Rasmus Jensen mimo przerwy zimowej na brak zajęć nie narzeka. Zawodnik Stelmet Falubazu Zielona Góra kilka dni temu uczestniczył w historycznym dla amerykańskiego speedwaya meczu tamtejszej reprezentacji z ekipą Reszty Świata.
Duńczyk zaczął od trzeciego miejsca i porażki z Gino Manzaresem, ale później radził sobie już znacznie lepiej. Dorzucił dwa zwycięstwa i dwójkę po tym, kiedy przywiózł go za plecami klubowy partner, Luke Becker.
- To były dla mnie udane zawody i fajnie spędzony czas. Startowałem na motocyklu, na którym wcześniej nie miałem okazji jeździć - przyznał w rozmowie z falubaz.com.
Jensen równie skuteczny był w mini turnieju World Challenge, w którym wygrał bieg ćwierćfinałowy, półfinałowy, a w finale musiał uznać wyższość Adama Ellisa. Dla uczestników wydarzenia start w Bakersfield był o tyle ciekawy, że tor liczy tam zaledwie 189 metrów.
ZOBACZ Andriej Kudriaszow szczerze o chorobie i najbliższej przyszłości. Zobacz całą rozmowę!
- Specyficzny był też tor, którego długość wynosiła połowę długości toru w Zielonej Górze. Mimo to było w porządku. Nie był to mój pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych. W sezonie 2017 miałem już okazję startować w zawodach towarzyskich. Rok temu w październiku, również miałem wystąpić w turnieju, ale z powodu pożaru lasu zawody te zostały odwołane - powiedział Rasmus Jensen.
Rasmus Jensen niedługo przyjedzie do Zielonej Góry, bo 26 lutego rozpocznie się tradycyjny program dla tej drużyny - "60 godzin z Falubazem". Po tym wydarzeniu będą już żużlowcy myśleć o tym, by wrócić na tor.
- Niemal wszystko gotowe jest także w moim warsztacie, gdzie motocykle czekają już na wyjazd na tor. Czuję, że sezon żużlowy zbliża się coraz mocniej, ale nie jestem jeszcze jakoś specjalnie podekscytowany. Pogoda w Danii jest raczej mało żużlowa. Moje nastawienie zmieni się jednak, kiedy tylko wzrosną temperatury - dodał.
Czytaj także:
Zadebiutował w GP, a teraz celuje w PGE Ekstraligę
Po śmierci ojca zniknął z toru. Wraca, bo nie mógł znaleźć sobie lepszego zajęcia