Maciej Mikołajczyk: Zieloni i czerwoni

Wielka inauguracja Pucharu Świata 2010/2011 w sportach nordyckich przeszła już do historii. Jak zwykle kibice dyscyplin zimowych nie mogli narzekać na brak emocji, których solidną dawkę dali nam biegacze, kombinatorzy norwescy, a przede wszystkim skoczkowie. Niektórzy zawodnicy tegoroczne białe szaleństwo zaczęli znakomicie, jedni dobrze i również zasługują na słowa uznania, ale jak zwykle byli też tacy, którzy zawiedli na całej linii. Rozczarowali siebie, swoich trenerów, jak i fanów. Którzy narciarze zaskoczyli pozytywnie, a jacy zawiedli? Tym razem na kompleksie "Ruka" na szczęście więcej było zielonych postaci. To nie wszystko. W cieniu wydarzeń w mroźnej Finlandii, na stoku w Lake Louise rywalizowali alpejczycy.

Zieloni:

1. Felix Gottwald

To, co na stadionie "Ruka" wyprawiał Felix Gottwald, zapierało dech w piersiach. Austriak na trasie nieopodal Kuusamo wykazał się niezwykłą determinacją, odrabiając nieprawdopodobną stratę, jaką poniósł na skoczni. 34-letnia gwiazda narciarstwa klasycznego mimo wielu wspaniałych sukcesów, nie ukrywała radości z kolejnego triumfu i zapowiedziała jednocześnie koniec kariery po mistrzostwach w Oslo, co oznacza, że lepszego końca przygody z tamtejszą trasą nie mógł sobie wymarzyć. To się nazywa wielki "come back"!

2. Reprezentacja austriackich skoczków

Wymarzone otwarcie ma za sobą drużyna Alexandra Pointnera, która znokautowała sobotnią "drużynówkę". Mistrzowie olimpijscy triumfowali z miażdżącą przewagą niespełna siedemdziesięciu punktów! To kolejna łatwa wygrana tej nacji w zawodach Pucharu Świata. Nie inaczej było w rywalizacji indywidualnej, kiedy to odnotowali dublet. Klasą samą dla siebie byli bohaterowi igrzysk w Turynie z 2006, czyli Andreas Kofler i Thomas Morgenstern. Zarówno "Kofi", jak i "Morgi" prezentowali galaktyczny poziom względem reszty stawki. Pierwszy z nich, choć nierzadko zawodził w rozgrywkach zespołowych, to tym razem już od piątku prezentował się solidnie, a do tego poprawił nieco swoje lądowanie. Na wiele słów pochwały zasługuje także dziesiąty Manuel Fettner, któremu niezwykle trudno jest przebić się do podstawowej "czwórki" narodowego teamu. 25-latek osiągnął jeden ze swoich najlepszych osiągnięć w karierze, pokonując tym samym bez wątpienia nadal świetnie dysponowanych Wolfganga Loitzla i Gregora Schlierenzauera. Niezły poziom prezentował także Martin Koch. Austriacy potwierdzili tym samym, że nadal są na topie i w dalszym ciągu są zdecydowanym numerem jeden, a ich nieco słabsze starty na igelicie odeszły w zapomnienie, bo jak wiadomo - zima jest najważniejsza.

3. Marit Bjoergen

W rewelacyjnej formie u progu poolimpijskiego sezonu jest Bjoergen. Prawdziwa gwiazda norweskiej ekipy kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa i nikt nie jest w stanie jej zatrzymać. Po fantastycznym występie w Szwecji, także i w ostatnich dniach robiła piorunujące wrażenie. Utytułowana przedstawicielka Kraju Wikingów w cuglach triumfowała w trzydniowym turnieju w Ruce, nie pozostawiając żadnych złudzeń, kto na tą chwilę jest "Królową nart". Poza tym - jak już wcześniej informowaliśmy na łamach naszego portalu - Bjoergen wielkimi krokami zbliża się do wyrównania, a kto wie - może nawet pobicia rekordu dziesięciu pierwszych miejsc z rzędu w zmaganiach najwyższej rangi legendarnej rodaczki Bente Skari. Do tego wyczynu brakuje jej naprawdę niedużo.

