Spotkanie Igi Świątek z Jessicą Pegulą wyłoni ostatnią półfinalistkę US Open. Obawy przed tym pojedynkiem są uzasadnione, bo nasza reprezentantka nie grała z tak wysoko notowaną przeciwniczką od czterech miesięcy. Na dodatek to rywalka będzie mogła liczyć na głośniejsze wsparcie około 20. tysięcy kibiców. Choć jej matka urodziła się w Korei Południowej, to ona od zawsze reprezentuje Stany Zjednoczone. Aktualnie jest najwyżej sklasyfikowaną Amerykanką w rankingu WTA, co jest wielkim wyróżnieniem, biorąc pod uwagę potężną krajową konkurencję.
Jednak przez długi czas nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Aż trudno w to uwierzyć, ale Pegula dopiero w zeszłym roku odniosła pierwsze wielkoszlemowe zwycięstwo poza US Open. Mowa oczywiście o wygranym meczu, a nie o turnieju, i o zawodniczce z rocznika 1994, a nie 2004.
Z rozmaitych powodów Pegula długo nie mogła przebić się do czołówki. Najważniejszym były problemy zdrowotne. Na wczesnym etapie kariery przeszła operacje kolana i biodra, które skutecznie przyhamowały jej rozwój. Zawsze jednak wracała, choć nie rozumiała jej nawet własna matka. - Pamiętam, że myślałam: "Dlaczego chciałaby nadal to robić?". Przecież nie musiała i jej życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby tego nie robiła - tak Kim Pegula wspominała w rozmowie z ESPN okres, w którym kariera jej córki była na zakręcie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!
Z domu sieroty i miliardera
Można zadać pytanie, dlaczego życie bez tenisa miałoby być łatwiejsze? Dla zawodniczek, które poświęciły mu całe życie, odpowiedź powinna być raczej przeciwna. Ale nie w przypadku Peguli. 28-latka pochodzi z bajecznie bogatej rodziny. Jej ojciec, Terry Pegula, zbił fortunę na wydobyciu gazu i ropy naftowej. Aktualnie "Forbes" wycenia jego majątek na 5,8 miliarda dolarów, co plasuje go w pierwszej pięćsetce najbogatszych ludzi świata.
- Nigdy nie chciałam, żeby ludzie myśleli, że wszystko mi dano - dystansuje się od domowego bogactwa Pegula. Amerykanka doszła już do tego etapu kariery, że sama została milionerką dzięki grze w tenisa. Tylko w 2022 roku otrzymała z nagród przyznawane za wyniki ponad 2,5 miliona dolarów. Ale zarabia nie tylko na korcie. Zyski przynosi jej też własna linia kosmetyków do pielęgnacji skóry.
Jednak jak bardzo Pegula nie uciekałaby od fortuny ojca, niemal zawsze jest z nią łączona. O wiele rzadziej podnoszona w mediach jest historia jej matki. Jakże kontrastująca z życiem w luksusach. Kim Pegula nie zna swojego prawdziwego, panieńskiego nazwiska, biologicznych rodziców ani własnego życiorysu z pierwszych lat. Nieoficjalnie została porzucona przez rodziców na ulicach Seulu, a testy DNA wykazały, że jeden z rodziców był Japończykiem. Do rodziny zastępczej w Stanach trafiła jako 5-latka.
Dynamit kontra skała
- Kocham grać. Dlaczego miałabym zrezygnować z możliwości robienia czegoś wspaniałego, czegoś, co kocham, kiedy wielu ludzi nie ma takiej szansy? - pyta retorycznie Pegula w rozmowie z BBC, niejako odpowiadając na wcześniej przedstawione pytania matki. O żadnym konflikcie nie ma jednak mowy. Jessica twierdzi, że rodzinna historia mobilizuje ją do ciężkiej pracy na korcie.
I taką rzeczywiście wykonuje. Jej gra nie jest efektowna, ale z każdym rokiem coraz bardziej efektywna. W tym sezonie tylko dwie zawodniczki awansowały do trzech wielkoszlemowych ćwierćfinałów. Pierwsza to oczywiście Iga Świątek, która tylko w Wimbledonie odpadła wcześniej, natomiast druga to właśnie Jessica Pegula.
Choć pewne rzeczy łączą Polkę i Amerykankę, to na korcie zdecydowanie więcej je różni. Pegula to kropla drążąca skałę, podczas gdy nasza reprezentantka woli szybsze i odważniejsze rozwiązania. W Miami i Paryżu górą była nasza reprezentantka, notując dwa zwycięstwa bez straty seta. Nie ma co jednak ukrywać - znajdowała się wówczas w lepszej formie niż obecnie.
Powtórka mile widziana
Pocieszać się można tym, że klasa i duże doświadczenie Świątek pozwalają jej wygrywać mecze nawet wtedy, gdy nie wszystko toczy się po jej myśli. Najlepszym dowodem na to był występ przeciwko Jule Niemeier w 1/8 finału. Polka musiała odrabiać w nim stratę seta, jej gra była daleka od ideału, a mimo to zameldowała się w ćwierćfinale. - Z każdym dniem rośnie moja pewność siebie i wiara na zrobienie tutaj czegoś dużego - powiedziała po tym pojedynku Polka.
Sam awans Świątek do ćwierćfinału jest już olbrzymim sukcesem w skali polskiego tenisa. Ostatnią Polką, którą dotarła tak daleko w Nowym Jorku, była w 1938 roku Jadwiga Jędrzejowska.
Wracając do naszej aktualnej gwiazdy, pozostaje mieć nadzieje, że w US Open powtórzy się historia sprzed czterech miesięcy i zwycięskiego Roland Garros. Wówczas w całym turnieju przegrała tylko jednego seta (tak jak teraz, w 1/8 finału), a w ćwierćfinale wygrała 6:3, 6:2 z Pegulą.
Nadchodzący mecz zostanie rozegrany na największym na świecie korcie Artura Ashe'a. Polka i Amerykanka powalczą o ostatnie wolne miejsce w półfinałach. Początek starcia o godzinie 1:00 w nocy ze środy na czwartek.
Zobacz też:
Gdzie i kiedy oglądać mecz Igi Świątek?
Fibak szczery do bólu w sprawie ćwierćfinału Igi Świątek