To był znakomity atak Kamila Stocha. Po nieudanym pierwszym skoku trzykrotny mistrz olimpijski zajmował dopiero 20. miejsce w konkursie. Nie zamierzał się jednak poddawać. Jego finałowa próba była już znacznie lepsza, taka jak za najlepszych lat.
Przy bardzo słabym wietrze pod narty Stoch uzyskał 125 metrów. Dostał wysokie noty za styl i zanotował ogromny awans. Niewiele zabrakło, a stanąłby na podium. Ostatecznie był piąty. Biorąc pod uwagę sytuację po pierwszej serii, to znakomity wynik.
W trakcie transmisji z finałowej serii konkursu można jednak było odnieść kilka razy mylne wrażenie, że Stoch nie będzie aż tak wysoko. Dlaczego? To "zasługa" zielonej linii. Widzą ją na ekranach telewizorów kibice podczas transmisji ze skoków. Jeśli skoczek ją przekroczy, to przy założeniu, że dostanie co najmniej 54 punkty za styl od sędziów, powinien objąć prowadzenie.
ZOBACZ WIDEO: TVN przejął skoki. Tajner: Nie będę w studiu
W finałowej serii Markus Eisenbichler, Anze Lanisek i Cene Prevc zdecydowanie ją przekroczyli. Kibice byli zatem pewni, że nawet jeśli otrzymają niższe noty od Stocha, to i tak będą przed nim. Nic z tego. Niemiec zajął 6. miejsce, a Słoweńcy 7. oraz 8. lokatę.
Skąd zatem taki błąd? Na pewno nie leżał po stronie TVN-u czy Eurosportu, które transmitowały zawody. Najprawdopodobniej na skoczni wiatr tak szybko zmieniał siłę, że komputerowa zielona linia, która uwzględnia również przeliczniki za wiatr dla skoczków, nie nadążała za zmiennymi warunkami.
Zobaczcie, gdzie była zielona linia przy finałowym skoku Anze Laniska: