Prof. dr hab. Jan Blecharz jest pracownikiem naukowym Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Specjalizuje się w psychologii sportu. Wydobył z marazmu Adama Małysza, współpracował m.in. z parą łyżwiarzy figurowych Dorotą i Mariuszem Siudkami, Leszkiem Kuzajem, Januszem Kuligiem, Renatą Mauer-Różańską, kadrą polskich koszykarek czy gimnastyczką Teresą Folgą. W 2013 roku podjął się pracy z polską kadrą lekkoatletów i kontynuuje ją do dzisiaj.
W sporcie osiągnął już niemal wszystko. Po sukcesach w skokach stał się inspiracją dla zachodnich specjalistów. Sam jednak przyznaje, że do spełnienia pozostało mu jeszcze jedno marzenie.
Dawid Góra, WP SportoweFakty: Jak się pan czuje jako cudotwórca?
Prof. Jan Blecharz: Proszę nie używać takich słów. Nigdy nie ośmieliłbym się tak o sobie pomyśleć. Poza tym byłoby to wbrew założeniom nauki. W pracy kieruję się racjonalnymi metodami.
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz wpadł na świetny pomysł. "Musiał mnie do tego przekonać"
W psychologii sportu mówi się o treningu psychologicznym. W swojej pracy staram się przekazywać umiejętności dotyczące takiego treningu, a więc wykonuję także pracę edukacyjną. Ma ona na celu pomóc zawodnikowi w zrozumieniu mechanizmów psychologicznych mających wpływ na wynik.
Jest pan uważany za współautora sukcesów Adama Małysza. W tamtych czasach wydobycie polskiego sportowca z marazmu było swego rodzaju cudem.
To była praca zespołowa. Zawsze to podkreślaliśmy i Adam również tak to przedstawiał. Udało się stworzyć bardzo nowoczesny, jak na tamte czasy, zespół pracujący w sporcie. Potem stał się wzorem dla innych specjalistów, nie tylko z Polski. To było bardzo cenne.
Koordynatorem pomysłu był ówczesny trener Apoloniusz Tajner. On dobrał odpowiedni zespół. Współpracował z nami też Piotr Fijas, nie tylko były świetny skoczek, ale również człowiek znakomicie czujący atmosferę tej dyscypliny, dostrzegający mnóstwo detali technicznych. I oczywiście prof. Jerzy Żołądź, który wtedy wrócił do polski po kilkuletnim pobycie na uniwersytecie w Amsterdamie. Mógł nam przekazać najnowszą wiedzę światowej nauki z zakresu fizjologii. Ja uzupełniałem ten zespół jako psycholog sportu.
To nie brzmi zbyt skromnie?
Nie, sport jest moją pasją od czasu studiów. Kiedy studiowałem na Uniwersytecie Jagiellońskim, psychologia sportu nie była zbyt popularna, zwłaszcza w jej aspekcie praktycznym. A ja poświęciłem temu swoją pracę magisterską, później doktorską i kolejne stopnie naukowe. A u Adama Małysza po prostu wszystko zagrało tak, jak powinno. Nastąpił efekt synergii. Wszyscy ze sobą dyskutowaliśmy, analiza była wspólna. No i mieliśmy świetnego studenta w postaci późniejszego mistrza.
Musi być jednak coś, co wyróżnia pana na tle innych psychologów sportowych.
Trudno być sędzią we własnej sprawie. Skupię się na tym, co uwzględniam w swojej pracy. Otóż zawsze wychodzę z założenia, o którym mówi teoria sportu. A mianowicie, przygotowanie zawodnika składa się z czterech elementów - fizycznego, technicznego, taktycznego i psychologicznego. Nikt nie ma wątpliwości, że pierwsze trzy czynniki są niezwykle istotne. Bez nich nie ma sukcesu. Nie zawsze przykłada się jednak wagę do tego ostatniego czynnika.
Psycholog musi być na tyle skromny, żeby zdawać sobie sprawę z wagi trzech pierwszych elementów. Jednak to motywacja pełni funkcję sprężyny napędowej uruchamiającej wszystkie pozostałe czynniki. A więc rozwój psychologiczny jest bardzo istotny.
Kiedyś pozwoliłem sobie zdefiniować mistrzostwo sportowe. To umiejętność uzyskiwania wyniku z górnego pułapu możliwości w określonym miejscu i czasie w sposób powtarzalny. Ale jest to też umiejętność czerpania z satysfakcji poza sportem. Istotna jest też motywacja, która określa styl życia. Sportowcem jest się 24 godziny na dobę. Liczy się przecież choćby odnowa biologiczna czy uzyskiwanie satysfakcji w innych dziedzinach. Terry Orlick sformułował koncepcję o złotej i zielonej strefie. Złota jest tą, która dotyczy wszystkiego, co związane ze sportem, startami, treningami itd. Zielona to pozostałe czynności - prywatność, hobby, studia, życie osobiste. Należy zachować równowagę pomiędzy strefami, aby móc dobrze funkcjonować w sporcie. Ta koncepcja jest mi bardzo bliska. Wszystko bowiem zaczyna się od motywacji.
Po sukcesach Małysza zniknął pan ze świadomości opinii publicznej tylko po to, aby powrócić w 2013 roku. Został pan psychologiem polskiej kadry lekkoatletów, która po dwóch latach pracy z panem, na mistrzostwach świata w Pekinie, osiągnęła najlepszy wynik w historii.
To prawda, ale nie byłoby sukcesu lekkoatletów, gdyby nie nasza utalentowana młodzież i świetna praca trenerów. Jeśli przyczyniłem się do tych osiągnięć, mogę się tylko cieszyć. Lekkoatletyka jest mi bliska, bo sam kiedyś biegałem na średnich dystansach. To było jeszcze na studiach. Kiedy człowiek doświadcza treningów i atmosfery w zespole, już zawsze są one bliskie sercu. Zresztą, jeśli chodzi o lekkoatletów, świadomość znaczenia treningu psychologicznego jest bardzo duża. Z tymi zawodnikami współpracuje się naprawdę świetnie.
W sporcie coraz częściej mówi się też o dual career. Sportowcy w czasie swojej kariery powinni przygotowywać się do tego, co będą robić po jej zakończeniu. Wtedy mniej jest lęku przed startami, lepiej znosi się porażki i trudne sytuacje, jak długotrwałe kontuzje. Umiejętności wyniesione ze sportu mogą być okazją do nabycia kompetencji w codziennym życiu. Sport uczy systematyczności, obowiązkowości, umiejętności odraczania gratyfikacji w czasie, radzenia sobie z presją, traktowania niepowodzeń jako wyzwań i pracy w zespole. Gdybyśmy zapytali przedsiębiorcę, czy chciałby pracownika o takich cechach, z pewnością odpowiedziałby, że tak. Problem w tym, że sportowcy nie zawsze zdają sobie z tego sprawę.
Psycholog musi trafić na podatny grunt, czy z każdego zawodnika da się stworzyć mistrza?
Pytanie o model mistrza pojawia się od dawna. Niestety nie ma czegoś takiego, jak matryca, według której można stworzyć idealnego sportowca. Musimy pamiętać o indywidualnych różnicach. Zwłaszcza jeśli chodzi o psychologię.
Dobrym przykładem jest Piotr Żyła. Adam Małysz powiedział niedawno, że jego zachowanie i sposób koncentracji przeczą zasadom psychologii.
Trzeba bliżej znać Piotra, aby wprost wypowiedzieć się na jego temat. Ale faktycznie jest przykładem na to, że w sporcie nie ma stereotypów. Lubię wychodzić z założenia, o którym mówi paradygmat psychologii humanistycznej. Każdy człowiek jest indywidualnością i w każdym z nas jest wiele wartościowych czynników. Trzeba sobie tylko zdać z nich sprawę i je uwolnić.
Tym bardziej w sporcie należy umieć dotrzeć do indywidualności, dostosować się do nich. Nie ma jednego wzorca. Muszę pamiętać, że mam do czynienia z ludźmi nieprzeciętnymi pod wieloma względami.
Są sportowcy, którzy zaciekle bronią się przed pracą z psychologiem?
Oczywiście musi być dobrowolność. Nikomu nie można narzucić współpracy z psychologiem. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Jednak jest to coraz popularniejsze w skali świata. W Polsce również. Trenerzy coraz częściej zdają sobie sprawę z tego, że trening psychologiczny jest częścią przygotowania sportowca do zawodów.
Kiedy pracował pan w kadrze skoczków, nie wszyscy zawodnicy z panem współpracowali.
Było różnie, ale na pewno najwięcej czasu poświęcaliśmy Adamowi. Inni jednak też w jakimś stopniu z tego korzystali.
Jak w tym względzie wygląda współpraca z kadrą lekkoatletów?
Jedni systematycznej korzystają z moich usług, inni okazjonalnie. Poza tym, oprócz mnie w kadrze jest też Dariusz Nowicki, psycholog sportu. Pracy jest sporo. Sportowcy korzystają z naszych usług także podczas zgrupowań. Ponadto Polski Związek Lekkoatletyczny korzysta też z młodych psychologów, których przydziela do pracy z juniorami.
Jak wygląda wizyta u profesora Jana Blecharza? Sportowiec sam definiuje swój problem czy ujawnia się on dopiero po dłuższej rozmowie?
Różnie, choć oczywiście wszystko zaczyna się od zdefiniowania istoty problemu, jego natury. Kłopot może nie być psychologiczny, ale jego konsekwencje mają już wpływ na psychikę. Najpierw diagnoza, potem środki współpracy.
Sportowcy przychodzą do pana również z problemami spowodowanymi przez pandemię?
Żyjemy w bardzo specyficznej sytuacji, odmiennej od wszystkich, z którymi mieliśmy do czynienia wcześniej. Ma ona wpływ również na sposób rozgrywania zawodów sportowych. Przesunięto igrzyska, imprezy odbywają się bez publiczności, zawodnicy funkcjonują w ścisłym reżimie sanitarnym. Jednak na podstawie własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że świat sportu poradził sobie z nową sytuacją bardzo dobrze. Zawodnicy potraktowali ją jako wyzwanie.
Sportowcy zaadaptowali się do nowych standardów choćby poprzez treningi organizowane w warunkach domowych, gdzieś w ogrodach, garażach. Wykorzystali ten czas na podleczenie starych kontuzji, wizyty u specjalistów, drobne zabiegi. Późniejsze wyniki tylko potwierdzają, że poradzili sobie z tą sytuacją. Czasem można mówić nawet o korzyściach. Otóż część ludzi wychodzi z tego wzmocniona. Pandemia pokazała, że mistrzowie nie są rozpieszczonymi i przyzwyczajonymi do luksusów ludźmi, ale potrafią się zmobilizować w trudnych warunkach. Sport zaprezentował swoją jasną stronę.
W czasie pandemii większa liczba sportowców potrzebuje pana pomocy?
Nie zauważyłem tego. Niektórzy wręcz przedłużyli kariery z powodu przesunięcia igrzysk. Dostrzegłem naprawdę mnóstwo pozytywnych reakcji.
Człowiek z pana dorobkiem ma jeszcze marzenia zawodowe?
Dopóki mogę pomagać sportowcom, robię to. Kiedyś jednak chciałbym podzielić się swoją wiedzą w postaci podręcznika. To jest moje małe marzenie.
To będzie książka dla wszystkich czy podręcznik akademicki?
Jeszcze nie zdecydowałem, ale zapewne poświęcę tę pracę praktycznej psychologii sportu. Ten termin jest mi bardzo bliski. Im więcej osób dowie się o założeniach i skuteczności takiej psychologii, tym lepiej.
Nie tylko skoki. Polskie sporty zimowe w natarciu. "Fajnie, że tak się dzieje" >>
Niemcy celowo blokowali Adama Małysza? Apoloniusz Tajner wspomina słynną walkę z Martinem Schmittem >>