Presja podczas Turnieju Czterech Skoczni. Opinie byłych skoczków narciarskich

Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Turniej Czterech Skoczni jest dużym wyzwaniem dla zawodników. Wielu skoczków podczas turnieju zawodziło, nie spełniając oczekiwań. O presji opowiedzieli Tomasz Pochwała i Łukasz Rutkowski, byli skoczkowie narciarscy.

W długiej historii zmagań na niemiecko-austriackich skoczniach, wielokrotnie dochodziło do sytuacji, w której faworyci zawodzili. Powodem takich rozstrzygnięć okazywała się presja i nadmierne oczekiwania względem zawodników.

Podczas Turnieju Czterech Skoczni, rywalizacja często toczy się w głowie skoczków. Ranga imprezy determinuje do dodatkowej mobilizacji. Często jednak zdarza się tak, że to psychika zawodników decyduje o końcowych wynikach w turnieju.

- Presję to może mieć faworyt, który jest liderem. Presja jest duża, jak na przykład Kamil Stoch wygrywał trzy pierwsze konkursy i jechał do Bischofshofen. Wtedy w podświadomości pojawiało się myślenie, że może być tym drugim w historii, który wygra wszystkie cztery konkursy - mówi Tomasz Pochwała w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: do rzutu wolnego podszedł... bramkarz. Zobacz, co z tego wyszło!

- Na pewno jest presja. Turniej Czterech Skoczni to nie jest zwykły Puchar Świata, to są prestiżowe zawody. Można je sklasyfikować tuż po igrzyskach i mistrzostwach świata - mówi nam Łukasz Rutkowski.

Niezapomniane początki

Debiut Pochwały w Turnieju Czterech Skoczni miał miejsce w 2001 roku. Startował on po raz pierwszy na skoczni im. Paula Ausserleitnera w Bischofshofen. Zakopiańczyk wystąpił w konkursie, gdy po zwycięstwo w TCS, sięgał Adam Małysz. - Czułem wielki zaszczyt. To był rok, w którym Małysz wygrywał turniej. Dla mnie jako młodego zawodnika to było wyróżnienie, że mogłem tam jechać - podkreśla trzykrotny uczestnik tej imprezy.

Z kolei pierwszy start Rutkowskiego w turnieju miał miejsce w 2008 roku, gdy trenerem kadry był Łukasz Kruczek. Według byłego reprezentanta Polski, pierwszy start na tej imprezie jest dużym przeżyciem. - Jak jechałem pierwszy raz na turniej, było to dla mnie wyzwanie. Człowiek przeżywał, cieszył się, wiedział że to ważna impreza - komentuje olimpijczyk z Vancouver.

Później tylko trudniej

- Najtrudniejszy był drugi turniej, gdzie już pierwsze punkty zacząłem zdobywać [Kuusamo 2001 rok - dop.red.]. Nagle ta forma spadła, bo startowało się cały czas. Nie było kogo wymienić, więc my jako młodzi zawodnicy, jechaliśmy wszystko - zaznacza Pochwała. - Nagle zderzenie z turniejem bez formy, jakby ze ścianą. Brakuje dobrej dyspozycji, dodatkowo ranga zawodów. Pojawiał się zawód, że daleko jest od tego, co by się chciało - po chwili dodaje.

Dodatkowa motywacja - fakt czy mit?

Skoczkowie w jednej kwestii byli zgodni. Żaden z polskich szkoleniowców nie wywierał presji na zawodnikach z powodu turnieju. - Nie było czegoś takiego - wskazuje Rutkowski, oceniając podejście Łukasza Kruczka do niemiecko-austriackich zmagań.

Podobnie wypowiedział się Pochwała, który nie odczuł dodatkowych wymagań ze strony Apoloniusza Tajnera - Nie zdarzyło się nic takiego. Była okazja, żeby pojechać i chciało się jak najlepiej - zaznacza były skoczek i kombinator norweski.

70. Turniej Czterech Skoczni

Niemiecko-austriacka impreza nie wydaje się obecnie łatwa dla większości naszych reprezentantów. Kiepskie wyniki osiągane przez kadrowiczów na początku sezonu sprawiają, że presja narasta. Zdaniem Rutkowskiego nie będzie łatwo - Chłopaki presję mają, żeby osiągnąć coś na turnieju. Oni teraz walczą sami ze sobą, aby poprawić swoje skoki i wejść chociażby do trzydziestki - kwituje były skoczek.

- Wszyscy mają swoje problemy. Każdy ma duże aspiracje i chciałby więcej. W tym momencie tylko współczuję trenerowi. Na pewno sztab zrobił co mógł, a na końcu i tak po głowie dostaje trener główny - podkreśla wymownie Pochwała. - Kamil i Piotrek tyle już przeżyli w skokach wzlotów i upadków, że oni sobie z tym na pewno lepiej poradzą, niż trener, który bierze wszystko na klatę - zaznacza.

Niezależnie od końcowych rozstrzygnięć, można stwierdzić, że bieżąca edycja TCS będzie dla naszych reprezentantów najtrudniejsza od lat. Pojawiająca się w opinii publicznej presja, z pewnością nie działa korzystnie na cały zespół. Pozostaje mieć nadzieję, że wyniki szybko ulegną poprawie i stanie się to na przełomie roku.

Kamil Stoch z zaciągniętym hamulcem! Niespodziewany lider Biało-Czerwonych >>
Dawid Góra: Testy za nami. Polacy oblali próbę generalną [OPINIA] >>

Komentarze (0)