W cieniu Kowalczyk i Małysza: "Gwarkowe" bieganie po raz 31-szy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Justyna Kowalczyk nie zwalnia tempa na trasach Pucharu Świata, a Adam Małysz ponownie dał mnóstwo radości polskim kibicom. Dzięki tym postaciom zainteresowanie narciarstwem klasycznym w naszym kraju z roku na rok jest coraz większe. Małysz i Kowalczyk marzą o blasku olimpijskiego złota w Vancouver. Coraz piękniejsze marzenia mają też organizatorzy naszych biegów narciarskich, takich jak Bieg Gwarków.

"Gwarki" są drugim pod względem prestiżu polskim długodystansowym biegiem narciarskim. Nagrodami, frekwencją i poziomem sportowym ustępują tylko marcowym jakuszyckim zmaganiom na trasie "Biegu Piastów" - maratonu, który rok temu dodatkowo przyjęty został do elitarnej rodziny biegów Worldloppett - FIS Marathon Cup. To już inna liga. Sława szwedzkiego "Biegu Wazów", włoskiej "Marcialongi", czy nawet najbliższej nam geograficznie "Jizerskiej Padesatki" przemawiają do wyobraźni.

Pięknymi kartami historii wałbrzyskie "Gwarki" wcale jednak "Biegowi Piastów" nie ustępują. Obydwa nasze największe biegi są, plus minus, równolatkami. Tegoroczne zmagania na trasie pod gościnnym schroniskiem "Andrzejówka" odbędą się po raz 31., a jakuszyckie święto nart będzie miało numer porządkowy 34. To największa wartość - zachowana tradycja. Obydwa biegi przetrwały trudne chwile, kiedy na przełomie lat 80-tych i 90-tych zawierucha dziejowa swym ostrzem nie oszczędziła także polskiego sportu. Przetrwały i wszystko na to wskazuje, że najgorsze mają już szczęśliwie za sobą. Łączy je jeszcze jedno. Osoba Juliana Gozdowskiego - "człowieka instytucji", twórcy i obecnego Komandora "Biegu Piastów", ale także - o czym nie wszyscy już wiedzą - człowieka, który zainicjował podwałbrzyskie "gwarkowe" bieganie. A było to dokładnie 26 lutego 1978 roku. Kto z dzisiejszych naszych Czytelników pamięta jeszcze tamte czasy?

Kiedyś na "Bieg Gwarków" - sportową dumę wałbrzysko-noworudzkiego górnictwa zjeżdżały całe reprezentacje kopalń z bliższego i dalszego regionu. Aż trudno sobie dziś wyobrazić, ale w 1986 roku w imprezie wzięło udział prawie 4,5 tysiąca uczestników! W największym w regionie, promowanym i sponsorowanym ze wszech stron "Maratonie Wrocław" padł ostatnio rekord frekwencji - około 1700 uczestników dotarło do mety. Inne czasy...

Kiedyś pod "Andrzejówką" wygrywał najlepszy w regionie w latach 70-tych Edward Dudek, zwycięzca także "Biegu Piastów", członek kadry olimpijskiej i kolega reprezentacyjny wielkiego Józefa Łuszczka. Wygrywał też Kazimierz Urbaniak, a znanych biegaczy i biegaczek nigdy nie brakowało. Ba, nie tylko biegaczy, ale także biathlonistów, że wymienimy chociażby nazwisko Anny Stery - tej samej, która na tak nieudanych dla Polski Igrzyskach w Nagano dała nam jedną z nielicznych chwil radości. Nie inaczej będzie w tym roku.

Dziś czasy się zmieniły, zmieniły się realia, ale wałbrzyskie święto biegania szczęśliwie przetrwało trudny czas ustrojowej transformacji i powoli, aczkolwiek systematycznie rozkwita, nawiązując do swej pięknej historii. Zmienił się także bardzo sprzęt, w jakim startują uczestnicy. Dziś czołówka używa niemal tego samego, na czym na co dzień startują gwiazdy Pucharu Świata. Nie zmieniło się za to jedno - trudna, selektywna trasa. Wąska, kręta, z niezliczoną ilością podbiegów, z osławionymi: "Waligórą" i "Klinem" na czele. Komu dane było zaliczyć te punkty, ten na pewno inaczej spojrzy na tych, którzy zmęczeni osiągają metę na polanie przy pięknym schronisku "Andrzejówka".

W masowości bowiem tkwi siła i urok "Gwarków". Owszem, najlepsi - nie tylko z Polski - w biegu głównym na 20 km. powalczą o pieniądze, nagrody, sławę, a studenci także o tytuł Akademickiego Mistrza Dolnego Śląska, wystartować jednak i spróbować swoich sił może każdy. Nawet brak sprzętu do stylu dowolnego, w jakim bieg jest rozgrywany, nie stanowi problemu. Któż w końcu zabroni przebiec cały dystans popularnym "klasykiem"?

Wszyscy zaciskamy kciuki za Adama Małysza, walczącego z austriacką koalicją niepokonanych, wydawałoby się, skoczków . Emocjonujemy się i chełpimy tym, co w tym roku wyczynia na biegowych trasach całej Europy nasza megagwiazda Justyna Kowalczyk. Niedługo niektórzy z nas wezmą nawet wolne - nadejdzie czas sportowego święta, czas Igrzysk. Warto, by za sukcesami pani Justyny poszło coś więcej, niż tylko medale, uznanie świata i nasza duma. Warto, byśmy pomału starali się równać do zdrowych, aktywnych na co dzień społeczeństw szeroko rozumianego "Zachodu". Justyna Kowalczyk "Bieg Gwarków" Anno Domini 2010 wygrałaby zapewne nawet w kategorii open. Ona ma jednak swój własny wielki cel - Vancouver. Być może cel życia. Oby w niedzielę, pomimo srogiego mrozu, na polanie startowej pod "Andrzejówką" padł rekord frekwencji wśród tych, którzy za sukces naszej wspaniałej biegaczki będą mocno ściskać kciuki. Narciarzy-amatorów, pasjonatów biegania, ludzi, którzy wraz ze swoimi rodzinami w atmosferze sportowego święta powalczą o swoje własne cele, o własne rekordy i pokonanie własnych słabości. Wtedy każdy będzie zwycięzcą.

Źródło artykułu: