanowi, Rysiowi Małeckiemu z Ostrowa i panu Heniowi Romańskiemu z Gorzowa. Dziękuje wam bardzo - dodał na zakończenie Piotr Pawlicki.