Od osoby związanej z tarnowskim środowiskiem słyszymy, że Troy Batchelor przystąpił do sezonu 2022 w polskiej lidze kompletnie nieprzygotowany. Zarówno pod względem sprzętowym, jak i kondycyjnym. Najlepszym dowodem na to jest średnia Australijczyka, która wynosiła raptem 1,1 pkt/bieg, co uplasował go na 42. miejscu na liście najskuteczniejszych zawodników 2. Ligi Żużlowej.
Nie ma się więc co dziwić, że działacze Unii żałują, że sprowadzili Batchelora do swojej drużyny. Gdy jednak przeanalizuje się wyniki 35-latka z poprzednich sezonów, to można zauważyć tendencję spadkową. Nie będzie zatem nadużyciem stwierdzenie, że Australijczyk trafił do Tarnowa tylko i wyłącznie za nazwisko. W końcu jeszcze w 2015 roku był pełnoprawnym uczestnikiem Grand Prix. W sumie w cyklu wyłaniającym indywidualnego mistrza świata startował przez dwa lata i w tym czasie dwukrotnie stawał na podium pojedynczych turniejów.
Trudno tak naprawdę wytłumaczyć, co stało się z jeźdźcem, który miał niemały potencjał. W Unii Tarnów także nie potrafią zrozumieć tego, że Batchelor, z uczestnika cyklu Grand Prix, stał się zawodnikiem, który ma problem ze zdobywaniem jakichkolwiek punktów na najniższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Działacze Jaskółek nie dali się nabrać po raz drugi i nawet chwili nie zastanawiano się nad tym, by nie przedłużać kontraktu z Australijczykiem. Współpraca z 35-latkiem została zakończona zaledwie po roku i nikt z tego powodu rozpaczać nie będzie.
Postawa Batchelora jest o tyle zaskakująca, że przecież spokojnie mógłby on być solidnym punktem nawet w którejś z pierwszoligowych drużyn. W przypadku Australijczyka z pewnością nie chodzi o wiek, bo przecież dużo starsi zawodnicy od niego z dobrym skutkiem rywalizują w polskiej lidze, jak choćby 40-letni Niels Kristian Iversen, 38-letni Kenneth Bjerre czy 37-letni Antonio Lindbaeck. Największym problemem wydaje się podejście Batchelora do żużla. Bez drastycznej zmiany w tym aspekcie o poprawę wyników może być bardzo trudno.
Po tak fatalnym sezonie wydaje się jednak, że przyszłość Australijczyka w polskiej lidze jest jasna. Raczej żaden klub nie skusi się na angaż zawodnika, który nie podchodzi profesjonalnie do swoich obowiązków. Niewątpliwie bardziej opłacalne jest danie szansy znacznie młodszym i bardziej perspektywicznym zawodnikom, którzy chcieliby coś w żużlu osiągnąć.
Zobacz także:
Cieślak ma spore pole do popisu
Ta drużyna potrzebuje wzmocnień
ZOBACZ Nicki Pedersen: Miałem oferty, ale nie chcę wracać do Grand Prix