"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Cokolwiek się zadzieje w finale Drużynowych Mistrzostw Polski, minionej niedzieli Betard Sparta zyskała wizerunkowo. A to przecież jasne, że jeszcze się zadzieje i walki nie zabraknie, bo gwarantem są takie nazwiska jak Łaguta, Bewley, Pawlicki czy Kowalski. Przecież każdy jedzie o swoje pieniądze, po swoją przyszłość i na własne nazwisko. Każdy z tych, co pozostali na polu walki, jest sportowcem. I osobną firmą.
Patrząc na optymalne składy finalistów faworyta widziałem w Platinum Motorze, bo jest to w moich oczach ekipa w formie, a do tego z charakterem. Zmarzlik - bez komentarza, wszystko jasne. Lindgren - niby zimny i wyrachowany, lecz gdy w Malilli poczuł krew i Vaculika na widelcu, to i on się zagotował w finale. Poniosło Szweda, bo za wynik w globalnych mistrzostwach jest w stanie zapłacić bólem i poświęceniem. Pan Sportowiec. Holder i Kubera - podobnie. Wrócili po kontuzjach, lecz bez większych zmian w głowie. Jeden stanął ostatnio na pudle Grand Prix w Cardiff, drugi na bydgoskim pudle SEC-u. Jedyne, co się u Kubery zmieniło, to, że od czasu kontuzji nie ściągnął jeszcze nogi z haka. A wcześniej uprawiał ten proceder namiętnie.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Cierniak wpuścił nas do swojego warsztatu. Ujawnił, jak upamiętnił zmarłego kolegę
Cierniak - swoją wielkość pokazywał wielokrotnie, a dobitnie podczas gorzowskiej rundy Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, gdy na zdradliwym torze niemal wszyscy jeździli w pieluchomajtkach o najwyższym stopniu chłonności i głównie pilnowali przodu motocykla, a on pilnował wyniku. Na dokładkę jest błyskotliwy w końcówce sezonu Jarek Hampel, dżentelmen, lecz do tego stopnia szybki, że mogący nawet przedłużyć delikatnie prostą, gdy wymaga tego sytuacja. I młody Bańbor, co na Olimpijskim pokonał m.in. Janowskiego.
Andrzej Rusko przyznał ostatnio, że jeśli w domowym meczu z Apatorem wrocławianie nie ugraliby piątki z przodu, to nie mają po co jechać do Lublina. I nie przemawiała przez niego buta, lecz trzeźwa ocena sytuacji. Bo świetnie wie, że Toruń i Lublin to dwa totalnie różne światy. I że to również Apator pomógł spartanom odjechać tak piękne, ikoniczne spotkanie. Wrocławianie byli silni sami w sobie, ale też silni słabością swoich rywali.
Powtórzę po raz kolejny - przy okazji oceniania rywalizacji sportowej nigdy nie użyję słowa kompromitacja. Bo można przegrać nieznacznie lub w wysokich rozmiarach, na co składa się wiele czynników. Bo sportowcy to tylko ludzie, a ich życie, tak jak nasze, determinuje mnóstwo czynników zewnętrznych, o których nie musimy wiedzieć. Natomiast zgadzam się z Adamem Krużyńskim, że postawa torunian we Wrocławiu była zawstydzająca, pod takim określeniem podpiszę się już dwoma rękami. Betard Sparta straciła trzech zawodników, a nadal miała pięciu. Goście nie stracili żadnego, a mieli dwóch i pół. Przy czym do dziś mam problem z ustaleniem, kto był tą połówką.
Natomiast jeśli chodzi o odpowiedź prezesa na pytanie, czy Bartłomiej Kowalski pozostanie we Wrocławiu, o tego "pomidora", to mogę się tylko uśmiechnąć. Oczywiście, że zostanie. Trudno się spodziewać, że Andrzej Rusko zamierza przedłużyć umowę, a później oddać zawodnika np. na rok do Ostrowa, by się tam objeździł... Tym bardziej, że w przeciwnym kierunku nie powędruje młody Krawczyk. Zatem i wypożyczenie Franka Gustsa do Ostrowa może wygasnąć, choć na razie jego przyszłość to tylko gdybanie.
A Kowalskiego, owszem, warto dobrze sprzedać, ale... marketingowo. Na spokojnie, po swojemu, by coś ugrać. Sezon zaraz dobiegnie końca i będzie zapotrzebowanie na uśmiechanie się klubów do swoich kibiców. Nie te czasy, żeby taki kąsek skonsumować przypadkiem i na szybko, jednym słowem, w pomeczowej rozmówce. Nie po to w klubach zatrudniają sztaby marketingowców. One mają tworzyć wrażenie, że jesienią i zimą też jest sezon.
