Bartosz Nowak ma za sobą niezwykle udany sezon w barwach łódzkiego Orła. Wychowanek Polonii na własnym stadionie zdobywał średnio 1.526 punktu na bieg. Teraz wraca do Bydgoszczy, by pomóc drużynie Tomasza Bajerskiego i Krzysztofa Kanclerza w awansie.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Żużlową karierę zacząłeś późno. Jesteś też bardzo wysoki, jak na zawodnika, co nie ułatwia zadania. Wszystko na przekór.
Bartosz Nowak, młodzieżowiec Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Mojej posturze bliżej do koszykarza niż żużlowca. Na pierwszych treningach prawie każdy mówił, że jestem za wysoki. Nie zniechęcało mnie to. Chciałem spróbować, jak się będę czuł, bo chyba właśnie to jest najważniejsze. Jak wsiadłem na motor, okazało się, że właściwie nie widać mojego wzrostu.
Co cię skłoniło, żeby zostać żużlowcem?
Inspirowałem się tatą. Jeździł często z kuzynem do Torunia, a ja gdy byłem z nimi, nie wiedziałem do końca, co mam robić na tym stadionie. Oni brali udział w amatorskich treningach i takich w rodzaju old boyów. Później nadeszła zima, a tata skonstruował motor na lód. Temperatury były naprawdę mroźne, co umożliwiało jazdę po zamarzniętym jeziorze. Zapytałem, czy mógłbym się przejechać.
Na jednej przejażdżce się nie skończyło. Spodobało mi się. Przeniosłem zdobytą wiedzę na tor i zacząłem sobie radzić coraz lepiej. W Toruniu dostrzegł mnie trener Marcin Hoffmann i wziął pod swoje skrzydła, udzielił kilku wskazówek. Właśnie tak się to wszystko zaczynało.
Ile miałeś lat?
Chyba 18. Fascynowało mnie, że taka maszyna może z zawrotną prędkością wchodzić w łuki. Tata mnie nie namawiał, żebym jeździł więcej. Po prostu poczułem, że chcę spróbować czegoś innego. Bez niego jednak by się nie udało.
Przytłaczająca większość twoich rówieśników miała już za sobą oficjalne debiuty ligowe.
Zgadza się. Przyswajałem wiedzę natomiast dosyć szybko, co dało taki, a nie inny efekt końcowy.
Wcześniej jeździłeś na crossie.
Tylko hobbystycznie. Na żadnych zawodach, wyłącznie dla siebie. Żużel to pierwszy sport motorowy, którym zacząłem zajmować się profesjonalnie.
Wierzyłeś, że to ma sens? Rozpoczynanie kariery w żużlu w wieku 18 lat, z myślą by zostać zawodowcem, to absolutny ewenement w dzisiejszych czasach. Tymczasem za tobą już pełen debiutancki sezon w barwach KŻ Orła Łódź.
To miała być weekendowa odskocznia od codzienności. Z każdym wyjazdem na tor jednak wyglądałem na nim coraz lepiej, uczyłem się wręcz błyskawicznie. Pewnego dnia ktoś mnie zapytał, czy chcę jeździć zawodowo. Odparłem, że nie, dla mnie to tylko zabawa. Los bywa przewrotny. Czas leciał tak szybko, że nawet nie zorientowałem się, kiedy podpisałem swój pierwszy profesjonalny kontrakt z bydgoską Polonią.
Jak trafiłeś do Bydgoszczy?
Dostrzegł mnie prezes Jerzy Kanclerz. Stwierdził, że jest we mnie iskierka talentu i coś może z tego być. Porozmawialiśmy, łatwo dobiliśmy targu i działamy aż do teraz.
Mimo późnego początku, będziesz częścią zespołu, który jest w gronie głównych faworytów do awansu do PGE Ekstraligi. Jakie towarzyszą temu emocje?
Staram się nie wywierać na sobie żadnej presji. Nie można wyprzedzać czasu, żużel jest nieprzewidywalny. Podchodzę do tego sezonu bardzo spokojnie i profesjonalnie, ale nie obciążam głowy zawyżonymi oczekiwaniami. Jedynie osiągnąłbym odwrotny skutek.
W trakcie kariery były chwile, w których chciałeś dać sobie spokój?
Gdy napotykałem przeciwności losu, zamiast się poddać, raczej czułem sportową złość. Chciałem udowodnić, że potrafię to robić i starałem się bardziej, zamiast spoczywać na laurach. Nie było momentu, w którym chciałem powiedzieć pas. Nawet jak nie coś mi nie wychodzi, mogę się z tego dużo nauczyć. Czasami, żeby zrobić dwa kroki do przodu, wcześniej trzeba zrobić mały w tył.
Uważasz że masz duży talent?
Wiele osób mi to mówi. Staram się jednak robić swoje. Może coś w tym jest, ale osobiście bym tak tego nie określił.
Gdy zostałeś wypożyczony do Orła czułeś ekscytację, czy raczej żal, że nie wywalczyłeś miejsca w składzie Polonii?
Było mi trochę szkoda. Bydgoska drużyna jest bliska mojemu sercu, tu podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt. Mieszkam 15 kilometrów do tego miasta. W Orle jednak otrzymałem gwarancję startów i postanowiłem wykorzystać okazję.
Zaskakiwałeś samego siebie niektórymi meczami?
Miło wspominam zwycięstwo nad Nickim Pedersenem w 12. biegu meczu przeciwko Texom Stali. To był fajny bieg i pamiętam, że miałem chrapkę udowodnić klubowi, że może na mnie liczyć i jestem w stanie zwyciężać ze wszystkimi.
Po dobrym sezonie w Łodzi wiedziałeś, że chcesz wracać do Bydgoszczy?
Nie analizowałem żadnych innych ofert. Byłem skupiony tylko na Polonii. Mamy wspólne cele. Nie chcę niczego zmieniać, kombinować. Jeśli chodzi o wypożyczenie - tak musiało być, wyszło mi to na dobre. Teraz czas na nowy rozdział, jestem lojalny i zamierzam dać kibicom wiele powodów do radości. Wracam szybszy, mocniejszy i przede wszystkim jeszcze lepszy.
Nie możesz narzekać na brak wsparcia ze strony kibiców. Wielu z nich jeszcze w trakcie sezonu za tobą zatęskniło. Czujesz wsparcie bydgoskich fanów?
Nawet, gdy w Łodzi jeździliśmy przeciwko Polonii, biło od nich ciepło skierowane w moją stronę. Czułem, że kibice mi również dobrze życzą i mnie dopingują, choć jeżdżę przeciwko ich ulubieńcom i drużynie bardzo bliskiej memu sercu. To było dla mnie bardzo trudne spotkanie. Teraz skupiam się na przygotowaniach do sezonu, nie myślę nad tym, ile dostanę szans, chcę dawać z siebie wszystko, a wtedy pojawią się efekty mojej pracy.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty