Byłem jak ranny zwierz - rozmowa z Władysławem Komarnickim - prezesem Caelum Stali Gorzów

Władysław Komarnicki opowiada w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl o swoich nadziejach związanych z nadchodzącym sezonem. Prezes Stali przyznaje, że jest przygotowany psychicznie na kolejny sezon bez drużynowego sukcesu.

Dwa ostatnie sezony spędzone przez Caelum Stal Gorzów w Ekstralidze musiały pozostawić w panu niedosyt…

- Nie myślę o minionych dwóch sezonach w kategoriach klęski. Dwa szóste miejsca to rzeczywiście nie jest oszałamiający wynik, ale z drugiej strony pamiętajmy jak wiele klubów spadało z Ekstraligi zaraz po awansie. W kontekście ostatnich dwóch lat bardziej martwi mnie to, że młodzi ludzie, którymi otoczyłem się w klubie nie przejmują ode mnie steru. Traktuję ich bierność w tej kwestii jako osobistą porażkę. Być może za dużo im mówiłem o tym jak wymagającym zadaniem jest prowadzenie klubu. Myślę, że się przestraszyli.

Czy czuje się gotowy psychicznie na to, że po raz kolejny Caelum Stal Gorzów nie zdoła awansować do strefy medalowej?

- Gdyby zadał mi pan takie pytanie przed rokiem to popatrzyłbym na pana z politowaniem. Dzisiaj jednak jestem przygotowany psychicznie na to, że znowu wypadniemy poniżej oczekiwań. Z pokorą przyjmę nawet kolejne szóste miejsce. W moim życiu nic się nie zmieni nawet jeśli sprawdzi się czarny scenariusz. Jeśli po raz kolejny osiągniemy słaby rezultat, będę namawiał moich młodych współpracowników, żeby przejęli ster klubu i udowodnili mi, że potrafią osiągnąć więcej.

Czy skład jakim Stal dysponuje obecnie to pańska drużyna marzeń?

- Zbieram drużynę w oparciu o to, co dyktuje rynek. Moje działania są uzależnione od konkretnych sytuacji. Przecież gdyby Częstochowa była mocna pod względem finansowym to w mojej drużynie nie pojawiłby się Nicki Pedersen. Podobnie było kiedy kryzys tarnowskiego klubu sprawił, że realnym stało się pozyskanie Tomasza Golloba i Rune Holty. Tak więc nie mam zamiaru czarować, że wszystkich zawodników przyciąga moja osoba. To rynek dyktuje możliwości. Być może mam w sobie coś takiego, że zawodnicy mając do wyboru porównywalne oferty wybierają mój klub...

Co czuł pan po tym jak Stal odpadła w dwumeczu z Falubazem?

- Zastanawiałem się nad rezygnacją z funkcji prezesa. Czułem się rozgoryczony, byłem jak ranny zwierz. Sporo dała mi spokojna rozmowa z Tomaszem Gollobem podczas której analizowaliśmy przyczynę porażki. Tomek powiedział, że musi być co najmniej dwóch mocnych zawodników w drużynie i to właśnie on rzucił hasło: Pedersen. Wtedy zbaraniałem. Dzisiaj wiem, że Tomasz Gollob miał rację. Mamy świetny duet liderów. Trzeba również pamiętać, że reszta zespołu też wydaje się być mocna. Zagar to młody, 28 - letni zawodnik, który jeszcze nie pokazał pełni swoich możliwości. Gapiński jest na fali wznoszącej, Ruud potrafił zdobyć komplet w meczu finałowym ligi szwedzkiej… Myślę, że nie powinniśmy bać się, że po raz kolejny wylądujemy na szóstym miejscu.

Poza panem jest jeszcze co najmniej pięciu ekstraligowych prezesów, którzy mają podstawy, żeby w równie optymistyczny sposób patrzeć na potencjały swoich drużyn…

- Ma pan rację. Ja po prostu liczę na to, że tym razem uśmiechnie się do nas szczęście. W poprzednich sezonach los nam nie sprzyjał…

Stal rzeczywiście nie miała szczęścia. W pierwszej rundzie play - off trafiliście na przyszłych triumfatorów rozgrywek. Warto wspomnieć, że w tegorocznych play - offach nikt inny nie zawiesił Falubazowi poprzeczki aż tak wysoko…

- Dokładanie tak. Nigdy nie brakowało mi szczęścia w życiu rodzinnym czy zawodowym. W sporcie jak dotąd rzeczywiście fortuna mi nie sprzyjała. Kilka porażek, które ponieśliśmy w minionym sezonie było wręcz śmiesznych i irytujących…

Jak będzie smakował ewentualny sukces w 2010 roku w kontekście porażek z ubiegłych sezonów?

- Wielu doświadczonych działaczy mówi, że zdecydowanie lepiej jest dochodzić do sukcesu małymi kroczkami. Człowiek nabiera wtedy większej pokory do tego co robi. Lepiej powoli wspinać się na szczyt niż nagle osiągnąć sukces i później pikować w dół. Czas już najwyższy, żeby w trzecim roku startów w Ekstralidze w końcu pojawił się satysfakcjonujący wynik. Nie chodzi tutaj o ambicje Władysława Komarnickiego. Otoczenie klubu i sponsorzy są już zniecierpliwieni brakiem sukcesów. Wspólnie z trenerem Czesławem Czernickim robimy wszystko, żeby stworzyć drużynie optymalne warunki. Ten sport jest jednak nieprzewidywalny. W tym kryje się jego piękno. Wolę nie mówić o jakim wyniku marzymy, żeby nie zapeszać…

Czy był pan zainteresowany pozyskaniem Krzysztofa Kasprzaka?

- Nie przeprowadziłem z tym zawodnikiem żadnej rozmowy na ten temat…

Czy brak zainteresowania tym zawodnikiem był związany z osobą Czesława Czernickiego? Wiadomo przecież, że ci panowie nie przepadają za sobą…

- Czesław Czernicki nie jest człowiekiem pamiętliwym. Myślę, że gdybym z nim na spokojnie porozmawiał i poprosił go o ułożenie relacji z Krzysztofem to zrobiłby to. Pozyskanie Kasprzaka nie wchodziło jednak w rachubę ze względów finansowych. On jest po prostu zbyt drogi. Budżet naszego klubu by tego nie wytrzymał. Zdecydowanie tańsze są usługi Tomasza Gapińskiego…

Po raz kolejny skład Caelum Stali Gorzów jest oparty o dwóch liderów. Ostatnie lata pokazują, że zwycięża inna filozofia budowania składu. Lepiej sprawdza się zespół złożony z zawodników prezentujących wysoki, ale zbliżony do siebie poziom…

- Filozofię budowania składu determinuje rynek transferowy. To nie jest tak, że jest mnóstwo wartościowych zawodników do wyboru i można przebierać w ofertach. Trzeba brać to co jest.

Rozmowę przeprowadzili Damian Gapiński i Jan Gacek

Komentarze (0)