Żużel. "Czułem się tutaj doceniony". Po sezonie musi szukać nowego klubu

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Bartkowiak
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Bartkowiak

- Próbuję dosięgnąć jakichś informacji, codziennie rozmawiam z kimś z Orła - mówi nam Mateusz Bartkowiak, który chce dalej reprezentować barwy łódzkiego klubu. Jeśli jednak to się nie uda, ma kilka pomysłów na swoją przyszłość, choć ma główny cel.

Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Czy już wiesz, w jakim klubie będziesz kontynuował swoją karierę?

Mateusz Bartkowiak, H.Skrzydlewska Orzeł Łódź: Na razie nie ma żadnych konkretów i cały czas rozmawiamy. Tak samo jak przed rokiem, to musi być przemyślana decyzja.

Pojawiały się informacje, że chcesz zostać w Orle. W takim razie cały czas czekałeś na rozwój sytuacji w Łodzi?

Bardzo dobrze było mi w tym miejscu, czułem się tutaj doceniony. Miałem trzecią średnią w zespole, kibice mnie polubili, a zarząd oraz trener mnie wspierali. Mnie to, jak najbardziej odpowiadało i z tego, co słyszałem, Orzeł chciał ze mną przedłużyć kontrakt, ale wiadomo, jak się potoczyła historia.

Czyli zawodnicy dalej nie wiedzą, co się wydarzy z łódzkim klubem?

Próbuję dosięgnąć jakichś informacji, codziennie rozmawiam z kimś z Orła. Oczywiście decyzja pana prezesa jest taka, że wycofuje drużynę. Aczkolwiek osobiście jestem jeszcze cichym optymistą.

ZOBACZ WIDEO: Holder zawodził przez kilka meczów. Nadal był wierny jednej osobie

Jeśli będziesz musiał zmienić otoczenie, to celujesz w Metalkas 2. Ekstraligą czy może w zejście do Krajowej Ligi Żużlowej?

Najniższy szczebel nie wchodzi w grę. Myślę, że zaplecze PGE Ekstraligi jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem lub może ewentualnie wyżej wraz z U-24 Ekstraligą.

Czyli nie odrzucasz rozwiązania jazdy w tych rozgrywkach?

Jednocześnie mógłbym spróbować być oczekującym na miejsce składzie zespołu z PGE Ekstraligi. Jeżeli będę miał dobry sezon, to dlaczego miałbym nie dostać szansy, różnie bywa. Aczkolwiek bardziej nastawiam się na Metalkas 2. Ekstraligę.

Innpro ROW Rybnik zgłosił się do ciebie?

Coś może było, ale nic konkretnego. Sam do PGE Ekstraligi jakoś mocno nie będę się pchał.

Nie jest tajemnicą, że rok temu rozmawiałeś z PSŻ-em Poznań. Teraz również pojawiło się zainteresowanie twoją osobą?

Tak, jednak nie porozumieliśmy się z prezesem. Jakub Kozaczyk wybrał inaczej i zobaczymy, jak to wyjdzie dla obu stron.

W sezonie 2024 poczułeś, że stać się na dobrą jazdę na drugim szczeblu rozgrywkowym?

Właśnie po to zszedłem poziom niżej. Nie ma co ukrywać, że zwycięstwa budują. Trochę tych biegów wygrałem i czuję się bardziej potrzebny zespołowi. Ciągle pracuję, rozwijam się i mogę dać od siebie dużo. Całe życie jeździłem w PGE Ekstralidze, a tory z niższych szczebli znałem tylko z zawodów młodzieżowych. Wówczas są one inaczej przygotowywane niż podczas meczów ligowych. Chciałem się pokazać z dobrej strony i myślę, że się udało. Poznałem już te owale i uważam, że w przyszłym roku mogę być jeszcze skuteczniejszy. Zresztą już teraz miałem wyższą średnią na wyjazdach niż w domu.

Przed rokiem sam mówiłeś, że tor w Łodzi jest techniczny. To wpłynęło na to, że lepiej ci szło na innych owalach czy po prostu mieliście problem z dopasowaniem się do nawierzchni?

Nie miałem też jakiejś złej średniej u siebie. Zaliczyłem kilka słabszych gonitw, ponieważ dla przykładu gorzej wystartowałem z trzeciego pola, ale to się zdarza. To pokazuje, że nie jestem zawodnikiem jednego toru. Potrafię się odnaleźć w różnych warunkach, co jest chyba nawet lepsze, gdyż większość żużlowców ma problemy w spotkaniach wyjazdowych.

Często pokonywałeś także seniorów, jak chociażby w Poznaniu, gdy tryumfowałeś w swoich trzech ostatnich startach.

