Kiedyś wydłużał skoki Adama Małysza, dziś chce wydłużyć ludzkie życie

Newspix / JERZY KLESZCZ / Na zdjęciu: Adam Małysz i Jerzy Żołądź
Newspix / JERZY KLESZCZ / Na zdjęciu: Adam Małysz i Jerzy Żołądź

Nauka całkowicie pochłonęła współtwórcę sukcesów Adama Małysza. Choć badania porównuje do sportu, chodzi o zdecydowanie poważniejsze kwestie. - Wiedza jest na wyciągnięcie ręki - przekonuje prof. Jerzy Żołądź.

Prof. dr hab. Jerzy Żołądź pracuje na Wydziale Rehabilitacji Ruchowej krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie wykłada fizjologię i fizjologię wysiłku człowieka oraz prowadzi badania naukowe współpracując ze specjalistami z całego świata. Był współautorem sukcesów Adama Małysza.

Do sportu w takim wymiarze, jak kiedyś już raczej nie wróci, choć pozostał on jego pasją. Dziś zajmuje się przed wszystkim badaniem czynników warunkujących wydolność fizyczną człowieka. Wyniki mogą pomóc zawodnikom osiągać wyższy poziom sportowy, a osobom starszym zwiększać tolerancję wysiłku i hamować proces starzenia.

Dawid Góra, WP Sportowe Fakty: Powiedział pan kiedyś: "Nie zostawię nauki dla skoków". Plan wypalił?

Prof. dr hab. Jerzy Żołądź: Tak, naturalnie. Powiedziałem to w 2008 roku. Byłem wówczas mocno zaangażowany w skoki narciarskie, a zwłaszcza w pracę z Adamem Małyszem, Łukaszem Kruczkiem i Kamilem Stochem. Dostałem propozycję, aby zupełnie zaangażować się w sport. Ale przyszedłem tam ze świata nauki i nie mogłem przecież zostawić jej dla sportu.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz wpadł na świetny pomysł. "Musiał mnie do tego przekonać"


Zainteresowanie skokami zostało?

Jasne, sport jest dla mnie ciekawym obszarem doświadczeń. Również miejscem, gdzie weryfikuję doświadczenia laboratoryjne. Teorie z pogranicza fizjologii i biochemii wykuwa się w laboratoriach, ale weryfikuje je normalne życie - również sport. Patrzę na treningi i zawody nie tylko oczyma widza. Zresztą moje doświadczenie naukowe nawet utrudnia mi normalne kibicowanie, bo podczas imprez sportowych automatycznie analizuję mechanizmy fizjologiczne, które zachodzą w konkretnych etapach różnych konkurencji np. biegów na 400 i 800 metrów. Na tej podstawie oceniam rezerwy funkcjonalne danego sportowca i prognozuję jego miejsce na mecie oraz wynik sportowy.

Co jest główną częścią pana codziennej pracy?

Przez ostatnie trzy lata pracowałem z 60-osobowym zespołem światowych ekspertów nad podręcznikiem pt.: "Muscle and Exercise Physiology", prezentującym największe dokonania z zakresu fizjologii mięśni i wysiłku fizycznego. Wydaliśmy go w Stanach Zjednoczonych w wydawnictwie Elsevier, Academic Press, a dziś jest dystrybuowany na cały świat, do wszystkich ważniejszych uniwersytetów. Jest tam sporo solidnej wiedzy na temat energetyki, siły, mocy, wytrzymałości, jak i przyczyn zmęczenia mięśni.

Generalnie zajmuję się fizjologią doświadczalną (experimental physiology). Moja aktywność naukowa jest ukierunkowana na czynniki warunkujące wydolność fizyczną człowieka, w tym mechanizmy kontrolujące zdolność wysiłkową mięśni w szerokim zakresie ich pracy - od pojedynczych sekund do kilku godzin. Ważne miejsce w moich pracach zajmuje kwestia produkcji energii w mięśniach szkieletowych i przyczyny ich zmęczenia. Ponadto prowadzę wykłady z fizjologii i fizjologii wysiłku dla studentów Wydziału Rehabilitacji Ruchowej w Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie oraz dla studentów Wydziału Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy dziś ma pan jakikolwiek związek ze sportem wyczynowym?

Tak, ponieważ utrzymuję kontakt z wieloma trenerami, którzy telefonują do mnie i proszę o rady. Na ogół chodzi o to, jak należałoby spojrzeć na daną kwestię treningową, jak rozwiązać istotny problem w treningu ich podopiecznych. Oczywiście nie jest to taka aktywność, jaką prowadziłem w latach 1999-2008, kiedy byłem wręcz zanurzony w zagadnieniach sportu - optymalizacji treningu sportowców wyczynowych.

