Żużel. GKSŻ boi się wojny z żużlowcami. Skandal nie zostanie wyjaśniony

WP SportoweFakty / Michał Krupa
WP SportoweFakty / Michał Krupa

Choć właśnie mija tydzień od poniedziałkowego skandalu z dwukrotnym odwołaniem finałowej rundy IMP w Krośnie, to fani wciąż nie doczekali się oficjalnego stanowiska GKSŻ w tej sprawie. Najbardziej skorzystały na tym władze Wilków Krosno.

Wyjeżdżając ze stadionu po dwudniowych próbach zorganizowania finału indywidualnych mistrzostw Polski, wszyscy byli przekonani, że sprawy potoczą się zupełnie inaczej. Podczas wieczornego spotkania wszystkich zaangażowanych stron ustalono bowiem, że główną winę za dwie nieudane próby zorganizowania finału IMP w Krośnie na siebie wezmą przedstawiciele Cellfast Wilków Krosno i już we wtorek rano opublikują oświadczenie.

Wszyscy wyjeżdżali z Krosna z przeświadczeniem, że władze tego klubu przyznają się do zbronowania nawierzchni tuż przed ulewą, a także przeproszą fanów za organizacyjne fiasko. Ostatecznie żadnego oświadczenia nie wydano, a zamiast niego prezes Grzegorz Leśniak udzielił na WP SportoweFakty wywiadu, w którym przeprosił zawodników za bezpodstawne zarzuty stawiane im na antenie Canal+ (chodziło o rzekomą niechęć zawodników do nowej formuły IMP i niskich zarobków w tych turniejach).

Niedługo po dwudniowym skandalu w Krośnie emocje były tak duże, że władze polskiego żużla nie były w stanie wyjaśnić, co właściwie się stało. Chwilę później tak spodobała im się ta taktyka, że obecnie stoją na stanowisku, że dogłębne wyjaśnienie powodów skandalu niczemu nie będzie służyło.

Do dziś władze żużla obawiają się, że ewentualne powiedzenie prawdy może sprawić, że urażeni poczują się przede wszystkim zawodnicy, ale także przedstawiciele Wilków. Po ostatnim skandalu nikt nie chce kolejnej wojny i publicznego rozdrapywania ran. Zwłaszcza, że mocy niezadowolonych fanów Bartosza Zmarzlika i spółki nie można lekceważyć.

W komunikacie GKSŻ musiałoby się znaleźć stwierdzenie, że zawodnicy najpierw nie pojawili się na zaplanowanym na południe obchodzie toru, a także to, że w poniedziałek około godz. 17. Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera zapewnili organizatorów, że stan toru pozwala na rozegranie zawodów. To właśnie po tej deklaracji zdecydowano się wpuścić kibiców na trybuny i rozpocząć procedurę przygotowania do zawodów. Ogłoszenie tego publicznie mogłoby się jednak bardzo nie spodobać samym zawodnikom, a wojny z trzykrotnym mistrzem świata nikt prowadzić nie chce. Do dzisiaj zresztą żaden z żużlowców nie wypowiedział się w tym temacie, a taki stan rzeczy wydaje się wszystkim pasować.

Władze GKSŻ mają dowody na zbronowanie toru w Krośnie na głębokość 40 centymetrów, ale wciąż czekają na nagranie z monitoringu stadionowego, który miałby niezbicie potwierdzić wszystko, co wiedzą do tej pory. Choć do dziś możemy się jedynie domyślać, dlaczego klub zdecydowali się na taki ruch tuż przed ulewą i przyjazdem przedstawicieli PZM, to nikt ich raczej do odpowiedzialności nie pociągnie.

Skandal nie zostanie wyjaśniony, bo bez winy nie jest sam GKSŻ i doskonale zdają sobie z tego członkowie tego organu. Ostatecznie to władze GKSŻ miały pięć dni na przygotowanie toru, a mimo to jego stan był daleki od idealnego. Przedstawiciele polskiego żużla musiałyby więc zostać sędzią we własnej sprawie i nie uciekłyby od pytań o swoją rolę w skandalu.

Zbigniew Fiałkowski sprawę przygotowania toru na zawody potraktował zbyt ambicjonalnie, a przez to stracił szansę na chłodną ocenę sytuacji. Gdyby nie to, już w piątek przed turniejem mógłby pojawić się komunikat o odwołaniu zawodów. Chęć rewanżu na gospodarzach za zbronowanie nawierzchni sprawiła jednak, że nikt nie zdobył się na refleksję ani przed zawodami, ani tym bardziej w niedzielę po turnieju, gdy podjęto absurdalną decyzję o próbie organizacji zawodów dzień później.

W tym momencie wszystko wskazuje na to, że cała sprawa skończy się na lakonicznym komunikacie, w którym jako winni zostaną wskazane wszystkie zaangażowane strony, ale bez wskazywania konkretnych błędów. Kolejna próba rozegrania finału IMP odbędzie się na początku września, a wśród możliwych lokalizacji są Łódź i Tarnów.

Cała sytuacja boli tym bardziej, że przez nieudolność władz i brak jakiejkolwiek reakcji zupełnie zaprzepaszczono potencjał marketingowy wielkiego triumfu polskiej reprezentacji w Drużynowym Pucharze Świata. Zawodnicy nie pokazywali się w mediach ogólnokrajowych, a w branżowe portale omijali szerokim łukiem, bo obawiali się pytań o IMP.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Przedpełski, Lebiediew, Murawski

Czytaj więcej:
Te rozgrywki mają przewagę nad PGE Ekstraligą
Wielki powrót Taia Woffindena

Źródło artykułu: WP SportoweFakty