Moim celem było wygranie z przynajmniej jednym takim zawodnikiem w meczu, gdyż w 2025 roku też nim będę. W większości przypadków się z tego wywiązałem, ale na podsumowanie jeszcze przyjdzie czas.

Nie zakończyłeś żadnej potyczki z zerowym dorobkiem, a najsłabiej poszło ci na inaugurację, gdy zgarnąłeś "oczko" i bonus. To także niezły rezultat, jak na juniora. 

Ten pojedynek w Rzeszowie był dla mnie koszmarny. Pierwszy raz w życiu jechałem w zawodach na tamtym obiekcie. Gdy będę tam następnym razem, to wiem, co zrobię. Wiadomo, pierwsze konfrontacje rządzą się swoimi prawami. Później moje zdobycze punktowe wraz z kolejnymi spotkaniami rosły. Aczkolwiek nie będę kłamał, że po tym debiucie byłem troszkę zagotowany, lecz ze wszystkiego wyszedłem i wróciłem na właściwe tory.

Można powiedzieć, że ten sezon w końcu udało się przejechać bez kontuzji. Dzięki temu druga część sezonu była jeszcze lepsza?

Od wielu lat mi tego brakowało. Zawsze, gdy był ten najważniejszy okres, leżałem z tą przysłowiową wiszącą ręką i się rehabilitowałem. Inni za to jeździli, więc mi uciekali. Mimo wszystko i tak potrafiłem wrócić ten juniorski poziom w PGE Ekstralidze. Nie każdemu się to udaje, ponieważ niektórych te urazy blokują. Teraz byłem cały czas zdrowy, więc utrzymałem formę.

Wcześniej wspomniałeś, że trochę się zdenerwowałeś po inauguracji. Spokój, to był jeden z elementów, którego się w tym roku nauczyłeś?

Wiadomo, każdy chce wygrywać. Jednakże po porażce trzeba wiedzieć, dlaczego tak się stało. To może być kwestia pola startowego, niedogranego sprzętu czy własnej niedyspozycji. Trener Chomski zawsze mi powtarzał, że trzeba poznać przyczynę słabego występu. Po przegranych nigdy się nie załamywałem, tylko ze spokojem wszystko analizowałem. Później wracasz do pracy i poprawiasz swoje słabe punkty, taki jest mój sposób i w większości momentów się on sprawdzał.

W twoim przypadku nie brakuje jeszcze zaufania do teamu.

I do sprzętu. Bardziej się cieszę, gdy problem jest we mnie, ponieważ mogę to zmodyfikować. Jeśli pojawia się kłopot z jednostką, to już gorzej, gdyż jest to kosztowniejsze. Siebie mogę zmienić i coś poprawić. Forma tak, jak odchodzi, tak wróci. A sprzęt to już większy problem. Bardzo dobrze współpracowało mi się w tym roku z Łukaszem Cyranem. Śmiejemy się, że zaczęliśmy działać razem dwa lata za późno. Obaj jesteśmy wychowankami Stali i czułem się przy nim dobrze.

Zapewne jako były zawodnik, oprócz sprzętowych kwestii, może też podpowiedzieć, co poprawić na torze?

Dużo rozmawialiśmy. Gdy miałem jakiś problem, to zadawałem mu pytania, chciałem wiedzieć, czy wszystko robię dobrze, a Łukasz mi dawał wskazówki. Szkoła gorzowska pomogła nam odnaleźć się na torze w Łodzi.

Wiele pozytywnych opinii słychać o Macieju Jąderze. To jest osoba, która wykorzystuje swoje doświadczenie i może doradzić coś zawodnikom?

Trener przede wszystkim na mnie stawiał i z tego się cieszyłem. Potrafił wstawić młodego żużlowca za starszego, za co go chwalę. Na początku sezonu było trochę gorąco, ponieważ mieliśmy jednego seniora więcej. Jest młodym szkoleniowcem, więc trudno było mu nad tym zapanować, lecz potem już sobie z tym poradził. Myślę, że tym składem awans do play-offów to dobry rezultat, a może byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie pierwsze mecze.

Nie ukrywajmy, że Witold Skrzydlewski to niesamowicie barwna osoba. Jakie ty masz z nim wspomnienia po tym jednym roku?

Za dużo kontaktu nie mieliśmy, choć rozmawialiśmy. Prezes Witold jest bardzo konkretny. Mogę chyba powiedzieć, że w życiu tak konkretnego prezesa nie poznałem. To mi się także podobało. Jest również bardzo słowny. Co gwarantuje i mówi, tak robi. Chociaż oby tak nie było w przypadku rozwiązania Orła. Aczkolwiek już całkowicie poważnie, cieszę się, że poznałem taką osobę.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty