Justin Sedgmen 17 lutego obchodził 30. urodziny. Swoją karierę rozpoczynał na 112-metrowym torze Olympic Park Speedway w Mildurze, gdzie poszedł w ślady swojego starszego o dwa lata brata, Ryana.
I choć od lat ściga się regularnie w Wielkiej Brytanii, gdzie uchodzi za solidnego ligowca, to nigdy nie udało mu się zrobić wielkiej kariery w Polsce.
A to, że drzemie w nim potencjał udowadniał wielokrotnie. Przekonał się o tym, chociażby obecny indywidualny mistrz świata rodem z Gorzowa Wielkopolskiego.
ZOBACZ Red Bull rozstał się z zawodnikiem z PGE Ekstraligi. "Nie mam żalu"
Wygrywał ze Zmarzlikiem
28 października 2017 roku na Etihad Stadium w Melbourne rozgrywana była finałowa runda FIM Speedway Grand Prix. "Dziką kartę" na tamten wieczór otrzymał Sam Masters, z kolei rezerwę toru stanowić mieli Justin Sedgmen i Davey Watt. Obaj jednak wskoczyli do podstawowej obsady, bowiem przed turniejem posypała się plaga zwolnień lekarskich w związku z licznymi kontuzjami.
Sedgmen zastąpił swojego rodaka Maxa Fricke'a, który miał jechać w miejsce Fredrika Lindgrena. I już w pierwszym biegu ówczesny 25-latek pokonał Piotra Pawlickiego. Kolejne dwa starty przyniosły mu następne punkty, a jego plecy oglądali: Bartosz Zmarzlik, Masters i Davey Watt.
Nawet dobre rezultaty w Grand Prix nie przyniosły mu dobrej reklamy w kontekście lig europejskich.
Polskie kluby w CV
Po raz pierwszy Sedgmen, a właściwie to obaj bracia pojawili się w polskiej lidze w 2009 roku, kiedy to związali się z Unią Leszno. Swojej szansy nie doczekali i Justin postanowił szukać szczęścia gdzieś indziej. Padło na węgierski Speedway Miszkolc, ale i tam nie dano mu udowodnić swojego potencjału. Przygoda Australijczyka z węgierskim klubem skończyła się na dwóch biegach.
Niestety dla niego, ale niewiele więcej notował w kolejnych latach. W sezonie 2011, jako reprezentant Kolejarza Opole odjechał tylko dziesięć biegów i był to jego... najbardziej pracowity sezon ligowy w kraju nad Wisłą. Na dwa sezony zniknął z polskich torów, by wrócić w 2014 roku, wiążąc się z ostrowskim ŻKS-em. Wszystkie starty mógł policzyć na palcach obu rąk.
Ponownie na rok zrobił sobie przerwę od Polski. Kolejny "comeback" zaliczył, by zadebiutować w PGE Ekstralidze, kiedy to w trzech meczach bronił barw Falubazu Zielona Góra. Jeden punkt brutalnie zamknął mu drogę do naszego kraju.
Myślał o przeprowadzce
Justin Sedgmen od lat ściga się w Wielkiej Brytanii i to tam osadza się na czas europejskiego sezonu. W rozmowie z WP SportoweFakty w sierpniu 2020 roku zdradził, że miał w planach przeprowadzkę do naszego kraju. Nie ukrywał wówczas, że uniknąłby wielu problemów, z którymi się zmagał, a dążył przede wszystkim do tego, by jeździć przez cały sezon.
I nie chciał ograniczać się wyłącznie do brytyjskich rozgrywek. Marzyły mu się starty w pierwszej lub drugiej lidze. Dążył do tego, by tam się znaleźć, ale bezskutecznie. Nie wyszło mu zarówno sportowo, jak i prywatnie, bo ostatecznie został w Wielkiej Brytanii.
Ogrywa gwiazdy PGE Ekstraligi
Po ostatnim meczu ligi brytyjskiej Sedgmen udał się do domu. Australijczyk nie zdecydował się na przerwę od jazdy, a wręcz przeciwnie. Jak co roku wypełnił swój kalendarz wyścigami w ojczyźnie i to był dla niego tym razem strzał w dziesiątkę. Prezentował wyborną formę, a miał o co walczyć, bo w Polsce podpisał jedynie umowę warszawską z Optibet Lokomotivem Daugavpils. Dobrymi wynikami mógł przekonać do siebie menadżerów i trenerów, chociażby w drugiej lidze. A dla kilku ekip mógłby być ciekawym ruchem.
Już w pierwszej imprezie sezonu 2022/23 w Australii stanął na podium. W pierwszych dniach listopada w Mildurze odbył się turniej o mistrzostwo stanu Wiktoria, w którym to Sedgmen stracił zaledwie dwa oczka i oba na rzecz Jaimona Lidsey'a (wyniki TUTAJ).
Niespełna miesiąc później znów musiał uznać wyższość Lidseya. Uległ mu w finale Gillman Speedway Championships, a wcześniej oglądał plecy Rory'ego Schleina. Ubiegły rok zakończył tuż za podium Mistrzostw Oceanii, które niespodziewanie wygrał Adam Ellis. Sedgmen z dwunastoma punktami wjechał do półfinału, a stamtąd do finału. W nim na mecie zameldował się jednak czwarty (wyniki).
Sedgmen w międzyczasie sięgnął po srebrny medal mistrzostw Australii, które były zaległe za rok 2022. Fricke tamtego wieczoru był poza jego zasięgiem, ale wicemistrzostwo też może uznać za sukces. Wydawało się, że wyrasta na czarnego konia czempionatu '23, ale niespodziewanie nie znalazł się w obsadzie. Dopiero z czasem pojawiło się jego nazwisko, ale to za sprawą tego, że został nominowany w związku z urazami swoich kolegów.
Rozpoczął wybornie, bo od czwartego miejsca pokonując m.in. Chrisa Holdera, Brady'ego Kurtza, Fricke'a, a także zawodników związanych umowami z klubami pierwszej i drugiej ligi. W kolejnych rundach jednak zanotował spadek formy i kręcił się w okolicach środka stawki.
W trakcie australijskiego sezonu odnotował jeszcze kilka dobrych występów. Do swojego dossier dorzucił zwycięstwo w Memoriale Roba Woffindena, gdzie bez skrupułów ogrywał m.in. Taia Woffindena (dwukrotnie), Ryana Douglasa (dwukrotnie) czy Jaimona Lidsey'a. Był również drugi w rywalizacji o Trofeum Phila Crumpa, gdzie znów wygrywał z Lidseyem czy również Joshem Pickeringiem.
Przydałby się Kokinowi i nie tylko jemu
Sedgmen w rozmowie ze "Speedway Star" przyznał, że mocno zainwestował przed australijskim sezonem i chciał nieco odkurzyć swoje nazwisko europejskim klubom. Przynajmniej na razie ma dwa kontrakty w roli etatowego zawodnika i oba w Wielkiej Brytanii - w Leicester Lions (SGB Premiership) oraz Birmingham Brummies (SGB Championship).
W Polsce, jak już wspomnieliśmy związał się kontraktem warszawskim z Optibet Lokomotivem Daugavpils. Patrząc na jego wyniki w Australii, wydaje się, że Nikołaj Kokin powinien rozważyć, by dać mu szansę w sparingach i sprawdzić gotowość do jazdy w naszych rozgrywkach.
Może być czarnym koniem łotewskiej ekipy. A jeśli nie im, to przydałby się, chociażby w Polonii Piła, choć nowy zarząd na razie ma znacznie bardziej ambitne plany i myśli o sprowadzeniu m.in. Michaiłowa czy innych zawodników mających status niepotrzebnych w swoich klubach.
Jeśli jednak rozmowy nie wypalą, to powinni się zainteresować Sedgmenem. O ile ten już wcześniej gdzieś nie zakotwiczy.
Konrad Cinkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Tata przekonał go, by zrobił kurs. Wraca do Stali Gorzów w nowej roli
Wybrali go juniorem oraz objawieniem sezonu. Widzą w nim legendę swojego klubu