4. Reprezentacja francuskich dwuboistów

Udany początek odnotowali także kombinatorzy norwescy z Francji. Lider "Trójkolorowych" - Jason Lamy Chappuis pokazał, że ponownie będzie kandydował do zdobycia Kryształowej Kuli. Utytułowany dwuboista zasłużenie wygrał piątkową konkurencją, w której kluczem do sukcesu była jego znakomita taktyka na biegowej trasie. W drugich zawodach również stanął na "pudle", ale na jego najniższym stopniu. Błyszczeli też Maxime Laheurte, Sebastian Lacroix oraz Francois Braud.

5. Ville Larinto

Po niezwykle pechowym, głównie z powodu kontuzji, a co za tym idzie zupełnie nieudanym sezonie młody Fin wyraźnie wrócił do gry, a swoją bardzo dobrą postawą przypominał siebie sprzed dwóch lat, kiedy to sensacyjnie zajął czternaste miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Jak już wspomniałem - poprzednia zima była zdecydowanie gorsza dla Larinto, co najlepiej obrazuje jego odległa, bo dopiero sześćdziesiąta pozycja w punktacji łącznej cyklu. Utalentowany przedstawiciel Kraju Tysiąca Jezior regularnie lądował na "Rukatunturi" bardzo daleko i to właśnie do niego należy największa odległość minionego weekendu. Podopieczny byłego szkoleniowca Francuzów Pekki Niemelae w piątkowym treningu poszybował bowiem na niebotyczną odległość 150,5m, co oczywiście było nieoficjalnym rekordem obiektu. Poza tym bez najmniejszych problemów poradził sobie z presją, będąc nieoczekiwanie najmocniejszym ogniwem w zespole Skandynawów, a w niedzielę zamknął czołową "6". Członek klubu z Lahti potwierdził tym samym, że ma ogromny potencjał.

6. Reprezentacja japońskich skoczków

Postawa Kraju Kwitnącej Wiśni podczas inauguracji trzydziestej drugiej edycji Pucharu Świata może niewątpliwie imponować. Japończycy z Daikim Ito na czele w odróżnieniu od Polaków potwierdzili, że ich znakomite wyniki w letniej Grand Prix nie były dziełem przypadku. W zmaganiach zespołowych po raz kolejny każdy z nich odnotował po dwa świetne rezultaty, co pewnie dało im trzecią lokatę. Równie trudnej sztuki dokonali dzień później, kiedy to "punktowali" w komplecie! Nowy szkoleniowiec Chicharu Saito może być zatem dumny ze swoich podopiecznych. Oprócz Ito z powodzeniem skakali też Shohhei Tochimoto, Fumihisa Yumoto, Noriaki Kasai, a nawet Taku Takeuchi. Ten przedostatni właśnie rozpoczął swój dwudziesty sezon startów w PŚ i na przekór różnym teoriom pokazuje, iż wiek nie gra roli. Przed samurajami "czapki z głów".

7. Justyna Kowalczyk i Adam Małysz

Tradycyjnie jako jedyni bronili honoru biało-czerwonych w Ruce. Inni polscy kadrowicze spisywali się bowiem zdecydowanie poniżej oczekiwań. Kowalczyk i Małysz niemożna nie pochwalić za ich waleczny charakter i iście sportową ambicje. Krótko mówiąc - dali z siebie wszystko! Nasza najlepsza biegaczka nie zraziła się pechową dyskwalifikacją i odrobiła poniesione na pierwszym etapie fińskiej imprezy straty, ustępując tylko będącej poza zasięgiem Bjoergen, zaś "Orzeł z Wisły" uratował nasz kraj przed sromotną porażką w rywalizacji ekip. Trzeba odnotować, że polski mistrz przyznał, że stać go na więcej, a za dziewiąte miejsce obwiniał nieco siebie, a nie złe warunki pogodowe, czy poważne problemy z kolanem. Brawo, brawo dla naszych "rodzynków"!

8. Reprezentacja szwajcarskich alpejczyków

Bardzo udany występ odnotowali w Ameryce Północnej reprezentanci Szwajcarii w narciarstwie alpejskim. Rewelacyjnie szybkie, ale i niezwykle zbliżone do siebie czasy przejazdu supergiganta w Lake Louise mieli oraz Carlo Janka. Ponadto wysoko, bo na piątej pozycji sklasyfikowany został kolejny z Helwetów - Didier Cuche. Szwajcarzy toczą z Austriakami zażartą walkę o miano najmocniejszego teamu i póki co - prowadzą. W najlepszej "5" klasyfikacji PŚ po weekendzie w Kanadzie znajduje się aż trzech ich reprezentantów. Wiceliderem cyklu jest jeszcze inny z rodaków między innymi Simona Ammanna - Silvan Zurbriggen.

9. Alexander Legkow i Daniel Rickardsson

Obaj niewątpliwie zapracowali sobie na pozytywną opinię. Rosjanin Legkow swoją niesamowitą wszechstronnością, co udowodnił triumfem w "Ruka Triple". Rickardsson natomiast powtórzył wyczyn, jakiego dokonał w Szwecji i ponownie uplasował się na "pudle" - tym razem był trzeci w całym mini cyklu. Mieszkańca miejscowości Hudiksvall bez dwóch zdań można określić do tej pory największym objawieniem tej zimy.

10. Peter Prevc i Jurij Tepes

Nie doświadczeni Robert Kranjec, czy Primoż Pikl, a właśnie solidny od dłuższego już czasu Prevc i nadspodziewanie dobry Tepes byli najsilniejszymi postaciami w Słowenii. Pierwszy z nich mimo naprawdę młodego wieku popisywał się stabilną, a co najważniejsze wysoką formą, co z pewnością trafnie obrazuje dwunasta lokata, którą wywalczył na "Rukatunturi". Drugi z nich - Jurij pokazał, że poczynił spore postępy. Syn asystenta Waltera Hofera niejednokrotnie zaskakiwał świetnymi odległościami, choć w głównych zawodach zaliczył pechowy upadek. Z pewnością przynajmniej mały "plusik" mu się należy.

Czerwoni:

1. Drużyna Łukasza Kruczka

Wszystko zostało już powiedziane. Po fenomenalnych startach w letniej Grand Prix, gdzie daleko za plecami zostawili samych Austriaków przyszedł fatalny początek zimy. Większość z zawodników Kruczka podczas pobytu w Ruce nie oddała ani jednego dobrego skoku. Mimo kwalifikacji z udziałem estońskich juniorów i beznadziejnych Kazachów, do "50" nie zdołała wejść połowa z nich. Maksymalny limit nie pomógł biało-czerwonym w zdobyciu nawet jednego "oczka", a najwyżej z nich był zaledwie trzydziesty czwarty Kamil Stoch, który jeszcze w październiku oczarował wszystkich kapitalną odległością na Vogtland Arena w Klingenthal, gdzie okazał się po prostu nie do pokonania. To może więc dziwić i rozczarowywać. Na najbliższe zawody w Kuopio trzeba patrzeć jednak równie optymistycznie, bo przecież gorzej być nie może.

2. Harri Olli

Miniony weekend to także zupełna porażka Olliego. Nieobliczalny Fin cały czas nie może się odnaleźć i jest coraz bliżej zaprzepaszczenia swojej kariery. Niemelae postanowił nie tolerować dłużej jego kolejnych wybryków i wyrzucił go z drużyny, a jak podkreślił - obsceniczny gest do kamer telewizyjnych urodzonego w Rovaniemi skoczka to był jedynie "czubek góry lodowej". Miarka w końcu się przebrała, a Olli stracił również swojego osobistego trenera i najnormalniej w świecie został sam. Teraz musi postarać się o dobre wyniki w drugiej lidze, bo w przeciwnym razie sytuacja naprawdę niezwykle utalentowanego, ale i zawsze nieobliczalnego przedstawiciela Kraju Tysiąca Jezior będzie nie do pozazdroszczenia. Przypomnijmy, że w burzliwej historii Olliego są też inne skandaliczne zachowania, czyli takie jak szybka jazda samochodem pod wpływem alkoholu, wulgarne ubliżanie poprzedniemu szkoleniowcowi skandynawskiego zespołu, czy pobicie narzeczonej kuflem od piwa i inne bulwersujące sprawy. "Enfant terrible" nie raz przekonał nas o swoich nadzwyczajnych umiejętnościach, ale i o braku jakiejkolwiek dyscypliny. Został sam na zakręcie i ciekawe co teraz z nim będzie.

3. Władze FIS

Wielkie otwarcie narciarskiego sezonu nie mogło obyć się bez wpadki FIS-u. Tym razem jej ofiarą stał się Janne Ahonen. Fin po bardzo dobrym skoku, który oddał w trudnych warunkach został zdyskwalifikowany za zbyt późny start. Wybitny członek klubu Lahden Hiihtoseura nie zgadza się z tą decyzją i oznajmia, że zegary skoczków oraz trenerów wskazywały zupełnie inne czasy. Opinię pięciokrotnego zwycięzcy prestiżowego TCS podziela też Małysz, którego też spotkała taka przykrość we wspomnianym Klingenthal, przez co przegrał z Ito i Stochem w klasyfikacji końcowej igelitowego Pucharu Świata. Poszkodowanych było więcej. Poważne pretensje do Waltera Hofera i Tepesa mieli też wspomniany Jurij Tepes, wybijający się z progu przy najgorszym wietrze Olli i Michael Uhrmann, który także niespodziewanie odpadł na etapie eliminacji.

4. Magnus Moan

Moan to bez wątpienia ikona kombinacji norweskiej. Norweg jest wielokrotnym medalistą najważniejszych imprez, a na trasach PŚ nie raz nie dawał żadnych szans swoim przeciwnikom. Od zawsze jednak jego piętą Achillesa była rywalizacja na skoczni. Nie inaczej było w Ruce, gdzie w piątek po mizernej odległości, zdecydował się zrezygnować z możliwości poprawienia lokaty dzięki biegowi i zarazem ukończenia zawodów. Powodem był start z tak zwanej "fali", a więc z dwuboistami, którzy na półmetku konkurencji tracili do prowadzącego co najmniej trzy i pół minuty. Na całej linii zawiódł też w sobotę. Moan zachował się nie tak, jak na sportowca tej klasy przystało. Przedstawicielowi Kraju Wikingów można więc zarzucić brak pokory, ambicji i woli walki, którą w Finlandii zaprezentowali Gottwald i równie słabo radzący sobie Hannu Maninen.

5. Mika Kojonkoski

Na koniec - najsłynniejszy trener w świecie skoków narciarskich. "Kojo" najwyraźniej nie potrafi przyznać się do popełnionego błędu, jakim było wystawienie do drużynowego składu Bjoerna Einara Romoerena. Rekordzista świata w długości lotu zdecydowanie odstawał poziomem od swoich kolegów z teamu. W zespole zabrakło wówczas niespodziewanie Johana Remena Evensena, który w niedzielę okazał się najmocniejszym punktem Państwa Fiordów. Wysokiej dyspozycji jego podopiecznym u progu sezonu odmówić jednak nie można.

Komentarze (0)