Bartosz Zmarzlik zajął czwarte miejsce podczas pierwszej rundy Speedway Grand Prix w chorwackim Gorican. Tryumfatorem i pierwszym liderem cyklu został Jack Holder.
"Tor był okej, ale nudny"
Nie da się jednak ukryć, że same zawody miały wiele gorszych momentów, a tym były upadki zawodników, którzy momentami mieli kłopoty z płynną jazdą po torze. Na temat powstawanie kolein po turnieju wypowiedział się nawet sam czterokrotny indywidualny mistrz świata (więcej TUTAJ). Wówczas jednak przerwała mu prowadząca wywiad dla Eurosportu Marcelina Rutkowska-Konikiewicz.
Więcej o stanie nawierzchni 29-latek opowiedział podczas Magazynu PGE Ekstraligi, emitowanego na portalu WP SportoweFakty. W opinii Polaka chorwacki owal przed i jeszcze na początku zawodów wyglądał dobrze. Dopiero później się otworzył i pojawiły się problemy. Oprócz powstałych dziur Zmarzlikowi nie podobał się jeszcze jeden fakt.
ZOBACZ WIDEO: Po tych słowach Dudka rozpętała się burza. "Jestem chwytliwym tematem"
- Tor był okej, ale nudny. My zawodnicy, czasami rozmawiamy sobie, że trzeba być na każdym owalu najlepszym i nie narzekamy, ale większa przyczepność daje więcej radości z samej jazdy. Gdy byłem młodszy, przykuwałem do tego większą uwagę. Teraz po prostu startuję i trzeba się dopasować do nawierzchni - powiedział wychowanek Stali Gorzów.
Przyznał jednocześnie wprost, że nie ma sensu dyskutować na temat takiego sposobu przygotowywania owalu z Philem Morrisem i innymi organizatorami. Pojawiła się także pewna teoria wśród polskich działaczy, że na takim torze zawodnicy z naszego kraju w Indywidualnych Mistrzostwach Polski by nie wyjechali. - Bzdura, bo owal przed zawodami wyglądał super - odpowiedział szybko nasz rozmówca.
Warto też zaznaczyć, że według jego słów ma on dobre relacje z osobami odpowiedzialnymi za Speedway Grand Prix. Czy w takim razie udział w cyklu daje mu radość? - Czasem to trudne, lecz nie zmienia to faktu, że trzeba robić swoje. A przy dobrym wyniku, jest się szczęśliwszym - zdradził Zmarzlik.
"Nie masz czasu na cokolwiek"
Obrońca mistrzowskiego tytułu opowiedział także, jak wygląda dzień zawodów uczestnika Indywidualnych Mistrzostw Świata. I jak się okazuje, jest on naprawdę napięty, o czym kibice mogą nawet nie mieć pojęcia. O godzinie 15 rozpoczyna się trening, następnie szybko trzeba wybrać pola startowe, a później żużlowcy mają 20 minut na zjedzenie obiadu. Po tym rozpoczyna się sesja z autografami, po chwili przychodzi czas na briefing, obejście toru, przebranie się w kevlar, prezentację i pierwszy bieg. - Lubię to, bo kocham ten sport, ale to jest dla nas wszystkich naprawdę długi dzień - tłumaczył 29-latek.
Tak zawrotne tempo powoduje jeszcze inne problemy. Żużlowcy po treningu tak naprawdę nie mają czasu na wprowadzenie większych zmian w motocyklu i jego ustawieniach. To oznacza, że zawodnik, który ma kłopoty w czasie sprawdzenia owalu, nie ma zbyt wielu możliwości na dostosowanie sprzętu, co oczywiście odbija się w samych wynikach.
- Od godziny 15 jest "full gaz" i czasami nie ma nawet czasu na zastanowienie się nad głębszymi zmianami. To jedno wielkie show, które oczywiście robimy dla kibiców i jest to zrozumiałe, ale dla zawodników to trudne. Jeśli coś nie do końca gra, nie masz czasu na cokolwiek. Aczkolwiek takie warunki mamy i w tym trzeba uczestniczyć. To nie jest jakiś problem i trzeba to po prostu przyjąć - podsumował Bartosz Zmarzlik.
Czytaj także:
- Żużel. Nie tylko Zmarzlik. Cieślak wskazuje faworytów Grand Prix Polski w Warszawie
- Żużel. Nie tylko jeden sektor. Władze Świętochłowic mają plan na Skałkę