Mecz z Apatorem bez wątpienia był historyczny. Bo oto Maciek Janowski doznał pierwszego złamania na torze żużlowym - w wieku 32 lat i po blisko dwóch dekadach ścigania. Znamienne, że de facto wciąż nie w trakcie rywalizacji, lecz w wyniku sporego pecha, uderzony przez strajkującą maszynę. Kapitan WTS-u potrafi kłaść się z motocyklem jak do łóżka, jednak tym razem żelastwo dopadło go ledwo, ledwo, za to w czułe miejsce, gdzie kości są tuż pod skórą.
Owszem, swego czasu Janowski złamał obojczyk, lecz na torze crossowym. Natomiast w 2019 roku, gdy nazbyt optymistycznie wjechał w Grudziądzu pod Krzysztofa Buczkowskiego, poszedł więzozrost barkowo-obojczykowy, a więc tkanki miękkie. Choć kontuzja była bolesna i pozbawiła Macieja występu w Grand Prix na Narodowym.
A więc Betard Sparta jest pokiereszowana, lecz w dwumeczu z Platinum Motorem pozostali będą walczyć. O drużynę, ale i o swoje, bo na tym ich zajęcie polega. Do tego stopnia powinni się stawiać, że po wszystkim wielu z nas poczyni swoje obliczenia i powie - gdyby nie kontuzje, mogło być złoto… To w tym w sporcie normalna kolej rzeczy. Dlatego spartanie już teraz są zwycięscy. Bo gdyby ograli rywala, zostaliby nie tylko mistrzami Polski, ale też mistrzami świata. A jeśli przegrają, nikt na nich złego słowa nie powie. Bez względu na to, czy w rewanżu zostanie podjęta próba jazdy przez Taia Woffindena czy nie. Choć bardziej zasadna wydawałaby się pewnie wtedy, gdyby wszyscy inni koledzy byli cali i zdrowi.
Można tylko żałować, że finał najlepszej ligi świata został nieco oskubany, bo ma nam przecież osłodzić ten dość przewidywalny i nijaki sezon. Raz na jakiś czas żużel lubi nam jednak przypomnieć, że sport jest ważny, ale zdrowie ważniejsze. Tak było, jest i będzie.
A brąz? Niektórzy sobie dworują, że w tym sezonie nie powinien być przyznany. Choć podzielam zdanie Kacpra Woryny, który przed kamerą zaznaczył, że ta stypa w klubie nie jest potrzebna, skoro przed Tauron Włókniarzem dwumecz o medal. Przecież tak właśnie wychodziło przed sezonem z układu gwiazd, że częstochowianie to, owszem, siła, ale dopiero trzecia w lidze. Bo niektórzy mają gwiazdy Grand Prix, a inni gwiazdy SEC-u. Czyli poziom niżej. Bo niektórzy mają wschodzące gwiazdy pośród juniorów, a inni tzw. chłopców z przyszłością. Albo i bez przyszłości, dopiero się okaże. Zatem nic niespodziewanego się tu nie wydarzyło. Nawet bym się cieszył na miejscu częstochowian, że ta czwórka jest, bo mogło być różnie, prawda?
A że niektórzy mieli prawo liczyć na więcej? Choćby wspomniany Kacper, jeden z najodważniejszych żużlowców w lidze, któremu nie sposób nie kibicować. Nie wszystko w tym roku toczyło się po jego myśli, od samego, pechowego początku.
Drabik? W dwumeczu z Platinum Motorem raz pokonał Cierniaka i raz Grzelaka. I to tyle... Nie ma go w GP, nie ma w SEC-u, nie ma w IMP-ie i nie było w ZK, gdzie wystawił tylko motory. Jest za to nominowany do Szczakieli PGE Ekstraligi w kategorii niespodzianka sezonu.
Taka niespodzianka.
No i o brąz powalczy drużyna, z Torunia, która w play-offach nie wygrała żadnego meczu. Ktoś powie, że w czterozespołowej fazie play-off bywało podobnie, no ale to jednak dwa różne formaty. Temu obecnemu do ideału trochę brakuje.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Kluby PGE Ekstraligi odebrały telefon od Wiktora Przyjemskiego. Wszystko jasne
- O wszystkim zadecydował jeden punkt! Poznaliśmy mistrza U-24 Ekstraligi!