Dwa lata temu skoczkowie walczyli do końca. O złocie zadecydowało 0,5 pkt

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Karl Geiger
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Karl Geiger

Zawodnik który odda cztery równe i dalekie skoki zostaje mistrzem świata w lotach narciarskich. W 2020 roku do ostatniej próby nie było wiadome, kto wygra. Ostatecznie z triumfu cieszył się Karl Geiger. Drugi Halvor Egner Granerud stracił 0,5 pkt.

Podopieczny Stefana Horngachera zaskoczył wszystkich swoją dobrą dyspozycją na mamucim obiekcie. Nie uchodził on wcześniej za wybitnego lotnika. W Planicy jednak sięgnął po tytuł, którego w swoim bogatym dorobku nie ma m.in. Kamil Stoch.

Pierwszego dnia poleciał na 241 i 223,5 metra, co zapewniło mu prowadzenie na półmetku rywalizacji. - Właściwie jestem trochę zaskoczony swoim dzisiejszym występem. Skok w pierwszej serii był jednym z najlepszych w całej mojej karierze. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że prowadzę. Nie spodziewałem się tego, ale jutro będę kontynuował atak - mówił dla serwisu ZDF.

Drugiego dnia rywalizacji oddał próbę godną przyszłego mistrza świata. Pierwszy skok na 240. metr sprawił, że jedną ręką trzymał już złoty medal. Nikt w trzeciej próbie nie skoczył dalej i nie zyskał więcej punktów. Ostatni skok wydawał się więc formalnością. Tak jednak nie było. Nerwy i oczekiwanie towarzyszyły zawodnikom do końca, ponieważ rywal Geigera postanowił zaatakować.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zimowa wyprawa żony skoczka. I to nie byle jaka!

Halvor Egner Granerud postawił wszystko na jedną kartę. Poleciał na 243. metr i zaczęło się nerwowe oczekiwanie, czy próba wystarczy, by pokonać świetnie dysponowanego Niemca. Ten zaś skoczył "zaledwie" 231 metrów i nie było do końca pewne, czy będzie cieszył się z triumfu.

Nadeszło nerwowe oczekiwanie. Ostatecznie podopieczny Stefana Horngachera wygrał z liderem Pucharu Świata o 0,5 pkt, co daje w przybliżeniu 40 centymetrów. Tak mała różnica po czterech skokach wydawała się czymś niemożliwym. Przy całkowitej nocie 877,2 pkt, jaką uzyskał, ta przewaga była po prostu marginalna. Skoczkowie zapewnili kibicom fantastyczne widowisko i walkę do samego końca.

Karl Geiger
Karl Geiger

- Nie wiem, co powiedzieć. To coś niebywałego. Jeśli spytałbyś się mnie trzy dni temu, czy będę mistrzem świata, odpowiedziałbym, że nie, ale po każdym kolejnym skoku ta nadzieja rosła. Decydujący był dzisiejszy skok z pierwszej serii. Miałem też sporo szczęścia, wylądowałem w okolicach zielonej linii w drugiej próbie, potem okazało się, że wygrałem i mogłem odetchnąć - mówił zwycięzca pod skocznią reporterowi Eurosportu. Dla 27-latka pierwsza połowa grudnia była jak marzenie. Najpierw sięgnął po złoty medal mistrzostw świata w lotach narciarskich, a kilka dni później na świat przyszła jego córka.

"To był prawdopodobnie ten idealny tydzień, o którym ludzie zawsze mówią. Witaj mała Luiso! Dziękuję, że poczekałaś na mnie i na swoją mamę" - pisał na swoim Instagramie świeżo upieczony tata.

Halvor Egner Granerud, który przegrał złoto o 0,5 pkt przyznał, że jest trochę rozczarowany. Nie mniej, debiut na jednej z najważniejszych imprez był w jego wykonaniu bardzo udany. - Wierzyłem, że uda mi się dzisiaj wygrać. W czwartej, finałowej serii skoczyłem daleko za zieloną linię, a wiedziałem, że chłopaki przede mną skakali naprawdę bardzo daleko. Nie ukrywam więc, że liczyłem na złoto. Niestety ostatecznie się nie udało - mówił po konkursie dla berkutschi.com.
Trzecie miejsce przypadło koledze Geigera z drużyny Markusowi Eisenbichlerowi. 

Podczas obecnych mistrzostw świata w Vikersund medaliści z Planicy spisują się słabo. Granerud po nieudanych skokach w seriach treningowych nie został powołany do składu na kwalifikacje. Rozgoryczony wrócił do domu. Będzie chciał zrobić wszystko by w ostatnich tygodniach Pucharu Świata zaprezentować się z dobrej strony.

Z kolei niemieccy zawodnicy w rywalizacji startują, jednak odgrywają drugoplanowe role. Na półmetku zmagań Karl Geiger plasuje się na 13., a Markus Eisenbichler na odległym 22. miejscu. Prowadzi Marius Lindvik przed Stefanem Kraftem i Domenem Prevcem. W czołówce jest ciasno, dlatego sobotnia rywalizacja zapowiada się emocjonująco.

Czytaj także:
Ludzie łapali się za głowy. Stoch przeżył sportowy koszmar

Komentarze (0)