Trener Kowalczyk nie widział finiszu

Trener Aleksander Wieretielny przyznał w rozmowie z Gazetą Wyborczą, że nie widział ostatnich metrów biegu łączonego na 15 km, w którym Justyna Kowalczyk zdobyła złoty medal.

- Ja... nie widziałem ostatnich metrów. Pierwsze pół biegu obejrzałem pod telebimem. Jak zobaczyłem, że jest w czołówce, poleciałem na trasę "łyżwy". Stanąłem na szczycie podbiegu 750 m przed metą. Tam chciałem ją jeszcze zmobilizować, pokazać, że jestem. Krzyknąłem, żeby się nie oglądała za siebie. Bo ona lubi się oglądać - przyznał szkoleniowiec w rozmowie z Gazetą Wyborczą. - A kiedy lider kręci głową do tyłu, to sygnał daje rywalkom, że słabnie i że się ich boi. I one atakują. Na igrzyskach na finiszu prowadziła, ale parę razy kiwnęła głową do tyłu. Czepałowa to zobaczyła i później powiedziała, że Kowalczyk podarowała jej i Neumannovej srebrny i złoty medal. Bo dała im sygnał, że słabnie. Dlatego tu nie miała prawa się oglądać, nie dać Saarinen pretekstu do ataku.

- No i jak mnie już Justysia minęła, puściłem się biegiem na metę. Nie doleciałem, a już gratulowali mi Czesi, gratulowali inni, ale ja nie wiedziałem tak naprawdę czego. Próbowałem się dowiedzieć, jaki zdobyła medal. Jak obejrzałem powtórkę, to się wzruszyłem. Cenniejszych medali nie ma - dodał Wieretielny.

Źródło artykułu: