Żużel. Takiej awantury jeszcze nie było. Transfery czterech gwiazdorów bez zatwierdzenia

WP SportoweFakty / zuzel.falubaz.com / Na zdjęciu: Wojciech Domagała z Leonem Madsenem
WP SportoweFakty / zuzel.falubaz.com / Na zdjęciu: Wojciech Domagała z Leonem Madsenem

Choć czterech czołowych zawodników PGE Ekstraligi podpisało już kontrakty w swoich klubach, to wciąż nie zostali zatwierdzeni do startów w przyszłorocznych rozgrywkach. W tle spór o około dwa miliony złotych, który może zrewolucjonizować żużel.

Można być pewnym, że już tradycyjnie zimowa przerwa od żużla nie będzie nudna. Wszystko za sprawą sporu o gigantyczne pieniądze pomiędzy czterema zawodnikami, a ich byłymi klubami. Choć Jason Doyle, Leon Madsen, Mikkel Michelsen i Maksym Drabik ogłosili już swoje transfery, to najtrudniejsze miesiące wciąż przed nimi. Wiele wskazuje na to, że każdy z nich będzie musiał oddać naprawdę dużą kwotę, a w przeciwnym razie nie zostanie zatwierdzony do startów.

Najprostsza jest sytuacja Jasona Doyle'a, który w tym roku wystąpił w zaledwie czterech meczach PGE Ekstraligi, a na skutek kontuzji doznanej na torach Premiership musiał przedwcześnie zakończyć sezon. Zgodnie z regulaminem Bayersystem GKM Grudziądz wystąpił o zwrot proporcjonalnej części z kwoty na przygotowanie. Australijczyk wystąpił tylko w czterech z 18 meczów swojego zespołu, więc należy mu się tylko 22 procent kwoty na przygotowanie do sezonu. Początkowo mówiło się więc, że żużlowiec musi zwrócić 340 tysięcy złotych, ale po awansie do play-off kwota ta mogła wzrosnąć nawet powyżej 400 tysięcy złotych. Warto wciąż pod uwagę, że nie wszystkie obiecane pieniądze zawodnik otrzymał, więc w rozliczeniu wychodzi nieco mniejsza kwota.

Choć GKM upominał się o pieniądze jeszcze we wrześniu, to wciąż nie dogadał się z zawodnikiem, co do spłaty zaległości. Jeśli zawodnik chce wystąpić w rozgrywkach, to musi zrobić to najpóźniej do kwietnia. Grudziądzanie nie zamierzają odpuścić mu choćby złotówki, a regulamin jest w tym przypadku dość jednoznaczny.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Wróbel, Kołodziej i Cegielski

Nieco bardziej skomplikowana jest sytuacja trójki byłych zawodników Krono-Plast Włókniarza Częstochowa. Choć każdy z zawodników otrzymał wszystkie obiecane wcześniej pieniądze, to władze klubu już skierowały do Trybunału PZM wniosek o zwrot części wynagrodzenia, które nie zostało wydane na przygotowanie do startów. Częstochowianie już wcześniej poprosili trójkę czołowych żużlowców o przedstawienie faktur potwierdzających ich wydatki przed i w trakcie sezonu. W ich interpretacji regulamin nakazuje zawodnikom wydanie wszystkich środków otrzymanych na przygotowanie właśnie na ten cel.

Cała trójka przedstawiła dokumentację, ale w każdym przypadku do uzgodnionej kwoty brakuje sporo. Najbliżej rozliczenia się z całości otrzymanych środków jest Michelsen i on może być stosunkowo spokojny. Madsenowi i Drabikowi brakuje przynajmniej kilkuset tysięcy złotych, co stawia ich w dość niekomfortowej sytuacji.

Sprawa trafiła już do Trybunału PZM, więc zawodnikom pozostaje albo dogadać się z klubem i zwrócić choć część pobranych wynagrodzeń, albo wynająć prawnika i liczyć na pomyślne zakończenie sprawy. Trzeba jednak dodać, że w regulaminie pieniądze gwarantowane przy podpisie umowy faktycznie nazywane są "na przygotowanie do sezonu". Jeśli więc sędziowie Trybunału PZM będą interpretowali literalnie przepisy regulaminu, to żużlowcy będą musieli oddać duże pieniądze.

Na ostateczną decyzję w napięciu będą też czekać inne ośrodki, bo ewentualna decyzja o konieczności zwrotu pieniędzy wydanych niezgodnie z przeznaczeniem może zrewolucjonizować żużel. W kolejnych latach śladem Włókniarza mogą pójść kolejne kluby, a tradycją może stać się konieczność rozliczania się i zwracania części pieniędzy klubom. To z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której zawodnicy nie będą żądali od pracodawców gigantycznych kwot przy podpisywaniu kontraktu, a większość wynagrodzenia będą woleli zagwarantować sobie jako wypłata za zdobyte punkty.

W tym okresie transferowym ponad 15 zawodników PGE Ekstraligi zagwarantowało sobie przynajmniej milion złotych za sam podpis na kontrakcie. Wyrok Trybunału PZM może sprawić, że już w przyszłym roku każdy z nich będzie musiał rozliczyć się z tych pieniędzy co do złotówki. Choć koszty uprawiania sportu są bardzo wysokie, to jednak wielu z nich może mieć problem, by zebrać faktury na tak dużą kwotę.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty