Tenis. Roland Garros. Magiczna Iga Świątek. Polka staje się gwiazdą światowego tenisa

PAP/EPA / JULIEN DE ROSA / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP/EPA / JULIEN DE ROSA / Na zdjęciu: Iga Świątek

Uczennica świetna, kucharka marna - nie potrafi trzymać się przepisu. Za to świetna na korcie - jej przepis na sukces to połączenie precyzji z fantazją. Iga Świątek, pierwsza Polka w powojennej historii, która zagra w półfinale Roland Garros.

W tym artykule dowiesz się o:

Korty klubu Warszawianka. Agata, starsza siostra Igi, ma trening. Ona na końcu kortu odbija piłkę z tatą - to pierwsze tenisowe wspomnienie polskiej sensacji turnieju Rolanda Garrosa. Iga ma wtedy cztery, może pięć lat. Jej ojciec Tomasz, były wioślarz, olimpijczyk z Seulu, już we wczesnym dzieciństwie córek starał się zaszczepić w nich miłość do sportu. Postawił właśnie na tenis.

Agata, dziś 22-letnia, nie została zawodową zawodniczką. Ojciec dziewczynek, dzięki drodze, którą z nią przeszedł, miał z Igą łatwiejsze zadanie. Wiedział, jakie błędy popełnił w czasie tenisowego wychowania starszej córki.

Mała Iga szybko polubiła kort. Ale zanim nabrała przekonania, że uprawia najcudowniejszy zawód świata, nie zawsze szła na trening z wypiekami na twarzy. Całkiem niedawno w rozmowie z dziennikarzem sportowym Tomaszem Smokowskim wyznała, że czasami jej się nie chciało. Wolała zostać w szkole, pobawić się z kolegami i koleżankami. Były momenty, gdy myślała o rzuceniu tenisa. Na szczęście nie odważyła się.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ten film podbija internet. 6-latek szaleje na bieżni mechanicznej

W takich chwilach do akcji wkraczał ojciec. Tłumaczył, dlaczego trening powinien być dla niej priorytetem. Mówił, że tenis jest czymś, co może ukształtować jej życie. I za każdym razem udawało mu się przekonać córkę, że to, co robi na kortach Warszawianki, a potem Mery i Legii, ma sens. W końcu wątpliwości zniknęły, a ona sama dostrzegła, że ma wiele do wygrania.

Jako czwarta w historii

Wtedy u Świątek coraz częściej zaczął dochodzić do głosu największy dar, jaki może otrzymać sportowiec - talent do pracy, bo tenisowym brylantem nie była. Nie wszystko przychodziło z łatwością, nie opanowywała w mgnieniu oka wzorcowej techniki. Ale lubiła się męczyć, bardzo angażowała się w każdy trening, była zadziorna i waleczna. Tym wygrywała. Najpierw wśród młodziczek, potem kadetek.

Kluczowy dla jej rozwoju był czas między 14 a 16 rokiem życia. Dobre, olimpijskie geny doszły do głosu. Sporo wtedy urosła (dziś ma 176 centymetrów wzrostu), nabrała siły, nie tracąc przy tym sprawności. A w tenisa cały czas grała dokładnie tak samo.

Jako 15-latka wygrała pierwszy zawodowy turniej - ITF Sztokholm. Rok później była najlepsza w zawodach tej samej rangi w Bergamo i w Gyor. A w 2018 roku, jako czwarta Polka w historii po siostrach Radwańskich i Aleksandrze Olszy, wygrała juniorski Wimbledon.

Sukcesy w młodzieżowych Wielkich Szlemach miały dla niej ogromne znaczenie. Przed nimi nie była przekonana, że może być jedną z najlepszych na świecie. Ale triumf w Londynie w singlu i w Paryżu w deblu, do tego półfinał Ronald Garros w grze pojedynczej, uświadomiły, że niewiele rówieśniczek jest w stanie jej zagrozić. No i w czasie takiego Wimbledonu była wśród najlepszych. Spacerując między kortami, mijała Serenę Williams, na stołówce jadła obok swojego idola Rafaela Nadala. - To było inspirujące - powiedziała Smokowskiemu w wywiadzie z cyklu "Mój Pierwszy Raz".

Wtedy była jeszcze na korcie nerwowa. Był czas, że na jej treningach rakiety co chwila mijały się w powietrzu z przekleństwami. Ponoć do dziś wcale nie jest grzeczną dziewczynką. Ludzie ze środowiska twierdzą, że takie nie grają w tenisa. Świątek potrafi mocno zaleźć za skórę swojemu trenerowi Piotrowi Sierzputowskiemu. Z łagodnej, uśmiechniętej, trochę neurotycznej nastolatki, którą znamy z telewizji, zmienia się w krnąbrną zawodniczkę, z którą nijak nie idzie się dogadać. Ale na pewno jest lepiej, niż było.

Od półtora roku Polka współpracuje z psycholog sportową Darią Abramowicz. Dziś mówi o niej, że jest najlepszym, co mogło się jej przytrafić, a numer do niej uważa za jeden z najważniejszych w swoim telefonie. - Bardzo dobrze mnie rozumie, bardzo dobrze mnie zna i czyta mi w myślach, co jest dziwne - mówi o swojej psycholog.

Abramowicz nauczyła ją lepiej kontrolować emocje i dłużej utrzymywać koncentrację. To przekłada się na więcej zwycięstw, bo teraz rzadziej się zdarza, że w meczu, w którym wszystko idzie w dobrą stronę, nagle gra Świątek się rozpada.

- Przekonuję Igę, że jest w stanie przejąć kontrolę nad tym, co dzieje się na korcie. Moja rola polegała na tym, by ją do tego przekonać, że ma takie umiejętności, że może to zrobić - opowiada nam Abramowicz [TU PRZECZYTASZ WIĘCEJ].

Świeża krew światowego tenisa

Coraz częściej mówi się o Świątek jako o wschodzącej gwieździe kobiecego tenisa. Nastolatki w czwartej rundzie French Open (2019) czy Australian Open (2020) nie są codziennością. Tak samo jak ich zwycięstwa z zawodniczkami klasy Caroline Wozniacki (WTA Toronto 2019) czy Moniki Puig (French Open 2019). Ale kiedy ktoś taki wygrywa 6:1, 6:2 z zawodniczką numer 2 światowego rankingu w 1/8 finału Roland Garros, to cały tenisowy świat jest już pewien, że ta dziewczyna coś w sobie ma. I głośno o tym mówi.

- Była niesamowita - chwalił ją po zdemolowaniu Simony Halep półfinalista sześciu turniejów wielkoszlemowych Tim Henman. - Fruwała po korcie - zachwycał się Alex Corretja, który dwa razy zagrał w finale Roland Garros. A dziennikarz "New York Timesa" Ben Rothenberg napisał, że kobiecy tenis ma taką młodą gwiazdę, jakiej męski, zastygły od dawna w tym samym układzie sił, od dawna pragnie.

Po ćwierćfinale, w którym w wietrznych warunkach Świątek pokonała Włoszkę Martinę Trevisan 6:3, 6:1, zachwyty trwają. Henman wychwalał dojrzałość Polki, Barbara Schett jej bardzo mądrą grę. Nawet Roberta Vinci, rozczarowana porażką swojej rodaczki, komplementowała jej tenis i życzyła sukcesów.

Eksperci zwracają uwagę na kilka elementów, które mogą wprowadzić Igę na tenisowy szczyt. Polka jest idealnie zbudowana pod względem fizycznym. Ani za chuda, ani przesadnie umięśniona. Doskonale łączy w grze siłę, dynamikę i wytrzymałość. Ma bardzo dobry pierwszy serwis. Ciężki, topspinowy forehand, którym robi sobie miejsce do wygrywających zagrań. Znakomita bekhendowa kontra wzdłuż linii. Doskonały, bezczelnie ukryty skrót bekhendowy. Instynkt, który sprawia, że świetnie się zachowuje w sytuacjach, w których inne zawodniczki się gubią.

Legendarny polski komentator tenisa Karol Stopa dodaje do tego "odrobinę ofensywnego wariactwa". - W jej grze jest sporo ryzyka - mówi. - Iga ma fantazję. Nie boi się karkołomnych zagrań. Wyróżnia się tym, że nie czeka na błąd rywalki, nie boi się silnych uderzeń.

Poza czysto sportowymi przymiotami Stopa zwraca też uwagę na jej ogładę. Bo choć Iga wciąż potrafi rzucić na treningu wiązankę, albo rozwalić rakietę schodząc z kortu, gdy nikt już tego nie widzi (ostatnią zniszczyła ponoć po porażce z Anett Kontaveit w 1/8 finału tegorocznego Australian Open), to wie, kiedy trzeba trzymać fason.

- Po meczu z Halep patrzyłem na jej rozmowę w międzynarodowym studiu Eurosportu z Timem Henmanem, Barbarą Schett i Aleksem Corretją. Widziałem twarze tych ludzi, które oddawały szczery zachwyt nad Igą - opowiada Stopa. - Świątek sprawia wrażenie bardzo naturalnej, nie jest zmanierowana. A połowa młodych tenisowych gwiazdek ma totalnie przewrócone w głowie - ocenia znawca tenisa.

Stara rockowa gwardia

19-letnia Polka, kandydatka na pierwszą wielką gwiazdę naszego sportu urodzoną już w XXI wieku, daje wiele dowodów na to, że ma poukładane w głowie. W czerwcu tego roku, w normalnym trybie, jak każda zwykła uczennica, przystąpiła do egzaminów maturalnych. W Autorskim Liceum Ogólnokształcącym numer 42 w Warszawie nigdy nie miała indywidualnego trybu nauczania. Przez długie wyjazdy na turnieje opuszczała wiele lekcji, ale to nie znaczy, że się nie uczyła. W samolotach, w przerwach między kolejnymi meczami nadrabiała zaległości. A gdy po miesiącu za granicą wracała na tydzień do Polski, potrafiła zaliczyć 10 przedmiotów z rzędu.

Matury okazały się dla niej bardziej stresujące, niż mecze o wysoką stawkę. To na zdenerwowanie zrzuca winę za wynik rozszerzonej matematyki - 66 procent. Uważa, że gdyby w czasie pisania była spokojniejsza, miałaby wynik co najmniej o 10 procent lepszy.

Inne przedmioty poszły jej zdecydowanie lepiej. Język polski - 83 procent. Matematyka podstawowa - 100 procent. Angielski podstawowy też "na czysto", a rozszerzony na 96 procent.

Uczennicą jest bardzo dobrą, tenisistką może być najlepszą na świecie. A jaka jest Iga Świątek poza kortem i szkołą? Kucharka z niej marna, bo nie potrafi trzymać się przepisu. Ale jeść lubi. Najchętniej coś indyjskiego, choć bez ostrych przypraw, a na deser tiramisu.

Seriale? "Przyjaciół" obejrzała dwa razy od deski do deski, to od Rossa, Rachel i spółki nauczyła się angielskiego na tip top. Bardzo lubi też fikcyjnego asa copywritingu Dona Drapera i retro klimat lat 60., doskonale pokazany w serialu "Mad Men". Z książek chyba najchętniej sięga po te historyczne, na przykład Kena Folleta. Ale lubi też lżejsze i trochę krótsze powieści - Dana Browna albo dobry kryminał.

Uwielbia muzykę. Gdyby nie miała tenisowego talentu, sprawdzałaby, czy może zrobić karierę, śpiewając lub grając. Może na ukulele, które dostała niedawno w prezencie. Ale nie dlatego, że fascynuje ją folklor Hawajów. Jej gust muzyczny w pewnym stopniu ukształtował właśnie tenis - kiedy na samym początku kariery jeździła na turnieje z ojcem, potem z innymi trenerami, w samochodzie najczęściej grali Pink Floyd, Red Hot Chilli Peppers albo Pearl Jam.  I dziś Świątek woli starą rockową gwardię od uwielbianych w jej pokoleniu gwiazd popu, Rihanny czy Lady Gagi.

Ma jeszcze słabość do Carlosa Santany. Z meksykańskim wirtuozem gitary wiąże się jedno piękne wspomnienie: Iga ma 10, może 12 lat, jedzie w nocy z tatą na turniej. Pan Tomasz nadmuchał jej materac, rozłożył na tylnym siedzeniu i otworzył dach. Z płyty puścił Santanę. Iga słucha jego gry, patrzy w gwiazdy i zasypia.

"Magia" - mówi o tej chwili. Na korcie takiej magicznej chwili jeszcze nie przeżyła. Ale to tylko kwestia czasu.

Czytaj także:
Roland Garros: bajeczny marsz Nadii Podoroskiej trwa. Argentynka w półfinale po pokonaniu Eliny Switoliny!
Roland Garros. Iga Świątek - Martina Trevisan. Roberta Vinci pod wrażeniem gry Polki

Źródło artykułu: