Konrad Mazur, WP SportoweFakty: Hałas ze stadionów żużlowych właściwie już zanikł w Europie. Jaki to był rok dla ciebie? Zaszły u ciebie w życiu jakieś zmiany?
Gary Havelock, indywidualny mistrz świata 1992: Nie sądzę. Ten rok był dla mnie kolejnym dobrym. Dzieliłem się obowiązkami z Neilem Middleditchem w Poole Pirates. Można powiedzieć, że od Scunthorpe na północ opiekowałem się drużyną, a ''Middlo'' na południu. Zazwyczaj, gdy znajdujemy się w play-off, to zespół ma nas obu. W tym roku niestety nie mogłem uczestniczyć w najważniejszych meczach. W dużej mierze czas mi zajmuje opieka nad moim tatą Brianem. Rok temu zmarła moja mama i teraz to jest mój obowiązek. Trudno mi było w tej sytuacji być na każdym meczu. Cieszy mnie to, co się działo, bo jako Poole znów wygraliśmy ligę. W sumie to potrójna korona, bo BSN Series, Grand Final (rozgrywki SGB Championship - dop. red.) oraz Knock Out Cup. To był dla nas wspaniały sezon.
Rozmawialiśmy poprzednio o twojej funkcji w żużlu, że chcesz pomagać młodym zawodnikom. Jak jest teraz?
Tutaj też się niewiele zmieniło. Ben Trigger korzystał z kilku moich rad, udał się też na Ekstraliga Camp w Toruniu. Mnie tam niestety nie było, z wiadomych względów, a wielka szkoda, bo naprawdę mi to sprawiało radość. Staram się pomagać angielskim żużlowcom, przekazuje im wskazówki. Nigdy nie odmówię pomocy. Jednak nie nazwałbym tego jakąś konkretną współpracą, po prostu to takie drobnostki.
ZOBACZ WIDEO: Czy jazda w Motorze służy rozwojowi Przyjemskiego? "Nie dziwię się trenerowi"
Minęły już trzydzieści dwa lata od twojego wielkiego sukcesu, tj. wywalczenia złotego medalu Indywidualnych Mistrzostw Świata we Wrocławiu. Przez tyle lat na pewno doświadczyłeś w życiu wspaniałych emocji, sukcesów czy różnych doświadczeń. Czy jesteś w stanie porównać smak złotego medalu do czegokolwiek innego?
Nie da się tego porównać z niczym innym. Wszystko zaczyna się od wyobrażenia. Marzyłem o tym od początku, że chce sięgnąć po złoty medal w sporcie. Kiedy już to zdobędziesz, to masz poczucie ogromnej satysfakcji. Marzenie życia staje się rzeczywistością. Podążałem za swoim celem, będąc jeszcze małym chłopcem. Mistrzostwo świata to takie uczucie, jakby ci rozwaliło mózg. Twoje ciało gwałtownie się zmienia. Jak jakieś szaleństwo, które cię opanowało. Zobacz, że prawie tego nie świętowałem, przejechałem jedno kółko. W rzeczywistości to był rodzaj paraliżu. Trudno wyjaśnić komukolwiek, jaki to ma smak i jak to na ciebie oddziałuje. Zwyciężanie to największa radość. Powtarzam to młodym zawodnikom "ciesz się wygranymi". Nigdy nie marzyłem, by być najlepszym w historii jak Ivan Mauger czy Tony Rickardsson, ale ten jeden raz być na pierwszym planie wśród pozostałych.
Żużel twoich czasów odszedł już bezpowrotnie. Gary Havelock to prawdziwy okaz lat 80. i 90. Czy widzisz kogoś z obecnych zawodników, który przypomina cię w stylu życia albo jest do ciebie podobny na torze?
(śmiech). Nie sądzę, aby tacy byli. Obecnie są zbyt profesjonalni, patrząc, co my prezentowaliśmy w naszych czasach. Chodzą na siłownię, mają specjalne treningi, a my chodziliśmy do pubu (śmiech). Czasy są zupełnie inne. Co do stylu jazdy? Kojarzy mi się trochę z Danielem Bewley’em. Nikt o nim nie słyszał, a stawał się coraz lepszy, by w końcu zostać mistrzem Wielkiej Brytanii. Może i mistrzem świata w przyszłości.
W przeszłości startowałeś dla polskich klubów i byłeś z nich zadowolony. Wydaje mi się, że mógł być polski tor, który bardzo ci się podobał i chciałbyś startować na obiekcie tej drużyny. Jeśli taka jest, to która?
Gdy usłyszałem o możliwości jazdy w Polsce, to bardzo się ucieszyłem. W Anglii mieliśmy wiele torów małych i trudnych technicznie. Oczywiście, to ważne dla rozwoju twojej kariery. Jednak mi największą frajdę sprawiało ściganie się na dużych, szybkich obiektach. W moim kraju trafiło się tylko kilka tego typu. Miałem to szczęście, że jeździłem dla Bradford, gdzie czułem prędkość i chęć jazdy. Przyjeżdżając do Polski, widziałem, że tego typu torów jest znacznie więcej i mogłem powiedzieć tylko "Wow!". Toruń wyglądał na bardzo fajne miejsce. Nigdy nie miałem ofert stamtąd. Jeśli miałbym okazję, to na pewno bym się zgodził tam startować. To samo powiedziałbym o Bydgoszczy. Jednym z moich ulubionych był na pewno Rzeszów i dobrze, że tam trafiłem. Ostatnio byłem w Gorzowie, gdzie zostałem uhonorowany w Alei Gwiazd. Ludzie mnie wciąż rozpoznają, mija tyle lat, a oni cieszą się na mój widok. Nie będę ukrywał, starty w Gorzowie uznaje za mój najlepszy okres w Polsce.
Oglądasz PGE Ekstraligę oraz międzynarodowy żużel. Jakbyś ocenił poziom oraz atrakcyjność polskiej ligi w 2024 roku w skali od 1 do 10?
Patrząc na rozgrywki, tj. jak wyglądają zespoły przed sezonem to 1 albo 2. Nie da się inaczej powiedzieć, że Lublin nie wygra ligi, kto zdobędzie srebro i kto opuści ligę. Zdecydowaną większość miejsc da się po prostu przewidzieć. Natomiast jeżeli mówimy o pojedynczych meczach, wyścigach to daję tu ocenę 9-10. Ściganie jest po prostu porażające. Oglądam to z wielkim zaciekawieniem. Myślę, że przyczynia się do tego sytuacja, bo są ogromne zarobki, ale pojawia się też duża presja, co sprawia, że zawodnicy jeszcze bardziej są zmotywowani do walki o każdy punkt.
Raczej nikt nie jest zaskoczony, że tytuł trafił w ręce Orlen Oil Motoru Lublin, w pełni na to zasłużył. Przed sezonem bezapelacyjny faworyt. Drużyna miała swoje problemy, ale sobie z nimi poradziła.
Lublin jest ekstremalnie mocny. Nie dość, że masz tak wyrównaną i silną piątkę seniorów, to do tego ich juniorzy to ścisła czołówka w kraju i na świecie. Gdzie tu można się do czegoś przyczepić? To kompletna drużyna. Dużo ludzi w Anglii rozmawia o Wiktorze Przyjemskim oraz jego talencie i są pod dużym wrażeniem.
W półfinale KS Apator Toruń zgromadził dwanaście oczek przewagi nad Motorem Lublin. Zespół Zmarzlika i Kubery potrzebował tyle punktów do awansu do finału. Czy wierzyłeś, że są to w stanie zrobić, patrząc jaką ekipę ma Apator? Byłeś zszokowany, że zgniótł Anioły na aż 28 punktów?
Odpowiadając na pierwszą część pytania. Tak, uznałem, że są w stanie wrócić do gry i w pełni zrewanżować się Toruniowi. Po drugie, wcale nie jestem zaskoczony, że byli w stanie tak zmasakrować tę drużynę. Mając taką ekipę, możesz dokonywać wszystkiego.
A twoim zdaniem ten zespół ma jakiekolwiek słabości?
Wcale. Niesamowita piątka i dwóch dobrze rokujących młodzieżowców. Może ci się zdarzyć, że dwójka, a nawet trójka najlepszych w zespole zaliczy zjazd formy, a w Lublinie nie będzie miało to większych konsekwencji, a u innych już na pewno.
Pamiętam, jak rozpływałeś się nad talentem Wiktora Przyjemskiego i doczekałeś się jego jazdy w Ekstralidze. Gdyby awansowała Polonia Bydgoszcz, wróciłby do klubu, w którym się wychował. W Motorze zazwyczaj może liczyć na trzy biegi. W innym z pewnością mógłby mieć cztery lub więcej startów w każdym spotkaniu. Czy taka sytuacja nie wyhamowuje go?
Pod tym względem tak. Natomiast obecność w zespole, który ma szanse na medale i tytuły, gdzie większość żużlowców ma spore osiągnięcia, to jest na pewno bardzo dobre. Możliwość podpatrywania i brania wskazówek od Zmarzlika, Lindgrena czy Holdera daje mu bardzo dużo. To bardzo dobra podstawa, aby się rozwijać. Myślę, że to jest ważniejsze niż cztery, pięć biegów w innym klubie. Ilość nie oznacza jakość. Zresztą nie sądzę, żeby brakowało mu jazdy. Młodzieżowcy w Polsce mają wystarczająco zawodów, aby testować, poznawać tory i nabierać pewności siebie.
Spójrzmy na Krono-Plast Włókniarz Częstochowa. Siódme miejsce na koniec to spora niespodzianka in minus. Szczególnie jak się ma w składzie: Madsena, Michelsena, Drabika czy Worynę.
W pełni się zgadzam. Wymieniłeś znakomite nazwiska i to całkiem normalnie, że z takim składem należy się spodziewać, że wylądujesz przynajmniej w półfinale, jeśli nie wyżej. Na miejscu kibiców z Częstochowy oczekiwałbym ogromnej zmiany w klubie.
Przygotowanie toru jest bardzo ważne, a od kilku sezonów widać, że nie ma tu przewagi nad przeciwnikami. Gdy tu startowałem, tor był bardzo przyczepny. W ostatnich latach widać gładki i wyślizgany tor, z delikatną warstwą luźnego materiału. Być może część drużyny wolałaby bardziej przyczepny tor. Oczywiście nie taki, jak w dawnych czasach, bo to zabronione. Zobaczymy w nowym sezonie. Zmiany mogą wyjść na lepsze. Uważam, że dla Częstochowy Jason Doyle to dobry transfer.
Jeździłeś dla Stali Gorzów. Pamiętasz współpracę ze Stanisławem Chomskim. Stracił pracę na chwilę przed meczami o brąz. Pozostał duży niesmak.
Nigdy nie miałem problemów ze "Stanleyem", to bardzo w porządku gość. Na pewno fachowiec. Ktoś podjął decyzję, więc musi być następca. Dobrym rozwiązaniem dla Gorzowa byłaby praca Piotra Śwista. Dobrze sprawuje się w roli trenera U-24, ma duże doświadczenie w żużlu i zasługuje na funkcję pierwszego trenera. Nie mam co do tego wątpliwości.
Wskaż proszę żużlowca, który zrobił największe show na polskich torach.
Ben Cook! Jemu wystarczyło pół sezonu, by być odkryciem! Nie ukrywam, że to jest wzór na to, by budować zawodnika. Perfekcyjnie wpasował się do polskiego żużla. Gdyby jeździł od początku roku, powiedziałbym, że był po prostu świetny, a teraz wiem, że jego jazda zwaliła mnie z nóg. Nie potrafię sobie przypomnieć, by ktoś był tak uderzający w swoim działaniu. Tak szybko i zdecydowanie. Michael Jepsen Jensen był świetny, ale to nie to.
Jak opiszesz jego mocne i słabe strony. Dlaczego twoim zdaniem tak świetnie wyszedł jego debiut w Polsce?
Sprzyja mu waga, jest naprawdę lekki, do tego dobrze zachowuje się na starcie. W Anglii może tego tak nie widać, bo gdy jedzie za kimś, to trzyma pozycję, ale w Polsce prezentuje się wybuchowo i nie odpuszcza. Szybkość a do tego poprawna postawa i charakter. Nie boi się wielkich nazwisk, jedzie i walczy.
Po sukcesie Bena Cooka padały opinie, że w PGE Ekstralidze powinniśmy mieć więcej takich odkryć jak on czy wracający Michael Jepsen Jensen.
Sądzę, że w Anglii jest o wiele więcej żużlowców, którzy mogliby zrobić dobrą robotę w Polsce, pod warunkiem otrzymania szansy. Polskie kluby są raczej uprzedzone do brania zawodników z Anglii. Rozumiem to, ale czasem taka sprawa może nam dać bardzo dobry skutek. Dla niektórych takie zaproszenie do jazdy to życiowa szansa, na którą oni czekają. Wiem, że kluby nie chcą podejmować ryzyka, bo jak nie wyjdzie, to mecz przegrany i robi się problem.
Mówiłeś o niespodziance sezonu, a kto cię najbardziej rozczarował?
Maksym Drabik, może Bartosz Smektała. Co do Drabika, to dla mnie bardzo dziwne, że jego ojciec, zamiast mu pomagać, to pracuje w innym klubie i korzystają inni. Maksym ma spory potencjał, ale tam coś nie gra.
Jakie są twoje przewidywania na rok 2025? Motor Lublin będzie w tym samym zestawieniu, ale rywale już zmienili. Brady Kurtz we Wrocławiu, Michelsen oraz Kvech w Toruniu. Jak ty to widzisz?
Gra jest raczej rozstrzygnięta. Gdyby Lublin miał poważniejsze problemy, u innych nadeszła lepsza forma, to ktoś może ich dobrze napierać, ale ja tego nie widzę. Tytuł dla nich.
A co sądzisz o Bradym Kurtzu? Nie jeździł co prawda w PGE Ekstralidze, ale jego jazda w ostatnim sezonie też zrobiła wrażenie.
Po poprzednim sezonie myślałem, że Brady należy do grona najlepszych, którzy jeszcze nie jeżdżą w Grand Prix. Udowodnił mi, że to prawda, bo już się tam znalazł. Na pewno zaskoczył wielu, awansując do cyklu. Każdy wyścig w następnym sezonie będzie dla niego jak egzamin, bo wchodzi na najwyższy, światowy poziom. Ten sezon to był przełom w jego karierze. Nie będę wcale zdziwiony, gdy w następnym roku znajdzie się w trzech-czterech rundach cyklu na podium.
Z pewnością wiesz, kto otrzymał dzikie karty na 2025 rok. Część z nich w opinii ekspertów oraz kibiców jest uzasadniona, a część kompletnie niezrozumiała.
Co do Doyle’a to zgadzam się w pełni. Michelsen? Też się to broni. Kolejna dwójka? Kompletnie tego nie kupuję. O co tu chodzi? Nie wiem. To ma być najlepsza piętnastka świata? Kvech i Huckenbeck to są bardzo dobrzy zawodnicy, spoko goście, ale nie do Grand Prix, pasują najwyżej do zaplecza PGE Ekstraligi.
W takim wypadku, komu byś dał następne dwie dzikie karty? Madsen by się tam znalazł?
Może to nie będzie popularna opinia, ale Janusz Kołodziej to dla mnie gość, który powinien być w cyklu. Jego styl jest spektakularny. Na pewno brak Emila i Artioma buduje poczucie pustki w nas oglądających. A jako drugiego dodałbym Maćka Janowskiego. Oczywiście, że kibicuje moim rodakom, ale nie ma na ten moment nikogo, kto mógłby się tam znaleźć. Nikt nie jest na to gotowy.
W mediach rozgorzała poważna dyskusja na temat tego, co robi Discovery oraz FIM. Polski Związek Motorowy postanowił zaprotestować. Polska jako czołowy żużlowy kraj kładzie mnóstwo pieniędzy oraz wysiłku, a mimo to jest ignorowana i atakowana. To wygląda na bardzo aroganckie i lekceważące zachowanie względem Polski. Co ty o tym wszystkim sądzisz?
Polska wnosi ogromny wkład do żużla. Ta cała praca jest znakomita i tak to powinno wyglądać. Możecie czuć się zniesmaczeni, a nawet zdradzeni. Wcale nie jestem zaskoczony tym, co robi Castagna. Jego działania są złe i okropne.
A co sądzisz o pomyśle stałej dzikiej karcie dla polskiego żużlowca zamiast jednej na każdy turniej?
To dobry pomysł. Każdy z krajów i tak ma swojego reprezentanta, więc czemu tego nie spróbować i naprawić tę sytuację.
Od jakiegoś czasu mówimy dużo o rozwoju żużla. Discovery i FIM jak na razie nie idą w tym kierunku i spada na nich słuszna krytyka. Z pozytywnych akcentów można wskazać jedynie Rygę, jako kolejną stolicę w cyklu oraz Manchester, który zagości od nowego sezonu. Więcej jest jednak negatywów.
Wielka szkoda, że nie ma żadnej promocji żużla. Za to jest liczenie pieniędzy. Manchester to rzeczywiście świetny wybór, genialny tor, ale szkoda, że pomieści tak mało kibiców. Tutaj zabrakło szerszej wizji, bo powinien zostać zbudowany stadion na miarę polskich. Ten tor zasługuje na to. Dla mnie to teatr żużla.
Gdybyś miał wskazać kandydata na odkrycie sezonu w PGE Ekstralidze w 2025, to kto nim będzie?
Nie powiem nic odkrywczego, bo zaplecze zawodników z Danii czy Wielkiej Brytanii może wystrzelić. To nie będzie niespodzianka na już, natomiast widzę za dwa-trzy lata w tej roli Toma Brennana. Podoba mi się jego podejście do sportu, widać pasję i zaangażowanie. Idzie to wszystko w odpowiednim kierunku.
4 listopada obchodzisz swoje 56. urodziny. Jestem przekonany, że wciąż masz jakieś marzenie w swoim życiu, niezależnie od tego, czy wiąże się z żużlem. Opowiedz mi o tym. Chcielibyśmy ci jako kibice żużla tego życzyć.
(Dłonie na twarzy - dop. red). Czas goni bardzo szybko. Moim celem, marzeniem w najbliższym czasie to wspólne wakacje z moimi córkami. Moja mama odeszła rok temu, był to dla nas trudny czas. Może Jamajka, Dominikana albo Meksyk. A plan na dłuższy czas to moja obecność w żużlu, chce pomagać i przekazywać wiedzę. Nadal ogromną radość sprawia mi praca w Poole Pirates.