Leon Madsen w sobotę przybył do Chorzowa w roli wicelidera cyklu TAURON Speedway Euro Championship. Duńczyk miał do wykonania podwójną robotę - z jednej strony chcąc zostać mistrzem Europy musiał ścigać Andrzeja Lebiediewa, a z drugiej strony chcąc wywalczyć jakikolwiek krążek musiał uważać na Kacpra Worynę, Piotra Pawlickiego i Macieja Janowskiego.
Kibice zdawali sobie sprawę z tego, że Polacy mogą pokonać Madsena i to podwójnie, co za tym idzie - wyrzucając go z podium. Ostatecznie jednak Duńczyk wybronił swoją drugą lokatę i celebrował w sobotni wieczór wicemistrzostwo Starego Kontynentu.
- Zdobycie siódmego medalu w mistrzostwach Europy, to spore osiągnięcie! Oczywiście chciałem zdobyć złoty krążek, ale sześć punktów straty do Andrzeja, to było trochę za dużo przed ostatnim turniejem. Jestem zadowolony z tego swojego rezultatu - przyznał po zawodach Madsen.
ZOBACZ WIDEO: Tajemnicze kulisy odejścia Jabłońskiego z telewizji
Duńczyk jest w tym momencie najbardziej utytułowanym zawodnikiem mistrzostw Europy. Na swoim koncie ma dwa złote medale (2018, 2022), cztery srebrne (2020, 2021, 2023, 2024) i jeden brązowy (2019). Od 2018 roku nie zszedł z podium klasyfikacji generalnej! W klasyfikacji wszech czasów wyprzedza go tylko Mikkel Michelsen, który ma o trzy zdobycze medalowe mniej, jednak trzykrotnie wygrywał cykl Tauron SEC.
- Byłem trochę zestresowany sobotnim turniejem w Chorzowie, bo to moje pierwsze jazdy po fatalnym upadku w Rydze. Poszło mi jednak dobrze i jestem zadowolony z tego, że znów się ścigam - dodał 36-latek.
Zawodnik, który wkrótce zostanie bohaterem hitu transferowego w PGE Ekstralidze, bo przeniesie się z Krono-Plast Włókniarza Częstochowa do NovyHotel Falubazu Zielona Góra nie ukrywa, że ten sezon nie poszedł mu najlepiej w cyklu Grand Prix i wierzy, że może wrócić mocniejszy w przyszłym roku. Jednakże w tej chwili jedyną deską ratunku dla dwukrotnego wicemistrza globu (2019, 2022) jest stała dzika karta przyznana przez organizatora cyklu.