Reporter zadawał ciekawe i konkretne pytania swoim rozmówcom, a gdy tylko pojawiał się na ekranie, wiadomo było, że widzowie znów dowiedzą się czegoś interesującego. Już po pierwszej transmisji można ocenić, że jedna z pierwszych decyzji nowego szefa redakcji żużlowej Macieja Glazika o postawieniu właśnie na Roberta Sitnickiego była jak najbardziej słuszna.
A nie było to takie jasne, bo dziennikarz ostatni raz na meczu żużlowym pracował ponad sześć lat temu. Ostatnio zajmował się głównie wydawaniem i prowadzeniem codziennego magazynu News+ oraz pracą przy skrótach meczów nadawanych w Magazynie PGE Ekstraligi. Od tego sezonu wraca jednak do pracy na stadionach.
- Wiadomo, że w trakcie zimy sporo się w naszej redakcji pozmieniało, kilka osób odeszło, wycofano się także z nadawania News+. Nowy szef, Maciej Glazik, zaproponował mi, bym w tym roku bardziej zaangażował się w pracę przy żużlu. Śledzę tę dyscyplinę od wielu lat, więc bez dłuższego namysłu zgodziłem się na ten pomysł - wyjaśnia dziennikarz Canal+, Robert Sitnicki.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Glazik, Sajfutdinow i Fajfer gośćmi Musiała
W najbliższym sezonie doświadczony dziennikarz będzie regularnie pojawiać się przy okazji żużlowych transmisji. Następnym razem widzowie zobaczą go w roli reportera podczas piątkowego finału MPPK w Rzeszowie. To jednak nie koniec, bo dziennikarz w tym roku będzie także komentował, wspólnie z Edwardem Durdą, mecze 1. i 2. Ligi. Pierwszy sprawdzian tego duetu nastąpi już podczas inauguracyjnej kolejki. Panowie skomentują starcie Wybrzeża z Arged Malesą oraz PSŻ-u z Landshut.
- Przy żużlu pracowałem regularnie w latach 1998-2002 w Wizji TV, a potem w latach 2013-2016 już w Canal+. W zeszłym roku skomentowałem trzy spotkania niższych lig, ale raczej nie pojawiałem się na stadionach. W tym roku wracam po dłuższej przerwie, ale stresu nie miałem. Pomogła specyficzna atmosfera turnieju w Zielonej Górze, bo zawodnicy byli rozluźnieni, chętnie rozmawiali i żartowali - przyznaje Sitnicki.
Dziennikarz dodaje jednak, że nie zawsze podczas jego wywiadów będzie tak przyjemnie. - Oczywiście, że nie boję się trudnych pytań i jeśli tylko pojawi się okazja, to na pewno będę dociekał prawdy. Cieszę się, że już po pierwszym meczu dostrzeżono mój powrót - dodał. Pracy w sobotę miał jednak sporo, bo przez kiepski stan nawierzchni transmisja z zawodów trwała prawie trzy godziny.
W najbliższym czasie do debiutów przed kamerami Canal+ są szykowani kolejni dziennikarze tej stacji, czyli Julia Pożarlik i Piotr Kaczorek. Oboje również będą pracować w parku maszyn jako reporterzy.
Czytaj więcej:
Koledzy uhonorowali Protasiewicza
Tłumaczą brak transmisji z Niemiec