Żużel. Półtora okrążenia: Zakaz rozmów, który nie działa. Mówmy o transferach otwarcie [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Bartosz Zmarzlik odchodzi z Moje Bermudy Stali Gorzów, a z końcem lipca praktycznie mamy ułożony rynek transferowy w PGE Ekstralidze. Dlatego skończmy z przepisem, który mówi o zakazie rozmów transferowych w trakcie sezonu - pisze Marta Półtorak.

"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.

***

Fakt, że Bartosz Zmarzlik pod koniec lipca ogłosił odejście z Moje Bermudy Stali Gorzów i tak naprawdę jest dogadany z Motorem Lublin, choć nie ogłoszono tego publicznie, mnie nie oburza. To bardziej wystawia nie najlepszy obraz dyscyplinie. Nie brakuje w niej przepisów, których nikt nie przestrzega.

Dobrze wiemy, że od lat każdy rozmawia z każdym, nawet jeśli kontrakty oficjalnie można podpisywać dopiero w listopadzie. Teraz karty transferowe mamy rozdane w momencie, gdy nie zakończyła się jeszcze runda zasadnicza PGE Ekstraligi. To zabawne. Po co zatem utrzymywać taki przepis? Może to kogoś bawi?

Skoro sama PGE Ekstraliga twierdzi, że "nie wynajmie prywatnego detektywa, aby obserwować zawodników i prezesów klubów w czasie wolnym", to po co utrzymywać taki regulamin? Sama spółka potrafi przyznać, że mamy martwy przepis i nic z tym nie robimy. Kiepsko to wygląda.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pozamiatał! Wolej Brazylijczyka robi furorę w sieci

Proszę zwrócić uwagę, jak to funkcjonuje w piłce nożnej. Mamy dwa okienka transferowe - latem i zimą. Wtedy piłkarz może zmienić klub, ale rozmowy mogą być prowadzone przez cały rok. Do takiego rozwiązania powinniśmy dążyć w żużlu. Grajmy w otwarte karty, mówmy otwarcie o transferach. To byłoby bardziej uczciwe.

Teraz mamy mnóstwo dywagacji, domysłów. To jest zupełnie niepotrzebne. Bo wygląda to trochę tak, jakby PGE Ekstraliga i prezesi wybierali sobie przepisy, które trzeba szanować i przestrzegać, a które nie.

Oczywiście, granie w otwarte karty sprawi, że w rundzie finałowej dojdzie do sytuacji, w której żużlowiec pojedzie przeciwko swojemu przyszłemu pracodawcy. Jednak w piłce nożnej też dochodzi do takich sytuacji i nikt nie oskarża graczy o celowe poddawanie meczów. Wszyscy są profesjonalistami i nie pozwoliliby sobie na coś takiego.

W żużlu dochodzi ten aspekt, że pieniądze leżą na torze. Dlatego nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, by chociażby Zmarzlik w tegorocznym finale PGE Ekstraligi, gdyby gorzowska Stal wpadła na Motor Lublin, pojechałby słabiej. Oczywiście, każdy przypadek jest inny i może w przypadku niektórych zawodników motywacja byłaby mniejsza w razie występu w przeciwko przyszłemu pracodawcy.

Jednak dla Zmarzlika liczą się tylko zwycięstwa, co bez wątpienia udowodni w rundzie finałowej PGE Ekstraligi - jeszcze w barwach Moje Bermudy Stali Gorzów. Nie mam co do tego wątpliwości.

Marta Półtorak

Czytaj także:
Komarnicki komentuje odejście Zmarzlika. Zaskoczyło go tylko jedno
Prezes Stali Gorzów o negocjacjach ze Zmarzlikiem. "Nie miałem szans zareagować"

Źródło artykułu: