Machowa to niewielka wieś w Polsce, położona w województwie podkarpackim w gminie Pilzno. Od Tarnowa dzieli ją kilkanaście kilometrów. Miejscowość znajduje się zresztą przy drodze krajowej nr 94, niegdyś często uczęszczanej przez żużlowych kibiców.
Z czego znana jest wieś? Znajduje się tam zabytkowy kościół, ale fani czarnego sportu Machową kojarzą tylko z jednym: żużlowym klubem, którego założycielem i głównym sponsorem był Piotr Rolnicki. Wcześniej wspierał on Unię Tarnów, ale w wyniku sporów o pieniądze postanowił założyć swój klub.
Początkowo Rolnicki sponsorował kilku zawodników Unii. Jak wyznał w rozmowie z pobandzie.pl, dawał pieniądze, które ostatecznie nie trafiały do żużlowców. To go rozwścieczyło i postanowił przejść na swoje. Tak powstała Victoria Machowa, pierwszy w Polsce prywatny klub żużlowy.
ZOBACZ WIDEO: Stal czeka kryzys? "Nie będzie nas stać na tak wysokie kontrakty"
Pierwsze plany mówiły o tym, że klub miał rywalizować w Tarnowie. Jednak negocjacje z lokalnymi klubami spełzły na niczym i Rolnicki postanowił wybudować tor w Machowej. Na działce, która należała do niego. To był zresztą najbardziej techniczny tor w Polsce.
Historia Victorii Machowa jest bardzo krótka. Klub założony został w 1992 roku i przystąpił do rozgrywek ówczesnej II ligi. W pierwszym sezonie zajął siódme miejsce. Liderami byli Mitch Schirra i Jeremy Doncaster. W drużynie startowali także Grzegorz Rempała, Sławomir Tronina czy Piotr Styczyński.
Pierwszy mecz Victorii cieszył się gigantycznym zainteresowaniem. Jak wynika z medialnych relacji, z trybun widziało kilkanaście tysięcy widzów. Siódma lokata była sukcesem i na fali euforii zespół został zgłoszony do rozgrywek ligowych w 1993 roku.
Po czterech kolejkach został jednak wycofany. Powodem były problemy finansowe Rolnickiego, który prowadził interesy w branży górniczej. Tak zakończyła się historia żużla w Machowej.
Tor co prawda istniał jeszcze przez blisko 20 lat, ale nie był wykorzystywany do profesjonalnego żużla. Wreszcie Rolnicki postanowił go zburzyć.
Rodzinne żużlowe tradycje kontynuował Patryk Rolnicki. Zresztą, gdy jego dziadek dowiedział się o tym, że wnuk chce być żużlowcem, to rozebrał już pół stadionu.