Wśród osób, które dzwonią po rady są trenerzy kadr narodowych?

Owszem.

Również ze świata skoków narciarskich?

Nie mam zgody na podawanie nazwisk, więc tego wolałbym uniknąć. Jeśli chodzi o skoki, nie dzwonią do mnie trenerzy obecnej kadry. Jestem natomiast w kontakcie z Polskim Związkiem Narciarskim. W połowie kwietnia poprowadzę wykład otwarty dla trenerów PZN-u na temat najnowszych osiągnięć fizjologii i biochemii, które mogą być zastosowane w sportach zimowych.

Nic dziwnego, razem z prof. Janem Blecharzem jest pan postrzegany jako cudotwórca, współautor sukcesów Adama Małysza.

To gruba przesada. Pracowaliśmy wtedy w czteroosobowym zespole - trener Apoloniusz Tajner, trener Piotr Fijas, prof. Jan Blecharz i ja. Mieliśmy piękne wyniki, lecz cudów nie czyniliśmy - to była racjonalna praca.

Nie tęskni pan za tak znaczącym udziałem w sporcie wyczynowym?

To było wspaniałe doświadczenie, ale nie tęsknię za życiem sportowym w podróżach po skoczniach całego świata i licznych obozach. W rozmowach z prof. Blecharzem, trenerami: Tajnerem i Fijasem, często wracamy do tych chwil, zapominając o trudach i pracy, wspominając jedynie te piękne momenty.

Lubię wspominać czas spędzony z zespołem np. podczas Pucharów Świata, Turnieju Czterech Skoczni, mistrzostw świata w Lahti, Predazzo czy igrzysk olimpijskich w Salt Lake City. Warto dodać, że obozy i zgrupowania nie ograniczały się do realizacji planów treningowych i budowy formy sportowej zawodników. Były one dla mnie okazją do dzielenia się z trenerami nową wiedzą z zakresu fizjologii i biochemii wysiłku.

Ponadto, regularnie spotykałem się z zawodnikami, ucząc ich zasad żywienia sportowca, liczenia kaloryczności posiłków (zawartości białka, tłuszczów, węglowodanów w pożywieniu), jak i fizjologicznych mechanizmów adaptacji do treningu. Chodziło mi także o zbudowanie nowej świadomości treningu i życia sportowca. Dzisiaj cieszą mnie sukcesy trenerskie naszych dawnych podopiecznych jak np.: osiągniecia Łukasza Kruczka - trenera Kamila Stocha i drużyny, trenerów: Marcina Bachledy, Roberta Matei, Tomasza Pochwały czy Tomisława Tajnera, a zwłaszcza efekty pracy w PZN dyrektora Adama Małysza.

Dziś ma pan kontakt z dyrektorem Małyszem?

Bardzo ograniczony. Ale odbyliśmy ciekawą rozmowę podczas obchodów rocznicy stulecia PZN-u, która miała miejsce w krakowskiej Tauron Arenie. To było bardzo dobre spotkanie, już nie z zawodnikiem Adamem Małyszem, lecz z dyrektorem Adamem Małyszem. Była okazja spotkać też kilku trenerów i odbyć interesującą rozmowę z Kamilem Stochem.

Nie korci pana powrót na jakiś czas do tego środowiska?

Trochę tak, zwłaszcza gdy widzę, że w Polsce wiele dyscyplin sportu wciąż jest naukowo bardzo zaniedbanych. Mam na myśli szczególnie mój ulubiony sport, czyli lekką atletykę. Widzę, jak duży mamy potencjał - utalentowaną młodzież, wspaniałe obiekty sportowe i zaangażowanych trenerów. Brak im jednak odpowiedniego nowoczesnego wsparcia naukowego. W wielu konkurencjach lekkoatletycznych czas się zatrzymał kilkadziesiąt lat temu. Można to porównać do skoków narciarskich sprzed ery Małysza.

Wiedza naukowa leżąca u podstaw treningu mistrzów i rekordzistów świata jest na wyciągniecie ręki - trzeba jedynie po nią sięgnąć do specjalistycznej literatury zgromadzonej w bazach naukowych. Dlaczego tak się nie dzieje? Brakuje mi w polskim sporcie grupy ekspertów z różnych dziedzin, prezentujących międzynarodowy poziom naukowy, którzy by w sposób przystępny przedstawili trenerom współczesną wiedzę z zakresu fizjologii i biochemii wysiłku fizycznego. Tak, jak się to czyni w innych krajach. W taką pracę dla polskiego sportu mógłbym się włączyć z kolegami z Polski jak i z zagranicy.

Dorobek medalowy na mistrzostwach świata i Europy mamy jednak całkiem niezły.

Zgadzam się, że patrząc na klasyfikację medalową ME a nawet MŚ rozgrywanych na stadionie wypadamy całkiem nieźle. A to głównie dlatego, że mamy świetne rzuty i to one przede wszystkim budują nasz kapitał medalowy. Mamy też dobre biegi średnie mężczyzn i kobiet. Zachwycać wręcz może talent i waleczność naszych młodych 800-metrowców: Krzysztofa Różnickiego, Mateusza Borkowskiego i nieco starszego Patryka Dobka. W mojej ocenie to są kandydaci do medali na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich. Ciągle dobrze prezentuje się również w biegu na 1500 m nie najmłodszy już Marcin Lewandowski. Nieźle radzi sobie także żeńska sztafeta 4x400 m, lecz tu konkurencja światowa poczyniła ostatnio większe postępy. Mamy również pewne szanse w skoku o tyczce mężczyzn.

Z drugiej strony, w wielu konkurencjach mamy poziom niższy niż 40 lat temu w Polsce. Przykładowo, pani Irena Szewińska z rekordem życiowym 49,28 s na 400 m ustanowionym 45 lat temu, byłaby obecnie niekwestionowaną liderką naszej sztafety 4x400 m, a Bronisław Malinowski bez trudu zdobywałby w tej chwili tytuły mistrza Polski na wszystkich długich dystansach. Począwszy od 3 000 m a skończywszy na 10 000 m, nie mówiąc już o dystansie 3 000 m z przeszkodami, na którym z wynikiem 8 min 9.11 s, uzyskanym w 1976 r., jest ciągle rekordzistą Polski.

Najgorzej wygląda obraz polskiego sprintu i skoku w dal, zarówno mężczyzn jak i kobiet. Oczywiście z wyłączeniem Ewy Swobody, która ciągle stoi przed szansą bycia gwiazdą światowego sprintu. Trójskok - polska konkurencja - ma się również bardzo słabo. Aż trudno uwierzyć, że Józef Szmidt ze swoim rekordem życiowym 17.03 m, ustanowionym w 1960 r., byłby aktualnie najlepszym trójskoczkiem w Polsce.

Nie najlepiej wygląda sytuacja w biegu maratońskim mężczyzn. Najlepsi maratończycy świata są blisko pokonania granicy 2 godzin, a nasi biegacze rzadko przełamują granicę 2 godz. 10 minut. Nie lepiej jest też w wielu innych konkurencjach lekkoatletycznych. Brak wyników w sprintach i w skokach, jak i w biegach długich kobiet i mężczyzn, wskazuje na poważny błąd w systemie szkolenia. Bez krótkiego sprintu (100-200 m) na światowym poziomie nie mamy co marzyć o indywidualnych sukcesach w biegu na 400 m, a one stanowią również o sile sztafet 4x400 m.

Bez biegów długich, które w Polsce praktycznie nie istnieją, nie mamy szans na światowe wyniki w biegu maratońskim. Słabo wygląda poziom skoku o tyczce kobiet - to niegdyś polska konkurencja - i ciągle daleko naszym płotkarkom do wyniku Grażyny Rabsztyn w biegu na 100 m przez płotki (12,36 s z 1980 r.). Nie możemy również zbliżyć się nawet do wyniku 10,00 s w biegu na 100 m Mariana Woronina sprzed 37 lat, czy 19.98 s Marcina Urbasia w biegu na 200 m z 1999 r.

Nie chciałbym nikogo urazić, jednak w mojej ocenie kompletny obraz polskiej lekkiej atletyki nie wygląda aż tak dobrze.

Nie czuje pan misji, aby naprawić tę sytuację?

Uważam, że tej misji powinien podjąć się Polski Związek Lekkiej Atletyki przy wsparciu Ministerstwa Sportu i Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Miał pan propozycję pracy dla PZLA?

Nie miałem. Choć w ostatnich latach udzielałem nieoficjalnie konsultacji na życzenie kilku trenerów PZLA.

A gdyby się pojawiła?

Jestem teraz w innym miejscu. Naukowcy mają również swoje zawody i swoje igrzyska. Praca naukowa to także wyścig. Rywalizujemy o granty, budujemy zespoły naukowe i realizujemy badania, aby ich wyniki jak najszybciej publikować w możliwie najlepszych czasopismach o zasięgu międzynarodowym. Dążymy do tego, aby poznać i zrozumieć pewne zagadnienia wcześniej niż inni. To jest swoisty rodzaj sportu i wielu naukowców tak do tego podchodzi. Oczywiście polski sport zawsze może liczyć na moją pomoc w zakresie konsultacji, wykładów dla trenerów czy pracy w grupie ww. ekspertów przybliżających najnowszą wiedzę naukową trenerom reprezentacji Polski, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Jaki jest pana najbliższy cel?

Dogłębne zrozumienie kilku kwestii, nad którymi obecnie pracujemy. Pierwsza z nich to ostateczny mechanizm wyłączania zdolności generowana siły i mocy w mięśniach szkieletowych oraz w sercu. Mówiąc prościej - zrozumienie, który czynnik lub czynniki spośród wielu badanych "wyłączają" pracę mięśni szkieletowych i sercowego.

Inna ważna dla mnie kwestia to indukowana treningiem fizycznym biogeneza mitochondriów oraz jej rola w poprawie stabilności metabolicznej mięśnia w wysiłku fizycznym. Kolejnym tematem, nad którym pracujemy, jest kwestia adaptacji śródbłonka naczyniowego do treningu fizycznego.

To kwestia przedłużenia życia?

Tak. Mamy coraz więcej dowodów na to, że poziom wydolności fizycznej, zwłaszcza osób w starszym wieku, decyduje o jakości i długości życia człowieka.

Jaki ma być efekt tych badań w codziennym życiu?

Warunkiem skutecznej poprawy funkcji kluczowych narządów organizmu człowieka jest dokładne poznanie ich działania. Ciągle niewyjaśnionym do końca jest mechanizm zmęczenia mięśni szkieletowych w wysiłku fizycznym. Sporo już wiemy na ten temat, lecz jeszcze nie wszystko w nim zostało odkryte. Wiemy natomiast, że racjonalny trening fizyczny osób w starszym wieku otwiera duże możliwości ograniczania skutków starzenia się.

Dam prosty przykład. W trzeciej czy czwartej dekadzie życia wejście w szybkim tempie na piąte piętro dla większości zdrowych osób nie jest żadnym problemem. Jednak w siódmej, ósmej czy w dziewiątej dekadzie kłopot stanowi już pierwsze piętro. Rozmawiając o sporcie, posłużę się takim przykładem - prosty wysiłek fizyczny, jak na przykład wchodzenie po schodach na 1-2 piętro, u większości osób po 80. roku życia, powoduje podobne zmęczenie mięśni, jak bieg zawodnika na 400 m. Zarówno w przypadku sportowców, jak i osób w starszym wieku racjonalny trening zwiększa zdolności wysiłkowe. Z tym że w przypadku zawodników celem treningu jest poprawa wyniku sportowego, a w przypadku osób w starszym wieku ograniczenie wysiłkowego zmęczenia mięśni.

Czyli trening fizyczny może przedłużać życie.

Tak, istnieje wiele przesłanek, że racjonalny trening fizyczny osób w starszym wieku w połączeniu z dietą, poprawia jakość życia oraz zwiększa jego długość. Jednakże, mamy również wiele dowodów na to, że niewłaściwy trening nasila wiele chorób i skraca długość życia. Chodzi nam zatem również o ustalenie fizjologicznych kryteriów dozowania właściwych obciążeń treningowych dla osób starszych.

Myślę, że zajmując się takim tematem też nie miałbym wątpliwości, czy istotniejsze są badania naukowe, czy udział w życiu sportowym.

Czasami jest pokusa, aby znaleźć się w miejscu, w którym przesuwane są granicę ludzkich możliwości - poprawiane rekordy świata i zdobywane medale olimpijskie - czego doświadczałem w przeszłości współpracując z PZN-em. Ale z drugiej strony w tej chwili ważniejsze wydaje mi się badanie nieznanych mechanizmów warunkujących wydolność fizyczną człowieka. Ta wiedza w przyszłości może posłużyć osobom w starszym wieku, jak i sportowcom wyczynowym.

To był perfekcyjny weekend w Planicy. Adam Małysz zaliczył hat-tricka >>
Dawid Góra: Adam Małysz wprowadził naród w ekstazę. Zrobił więcej niż od niego wymagano >>

Komentarze (2)
avatar
steffen
28.03.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ciekawe ilu trenerów i komentatorów przeczytało ten wywiad. 
avatar
Katon el Gordo
28.03.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ten artykuł (a zwłaszcza fragment o słabych ogniwach w polskiej LA) powinni obowiązkowo przeczytać telewizyjni komentatorzy specjalizujący się w lekkiej atletyce, którzy przy każdej okazji piej Czytaj całość