Mateusz Szczepaniak nie zdołał do siebie przekonać działaczy Abramczyk Polonii. Klub nie chciał przedłużyć z nim kontraktu, więc kapitan z ubiegłego sezonu znalazł nowego pracodawcę. Przeszedł do Unii Tarnów. Choć ruch jest obarczony ryzykiem z uwagi na problemy finansowe, z którymi boryka się klub z województwa małopolskiego, 37-letni żużlowiec myśli o przyszłym sezonie z optymizmem.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Wybrał pan Unię Tarnów. Jeszcze niedawno nie było wiadomo, czy klub spłaci długi i przystąpi do Metalkas 2. Ekstraligi, mimo wywalczonego awansu. To nie było zniechęcające?
Mateusz Szczepaniak, Autona Unia Tarnów: Unia miała problemy finansowe, ale sponsorzy klubu i cały zarząd w pocie czoła pracowali, żeby wyjść z trudnej sytuacji. Myślę, że nie po to klub włożył tyle wysiłku w zbieranie funduszy, aby znowu wpadać w tarapaty w krótkim odstępie czasu. Rozmawiałem z wieloma osobami z tarnowskiego środowiska. Jasno mi powiedziano, jaki jest plan i wiem, na czym stoję. Ponadto nie chciałem podpisywać kontraktu warszawskiego i czekać na rozwój wydarzeń. Zależy mi, żeby właściwie przepracować zimę i jeździć od początku sezonu. Na pewno miedzy innymi dlatego Unia mnie do siebie przekonała. Kocham ten sport. Poza tym dla nas, zawodników, to bardzo ważne.
ZOBACZ WIDEO: Włókniarz może spaść z PGE Ekstraligi. Cieślak zaniepokoił kibiców
W poprzednim sezonie klub płacił z opóźnieniem, zawodnicy jeździli na kredyt. Nie obawia się pan powtórki takiego scenariusza?
Drobne obawy na pewno są, bo Unia miała poważne problemy. Niemniej rozmawiałem z głównymi sponsorami klubu. Czuć, że zależy im na drużynie. Nasze ustalenia są klarowne i wierzę, iż obie strony będą się ich trzymać. W rozmowach wyczuwałem determinację. Działaczom bardzo zależy na tym projekcie, chcą dać tarnowskim kibicom emocje, a ja przychodzę w tym pomóc. Trzeba też patrzeć na sytuację szerzej. Jak wiemy, nie tylko Unia ma problemy.
Miał pan więcej ofert?
Odbyłem kilka rozmów, ale z różnych powodów nie doszliśmy do porozumienia. Teraz jestem zawodnikiem Unii, reszta nie ma znaczenia. Już skupiam się na tym, żeby od początku wiosny przywozić okazałe zdobycze dla nowego klubu.
Polonia Bydgoszcz postawiła na Szymona Woźniaka. Jak wygląda rozstanie z pana perspektywy?
Nie ukrywam, chciałem zostać. Szymon przyszedł z PGE Ekstraligi i jest bydgoszczaninem. Na pewno miejscowi kibice są bardzo zadowoleni z jego powrotu. Dla mnie zabrakło miejsca. Czasami tak bywa w życiu. Ja walczę dalej z podniesioną głową i mierzę wysoko.
W jakiej atmosferze przebiegło rozstanie? Ma pan żal?
Nie widzę żadnego powodu, dla którego mógłbym mieć. Każdy klub może budować taki skład, na jaki ma ochotę. Nie miałem złego sezonu, ale wiem, że mogło być lepiej. Polonia chce awansować do PGE Ekstraligi i szuka wzmocnień. Takie jej prawo. Nie mam żalu.
Co pan sądzi o takiej decyzji?
Rozumiem motywy. Zawsze daję z siebie maksimum, nie tylko na torze, ale również poza nim. Nieważne, jaki reprezentuje klub, podchodzę do swojej pracy profesjonalnie. Polonia postawiła na Szymona. On jeździł wiele lat w PGE Ekstralidze i na pewno w tej chwili jest ode mnie lepszym zawodnikiem. Bydgoszczanie zrealizowali swój cel, ja z kolei nie będę musiał rywalizować o skład i mam pewne miejsce w zespole. Uważam że obie strony mogą wyciągnąć z tej sytuacji pozytywy.
Gdyby do Bydgoszczy nie wrócił Woźniak, Polonia postawiłaby na Roberta Chmiela. Miał pan w głowie, żeby zostać w Polonii i rywalizować o skład?
Nie chciałem obierać takiej ścieżki. To generuje niepotrzebne niesnaski. Kluby, które decydują się iść taką drogą, mają więcej problemów niż korzyści. Atmosfera w zespole szybko robi się tragiczna. To oddziałuje na każdego zawodnika. Na pewno plusem jest gotowość na ewentualne kontuzje. Z drugiej strony, nie jeżdżąc, trudno utrzymać formę. Tak było właśnie w Grudziądzu. Dopiero, gdy skład się wyklarował i powstała pierwsza piątka, GKM zaczął spisywać się lepiej.
Emocje po niepowodzeniu w finale długo opadały?
Na pewno. Siedziało to we mnie. Czasu natomiast nie cofniemy.
Jaką ocenę przyznałby pan sobie za miniony sezon? W skali szkolnej.
Jestem w stosunku do siebie bardzo krytyczny. Czasami aż za bardzo. Nie mnie to oceniać. To nie należy do moich obowiązków. Ja mam zdobywać punkty, a oceny zostawię wam, dziennikarzom, kibicom i osobom zaangażowanym w życie klubu.
Analizował pan, dlaczego nie awansowaliście do PGE Ekstraligi? Czego zabrakło?
Doszedłem do pewnych wniosków, ale zachowam je dla siebie.
Finał był dla pana trudny. Kibice nie zobaczyli najlepszej odsłony Mateusza Szczepaniaka. Od tamtych wydarzeń minęło trochę czasu, zatem łatwiej o trafne wnioski.
Rywalizację przegraliśmy w Rybniku, nie w Bydgoszczy. Inna sprawa, że u siebie też mecz nie poukładał się tak, jak miał. Ostatecznie zabrakło nam jednego punktu. To jednak już przeszłość. Porażki budują i mobilizują. Dzięki nim możemy stawać się lepsi.
Lubi pan tarnowski tor?
Tak. Nie jest zły. Na pewno specyficzny ze względu na długie proste, ale nie mam zamiaru narzekać. Od razu, gdy tylko będzie to możliwe, na pewno przejadę na nim wiele kółek. Tak, żeby właściwie przygotować się do rozgrywek ligowych i od pierwszego meczu obierać jak najlepsze ścieżki.
Gdzie pan widzi Unię na koniec sezonu?
Jestem pozytywnie nastawiony do rozgrywek, jak zawsze. Nie myślę o tym, czy będziemy tylko walczyć o utrzymanie, czy też o wyższą lokatę. Nie stawiam sobie również żadnych celów jeśli chodzi o średnią. Z uwagi na moje ambicje, musiałbym chyba marzyć o trzech punktach na bieg. Gdy przyjeżdżam za plecami rywala, zawsze jestem niezadowolony. Nawet, jeśli pozostałe odsłony udało się wygrać. W stu procentach przygotowuję się do każdego biegu. Myślę, że w Unii nie zabraknie zawodników podobnych do mnie. Razem możemy stworzyć coś fajnego.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty