Ostatecznie reprezentacja Polski zakończyła te zmagania z 26 "oczkami", o trzy wyprzedzając srebrnych gospodarzy oraz o pięć brązowych Szwedów. Występ Oskara Palucha był dosyć zmienny, a w drugiej połowie zawodów notował on nieco gorsze wyjścia spod taśmy. Tę stratę kilkukrotnie odrabiał jednak na dystansie.
- Ten występ był na pewno bardzo fajnym doświadczeniem. Cieszę się, że wygraliśmy ten finał razem z Wiktorem i Frankiem. Zawody były dobre i oby tak dalej - komentował krótko zdobycie złotych medali Mistrzostw Europy Par do lat 19 Oskar Paluch, w rozmowie z WP SportoweFakty.
Przed imprezą niemal wszystkie prognozy pogody zapowiadały obfite opady deszczu. Ostatecznie minęły się one z prawdą, jednak na zawody przygotowano bardzo twardą nawierzchnię, co było związane z potencjalnym pogorszeniem warunków.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cegielski: Potrzebna jest reforma finansów zawodników
W żużlu nie ma miejsca na obawy
- Słyszałem, że miały być opady, dlatego myślałem, że nie będzie lekko, ale tor był naprawdę dobry. Nie porobiły się jakieś większe koleiny, więc było w porządku - ocenił warunki, w jakich przyszło mu rywalizować.
Wszyscy z polskich zawodników na torze w Rydze startowali po raz pierwszy w życiu. W przypadku Palucha, po nieco słabszych startach kibice mogli oglądać kilka wyprzedzeń na dystansie, co w łotewskim finale nie miało miejsca zbyt często. Młody reprezentant kadry Rafała Dobruckiego, pomimo tego, że debiutował na tym torze, a na drugim wirażu pojawiła się nieco wyraźniejsza nierówność, nie bał się jednak przeprowadzania ostatecznie skutecznych ataków.
- Jeśli chodzi o moje wyprzedzenia, to taki jest niestety żużel. Trzeba tak atakować i nie obawiać się niczego, więc nigdy się nie boję. To dzieje się tak automatycznie, że nie zwracam na to uwagi - podkreślił wychowanek Stali Gorzów.
Najmłodsi na tle bardziej doświadczonych
Polska reprezentacja była w tegorocznym finale Mistrzostwa Europy Par do lat 19 była najmłodsza ze wszystkich, występujących w stolicy Łotwy. Nasz rozmówca oraz Franciszek Karczewski niedawno skończyli 16 lat, a Wiktor Przyjemski od kilku tygodni jest siedemnastolatkiem. Skoro tak młodym składem udało się wywalczyć złote medale, to podobne zestawienie może stanowić o sile polskiej kadry również w kolejnych latach.
- Cała nasza trójka jest młoda. Wygranie zatem takiego ważnego finału, z dużo bardziej doświadczonymi, starszymi zawodnikami, to zdecydowanie fajne uczucie - dodał Oskar Paluch.
Nasz rozmówca początek finałowych zawodów w Rydze miał lepszy, ale później pojawiły się u niego widoczne problemy na starcie. Czym zatem było to spowodowane w drugiej części zawodów?
- Brakuje mi jeszcze trochę doświadczenia. Czasami wybierałem złe koleiny, więc na pewno mogło to być głównym powodem takich sytuacji. Z pewnością kilka rzeczy zgrało się na to, że te moje starty były trochę gorsze - wyjaśnił.
Spacery taty są już tradycją
Jak na każdych zawodach Oskarowi towarzyszył również jego tata Piotr Paluch. Były zawodnik, który 20 lat swojej kariery spędził w gorzowskiej Stali, bacznie śledził poczynania syna, a niemal wszystkie jego wyścigi tradycyjnie obserwował z trybun położonych blisko startu. Ponieważ jednak park maszyn w Rydze znajduje się na początku drugiego wirażu, to dystans między nim, a taśmą nie jest taki krótki.
- Dokładnie, na stadionie w Rydze trzeba pokonać trochę odległości, aby dostać się na trybuny. Tata lubi sobie jednak tak poobserwować wyścigi z innych perspektyw. Wtedy ogląda on i patrzy właśnie na różne ścieżki oraz koleiny. Po prostu tak zawsze ma, nie wiem dlaczego. Woli on oglądać moje biegi z trybun, a nie z parku maszyn - podsumował rozmowę z WP SportoweFakty Oskar Paluch.
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Zabójczo skuteczny na torze i skromny poza nim. "Koledzy mają duży wkład w moje wyniki"
Jego zespół po raz kolejny ma zakaz awansu do wyższej ligi. "Dla nas liczy się przede wszystkim sport"