Ludzie łapali się za głowy. Stoch przeżył sportowy koszmar

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Sezon nie układał się. Robił jednak wszystko, by do najważniejszej imprezy przygotować się jak najlepiej. Odpuścił start w PŚ, ale MŚ w lotach skończyły się dla niego zanim na dobre się zaczęły. 6 lat temu Stoch przeżył dramat na mamucie w Kulm.

W tym artykule dowiesz się o:

Trwają mistrzostwa świata w lotach narciarskich w norweskim Vikersund. Na półmetku rywalizacji indywidualnej Kamil Stoch zajmuje odległe 21. miejsce po dwóch przeciętnych skokach na 206,5 oraz 196 metrów.

Trzykrotny mistrz olimpijski nie ma już szans na medal, ale będzie skakał w trzeciej i czwartej serii konkursu indywidualnego. 6 lat temu nie miał na to szans, bowiem sensacyjnie odpadł w kwalifikacjach po fatalnym - jak na skocznię do lotów - skoku na zaledwie 134,5 metra.

Zaraz po skoku a nie locie Polaka kibice złapali się za głowy. "O kur***" miał krzyknąć, jak relacjonował "Przegląd Sportowy", Dawid Kubacki, który zobaczył "wyczyn" swojego kolegi z kadry. Wtedy po pierwszej, nieudanej dla Stocha części sezonu nikt nie oczekiwał wielkich fajerwerków, ale nikt nie spodziewał się aż takiej sensacji, jak odpadnięcie Stocha już w przedbiegach. Tym bardziej, że Polak odpuścił wcześniej PŚ w Willingen i spokojnie trenował w Polsce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: David Beckham w nowej roli. Świetnie sobie radzi z patelnią

Nic to jednak nie dało. Na starcie kwalifikacji do MŚ w Kulm stanęło zaledwie 45 skoczków. Do zawodów nie awansowało 5 zawodników i w tym gronie - o zgrozo - był mistrz olimpijski i mistrz świata. Sensacja, dramat, fatalny początek mistrzostw dla Polaków - takie nagłówki przebijały się w mediach zaraz po zakończeniu eliminacji. Stoch znalazł się w takim gronie jak Żaparow, Lamy Chappuis, Maksimoczkin czy Fin Klinga. To właśnie ta piątka odpadła.

"Ojej" - zdążył tylko krzyknąć po skoku Stocha Sebastian Szczęsny na antenie TVP. Łukasz Kruczek, w gnieździe trenerskim, bezradnie machnął chorągiewką. Sam Stoch nie dowierzał. Odpiął narty, ale nie ściągnął gogli. Szybko podszedł do tabeli z wynikami, łudził się jeszcze, że mimo tak słabego skoku i fatalnych not (po 13 pkt) może to wystarczyć do awansu. Nie wystarczyło. Wyprzedzał tylko trzech skoczków, a na górze zostali już tylko najlepsi. Szanse na awans były minimalne, po chwili spadły do zera.

Zrezygnowany Stoch machnął ręką i poszedł do szatni. W niej wyładował swoją frustrację. Wahał się, czy jeszcze tego samego dnia nie pojechać do domu. Został jednak, podczas konkurs indywidualnego skakał jako przedskoczek i trawił swoją wielką sportową porażkę. W niedzielę wziął natomiast udział w konkursie drużynowym.

Tamta druzgocąca - jak na potencjał Stocha - porażka nie załamała jednak jego ducha walki. W kolejnym sezonie - już ze Stefanem Horngacherem w roli trenera - Polak odzyskał wielki blask. Wygrał Turniej Czterech Skoczni, a rok później na mistrzostwach świata w lotach wywalczył dwa medale: srebrny w rywalizacji indywidualnej i brąz w drużynie.

Obecny sezon, po pięciu bardzo udanych, znów jest dla niego trudniejszy. Na igrzyskach był o krok od medalu, ale skończyło się 6. pozycją na skoczni normalnej i 4. lokatą na dużym obiekcie. Po igrzyskach olimpijskich Stoch potrafił oddać znakomite skoki, ale brakowało mu stabilizacji na wysokim poziomie. W Vikersund Polak zaczął skakać powtarzalnie, ale zdecydowanie za krótko.

Pozostaje wierzyć, że w sobotę złapie lepsze czucie na dojeździe, poleci o kilka, kilkanaście metrów dalej i odzyska luz psychiczny przed niedzielną drużynówką. Trzecią serię konkursu indywidualnego zaplanowano w sobotę o 16:30. Czwarta, ostatnia, rozpocznie się tuż po niej. Transmisja w TVP i na WP Pilot.

Czytaj także:
Nieoczekiwany lider Polaków na MŚ zabrał głos. Żałuje jednego
Absurdalne sceny na MŚ. Polski skoczek podsumował to najlepiej

Źródło artykułu: