Michał Mielnik, WP SportoweFakty: Jakby pan mógł z własnego doświadczenia powiedzieć, czy dwanaście punktów straty to dużo czy mało?
Jacek Frątczak były menedżer klubów z Zielonej Góry i Torunia, ekspert żużlowy: To jest bardzo dużo. Zresztą mecz półfinałowy Stali Gorzów z Włókniarzem Częstochowa pokazał, że nawet remis to jest dużo, a przypominam, że drużyna częstochowska prowadziła w trakcie pierwszego meczu już nawet ośmioma punktami.
W dzisiejszym żużlu, szczególnie biorąc pod uwagę Moje Bermudy Stal Gorzów, kompozycję tego zespołu, formę zawodników, a widzieliśmy jak jedzie chociażby Martin Vaculik i wykorzystywanie zastępstwa zawodnika w tym przypadku po prostu się opłaca. Do tego dochodzą rezerwy taktyczne, o ile wygeneruje się taka przewaga przez Motor. Pamiętajmy, że z perspektywy parku maszyn mecz toczy się znacznie szybciej aniżeli jak to widzimy na trybunach. To jest jedna, druga seria, traktory. Wbrew pozorom nie ma za dużo czasu na większe rozważania, a uciekający mecz tak szybko powoduje to, że ilość możliwości z każdą uciekającą serią się kończy.
ZOBACZ WIDEO Sprawia problemy Włókniarzowi? Menedżer szczerze o postawie zawodnika
Właśnie patrząc na to zastępstwo zawodnika to przynajmniej ci dwaj liderzy, czyli Martin Vaculik i Bartosz Zmarzlik, mają po sześć startów, a jak mecz pójdzie po myśli Motoru, to tych startów może być nawet siedem. Wtedy obaj zawodnicy mogą zdobyć nawet ponad 30 punktów, a wówczas pozostali żużlowcy będą mieli do dorzucenia tych punktów ok. 10.
Jeżeli dobrze pamiętam, w rundzie zasadniczej Stal pojechała tam odjechać sobie trening, zresztą nawet trener Stanisław Chomski mówił o tym dość otwarcie, że ten mecz traktują w kategorii przejażdżki. Stąd tak wysoka przegrana (Motor wygrał 59:31 dop. red.). Niestety nie było tam Martina Vaculika, jednak nie zmienia to faktu, że lubelski tor preferuje startowców. Pojawiające się linie do jazdy są bardzo trudne. Ten tor ma wąskie wejścia w łuki i często jest falisty. Nie wiedząc dlaczego taki jest, na co narzekają także zawodnicy gospodarzy. To sprawia, że ciężko się na nim wyprzedza, a takie parametry toru oddają zawodnikom z lepszym startem.
Wystarczy spojrzeć, że podczas ostatnich turniejów Grand Prix czy meczu ligowego w Częstochowie, Martin Vaculik jest zabójczo skuteczny. O ile większość z nas jest spokojna o Bartka Zmarzlika, to fakt w jakiej formie jest Vaculik i jak świetnie startuje, to trudno będzie go pokonać.
Menedżer Motoru Jacek Ziółkowski przed pierwszym meczem finałowym powiedział, że wolałby jechać rewanżowe spotkanie na wyjeździe ze względu na roszady taktyczne i fakt, że lepiej bronić wyniku. Jak pan się na to zapatruje?
Powiem szczerze, że w żużlu z zasady lepiej się broni niż atakuje. Myślę, że tutaj Jacek miał na myśli to, że jednak od strony mentalnej swój tor powinien wygenerować kilkupunktową przewagę i ten mental powoduje, że jadąc na wyjazd bronimy się, a nie musimy odrabiać. Tutaj głównym clou programu jest to, że trzeba gonić. Do tego uzyskanie powtarzalności toru jest trudne, a tu jeszcze trzeba odrobić dwanaście punktów. Jacek ma rację i tutaj się z nim zgadzam. Łatwiej bronić przewagę niż ją odrabiać.
Bardzo, bardzo trudne zadanie przed Motorem, szczególnie z tak mocną drużyną jaką jest Stal Gorzów. Moim zdaniem gorzowski klub złapał wiatr w żagle. To jest przykład modelowego budowania formy na ostatnią część sezonu. Wiadomo, że nikt tego nie planował, ale tak wyszło, że ci liderzy są w szczytowej formie.
Zapytam otwarcie. Jak pan widzi szanse Motoru w finale?
Szanse oczywiście są dlatego, że m.in. tor jest bardzo specyficzny i trudny do wyprzedzania, ale jednak trafia na drużynę, która dobrze startuje. Przypominam sobie mecz ćwierćfinałowy z Unią Leszno, który miał być spacerkiem, a do połowy meczu wszystko było otwarte. Fakt, że tam zmieniały się warunki w trakcie zawodów. Jednak myślę, że w takiej formie drużyny gorzowskiej nie da się zaskoczyć. Faworytem dwumeczu pozostają gorzowianie.
To co jest bolączką Motoru według pana?
W Lublinie pojawia się inny problem. Nie wszyscy są zdrowi i rozpoczyna się wyścig z czasem. Chodzi przede wszystkim o Mikkela Michelsena. Najważniejsze jest to, żeby zdrowy przystąpił do rywalizacji i to będzie klucz tego spotkania. Z różną formą jadą juniorzy, jak jeden jedzie super to drugi gorzej. Ale jest jeszcze jeden kłopot o którym mało się mówi. Duża robota jest przed sztabem szkoleniowym i zarządem klubu. Mówiąc kolokwialnie, trzeba to wszystko zebrać do kupy.
Po stronie gorzowskiej możemy powiedzieć ze stuprocentową pewnością o drużynie, która ze sobą współpracuje i ze sobą się komunikuje. Pytanie czy uda się zbudować team spirit w Motorze, patrząc jak niektórzy, nie wymieniając nazwisk, się zachowują i dla połowy składu to będzie ostatni mecz w tym klubie. To będzie trudne zadanie. Nie da się ukryć, że nieformalny okres transferowy mocno wpłynął na lubelską drużynę. Ratować jest co, ale jest sporo pracy w przestrzeni mentalnej.
To co będzie kluczem w Motorze, żeby odrobić te dwanaście punktów?
Równa forma całej drużyny. Każdy musi pojechać swój potencjał, wszyscy od numeru pierwszego do ósmego. Obecnie możemy powiedzieć, że są w pełni sprawni i nie zawodzą tylko Dominik Kubera i Jarek Hampel. Natomiast cała reszta przechodzi swojego rodzaju problemy. Oni wszyscy muszą pojechać tak jak w najlepszym momencie tego sezonu.
Patrick Hansen czy Maksym Drabik. Występ którego zawodnika będzie bardziej kluczowy w tym meczu?
Powiem w ten sposób, trochę na okrętkę. Mam bardzo dużo sympatii do Patricka Hansena za to jakim jest człowiekiem. Bardzo rzadko zdarza się, że Skandynaw mówi płynnie po polsku. To jest niezwykle ważne. To jest trudny sezon dla niego, ale ja mocno trzymam kciuki za Patricka, bo to porządny facet, ale też zawodnik. Turbulencje sprzętowe, za szybko PGE Ekstraliga, za głęboki basen i trochę go podtopiło.
Natomiast Maksym Drabik. Apelowałem także przez media społecznościowe, żeby nie wchodzić do środka tego, co dzieje się u Maksyma. Zaczął on sezon z wysokiego C, jednak pytanie jest takie czy teraz jest on w stanie uruchomić mentalnie te 75-80 proc. z tego, co było wcześniej. Nie trzeba być liderem, żeby dobrze pojechać mecz. Obaj zawodnicy będą kluczowi dla swoich drużyn, jednak to Patrick Hansen jest bliżej zespołu swojego i bardziej z nim zlepiony, i to powinno zaprocentować.
Motor już pokazał, że potrafi wrócić z dalekiej podróży. W 2018 roku w finale 1. ligi odrobił 14 punktów straty z ROW-em Rybnik i awansował do PGE Ekstraligi. Czy jest w ogóle jakiś sens doszukiwać porównań do tego meczu czy to jest kompletnie inne spotkanie, bagaż emocjonalny i drużyny?
Zdecydowanie nie ma sensu, a nawet niewolno tego robić. Z całym szacunkiem, Stal Gorzów to nie ROW Rybnik. To jest tylko tyle i aż tyle. Stawka wbrew pozorom jest bardzo podobna. Analogii nie szukałbym tu żadnej. Przede wszystkim ROW Rybnik nie miał aż tak mocnych liderów, co ma zespół gorzowski.
Jeszcze jedna ważna rzecz. Doświadczenie. Sztab szkoleniowy Stali i zawodnicy wiedzą po co jadą i wiedzą co mają zrobić. Tam ich nikt nie zaskoczy, nie będzie sytuacji, która ich przerośnie od strony psychicznej. Do tego od strony zawodniczej dowodzi nimi najlepszy zawodnik zaraz wszech czasów, a na pewno wszechczasów jeśli chodzi o Polski żużel. To jest też zakończenie wielkiej epoki w gorzowskim żużlu, a to ogromna motywacja. To, że oni wiedzą, że jest to ich ostatni taniec w takim składzie daje ogromnego kopa.