W środowisku żużlowym nie raz toczyły się dyskusje na temat tego, jak sprawić, aby dyscyplina stała się tańsza dla zawodników. W przeszłości testowano dwuzaworowe silniki Jawa 500cc, które dostarczała firma Promex z Rybnika. Wszystko koordynował Mirosław Dudek. Żużlowcy otrzymywali jednakowe jednostki napędowe i losowali je przed rozpoczęciem zawodów. Miało to miejsce np. w cyklu Nice Cup, ale także w takim turnieju jak Nice Challenge: Puzon Last Lap. Okazało się, że można nie tylko zmniejszyć koszty, ale także zwiększyć bezpieczeństwo.
[b]
Bezpieczniejsza wersja żużla
[/b]- Z mojego doświadczenia wynika, że jazda na silnikach dwuzaworowych jest zdecydowanie bezpieczniejsza niż na silnikach czterozaworowych. Można tutaj zresztą przytoczyć słowa Antonio Lindbeacka sprzed kilku lat, który był zachwycony jazdą na tzw. standardzie. Obecnie jednostki napędowe używane przez żużlowców mają krótki moment obrotowy, znajduje się on w wąskim przedziale. Nie ma tutaj właściwie optymalnego sterowania gazem, bo trzeba jechać cały czas na pełnym. Poza tym trzeba jasno powiedzieć, że dzisiaj jadą ustawienia sprzętu, a nie zawodnik - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Mirosław Dudek, doświadczony mechanik, szef firmy Promex.
Dudek nie bez powodu wspomina słowa Lindbaecka sprzed ponad 6 lat. Szwed bowiem zwyciężył w zawodach Nice Challenge: Puzon Last Lap, a jednocześnie zasugerował, że tego typu turnieje z silnikami dwuzaworowymi w roli głównej powinny odbywać się częściej.
- Taka formuła wymaga od nas myślenia na torze. Czułem, że mam pełną kontrolę nad motocyklem. Nie miało znaczenia, czy jedzie się przy krawężniku czy po szerokiej. Nie wyciągało mnie w koleinach. Mogłem skupić się tylko na rywalizacji, a nie ciągłym szukaniu optymalnych ustawień sprzętowych. Dzisiaj żużel jest sportem technologicznym, w którym ciągle coś mieszamy w sprzęcie. Jeśli wszyscy startują na jednakowych silnikach, to dla wielu zawodników może to być czymś atrakcyjnym. Nie wiem, jakie są plany organizatorów, ale ja chętnie wziąłbym raz jeszcze udział w tego typu zawodach - powiedział wówczas Linbaeck, cytowany przez nasz portal.
ZOBACZ WIDEO Nowy pomysł PGE Ekstraligi. Szczera opinia Cegielskiego
[b]
Testy podczas cyklu Nice Cup były okazałe
[/b]Finanse i bezpieczeństwo to dla Mirosława Dudka dwie kluczowe kwestie. Istotny jest również element widowiskowości wyścigów, ale i w tym przypadku standardowe jednostki napędowe niekoniecznie przegrywają.
- Silnik dwuzaworowy wcale nie musi być wolniejszy niż "czterozaworówka". Pamiętam, gdy na torze w Rybniku sprzęt, który został wykonany pod moim przewodnictwem, osiągał lepsze czasy niż GM-y. Nawet ówczesny arbiter zawodów Jerzy Najwer zastanawiał się, o co chodzi. Te dzisiejsze GM-y są niebezpieczne. Wielokrotnie zawodnikom koło "strzelało" w górę z niewyjaśnionych przyczyn - dodaje Dudek.
Do całej sprawy sporo wnieśli Adam Skórnicki i Sam Ermolenko, którzy także mieli okazję przeprowadzać testy Jawy. Jednak mimo wielu pozytywów, jakie wysyłali żużlowcy po turniejach rozgrywanych na silnikach dwuzaworowych, temat wprowadzenia ich na rynek na szerszą skalę kompletnie ucichł.
- Po całej Polsce jeździliśmy z gotowym produktem. To był temat testowany przez dłuższy okres, czy to w turniejach cyklu Nice Cup czy Nice Challenge. PZM nie dał mi żadnych funduszy. Straciłem zatem zdrowie i pieniądze. W ciągu trzech lat wszystko dopracowaliśmy. To naprawdę było sprawdzone, ale PZM kompletnie nie był zainteresowany kontynuacją tej drogi. A mówimy przecież o tanim produkcie - ocenia nasz rozmówca.
- Silniki były produkowane w fabryce Jawy w Divisovie, a później ona upadła. Wielka szkoda, że tak się stało, bo doceniałem ją m.in. za to, że można tam było kupić kompletny motocykl, a teraz robi się tzw. składaki - dodaje.
[b]
Kolejny pomysł poszedł do kosza?
[/b]Dudek jest zniesmaczony całą sytuacją, a przecież jego silniki to nie jedyny innowacyjny pomysł, który odszedł w zapomnienie. Swego czasu znany mechanik był także konstruktorem osłony na przednie koło. W tym przypadku również odbyły się testy, ale obecnie nikt nie korzysta z tego rozwiązania.
- Pomysł dotyczący osłony na przednim kole zaproponował Janusz Woźniak, a ja zostałem wykonawcą. Postanowiliśmy, że wspólnie będziemy działać w tej kwestii. Ta nowinka miała zwiększyć bezpieczeństwo zawodników, ponieważ jej głównym, celem było zapobieganie włożeniu haka motocykla rywala w przednie koło jadącego żużlowca. Od czasu do czasu widzimy upadki po takich kontaktach i potrafią one prowadzić do fatalnych kontuzji. Kiedyś może to się skończyć prawdziwą tragedią - podkreśla Dudek.
Nasz rozmówca dodał, że nie podoba mu się to, w jaką stronę obecnie zmierza żużel. Wcześniej takie głosy na łamach naszego portalu padały także z ust ikony polskiego speedwaya Andrzeja Wyglendy, czy też wcześniej wspomnianego Janusza Woźniaka.
Jak wskazuje Dudek, już blisko dziesięć lat temu o tym, że żużel idzie w niedobrym kierunku, mówił sam Tomasz Gollob. Wówczas indywidualny mistrz świata z 2010 roku sugerował, że speedway za bardzo zaczyna się upodabniać do Formuły 1.
- W PZM nikt nie ma pomysłu, jak rozwiązać ten problem, nikt niczego nie analizuje. Podobnie jest zresztą we władzach światowego żużla. Dlaczego ci ludzie nie zadają sobie pytania, dlaczego żużel wymiera w wielu częściach globu? Zobaczmy, że jest coraz mniej zawodników, a jednocześnie nic się nie robi z rosnącymi kosztami. Nie wspomnę już tutaj o zarządzaniu dyscypliną jako całością. Dzisiejszy speedway nie spina się ekonomicznie - ocenia Dudek.
Na koniec rybniczanin zastanawia się dlaczego, doping farmakologiczny jest zabroniony, a doping technologiczny już nie. - To nie służy tej dyscyplinie, ponieważ motocykl powinien być po prostu narzędziem do uprawiania sportu. Ponadto rozwój technologiczny nie przekłada się w żużlu na rozwój jakiejkolwiek produkcji masowej. A powinien służyć temu sportowi - kończy.
Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty
Gdyby Władze wprowadzili oszczędności , też by sporo stracili.
Kto sfinansował by drogie saksy ?