To był wyrównany i pełen emocji finał turnieju WTA Madryt. Pierwszy set zakończył się wygraną Aryny Sabalenki 6:3, w kolejnym górą była Iga Świątek (6:3), a w decydującej partii zwyciężyła Sabalenka, która oddała przeciwniczce również trzy gemy. Tym samym Białorusinka odniosła pierwsze w karierze zwycięstwo nad Polką na nawierzchni ziemnej.
Był to drugi w ciągu dwóch tygodni mecz pierwszej i drugiej rakiety świata. Poprzednio - w finale turnieju w Stuttgarcie - lepsza była reprezentantka Polski. Po meczu Świątek została zapytana o konsekwentną grę jej i Sabalenki. Powiedziała o tym, co je łączy.
- Ja i Aryna czujemy się tak, jakbyśmy po prostu ciężko pracowały. Wiem, że ona jest super profesjonalna, jeśli chodzi o fitness i inne rzeczy. Robimy postępy bez względu na to, czy jesteśmy na szczycie, czy nie - powiedziała Świątek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nazywa urlop! Relaks Jędrzejczyk pod palmami
Polka odniosła się także do pytania o to, co trudniej było zrobić: wejść na tenisowy szczyt w rankingu, czy utrzymać się na nim. - Ludzie mówią, że trudno jest dostać się na szczyt, ale utrzymanie się tam jest jeszcze trudniejsze. Nie wiem, nie żyję wystarczająco długo, aby wiedzieć, czy to prawda. Czułam, że dotarcie na szczyt będzie trudniejsze. Utrzymanie się tam jest trudne, ale myślę, że i tak wykonuję dobrą robotę - dodała.
Dla Polki nie ma żadnej różnicy w tym, czy przegrała finałowe starcie w dwóch czy trzech setach.
- Wiem, dlaczego przegrałam i wiem, co mogę poprawić. Nie ma to dla mnie znaczenia, w ilu setach przegrywam. Jeśli mecz jest bardziej zacięty, to wiadomo, że jest trochę więcej szans. Zawsze walczę, ale czasem mogę zagrać gorzej, a moja przeciwniczka potrafi grać perfekcyjny tenis. Nie mamy wpływu na wszystko, ale dbam o to, o co mogę. Każdy dzień jest inny - stwierdziła Świątek.
Czytaj także:
Dawid Góra: Madryt zapłonął. To był sportowy kosmos
Zwróciła się do Sabalenki. Mówiła te słowa, patrząc jej prosto w oczy