Coś za coś. Ten sezon Pucharu Świata skoczków, pod względem poziomu, jest fenomenalny. To już nie te czasy z początków małyszomanii, gdy czterech-pięciu skoczków liczyło się w walce o podium, a reszta odstawała od Ahonena, Małysza, Schmitta, czy Hannawalda o 10-15 metrów.
Teraz jest jeden dominator, Halvor Egner Granerud, ale za nim grupa około 15-20 skoczków, którzy również są w stanie stawać na podium. Decydują niuanse, dyspozycja dnia i lepsze czucie skoczni. Marius Lindvik potrafi wygrać w Zakopanem, by później w kilku konkursach z rzędu nie być w trzydziestce. Po miesiącu znów przyjeżdża do Zakopanego i staje na podium.
Karl Geiger wygrywa mistrzostwo świata w lotach, potem zaczyna 69. Turniej Czterech Skoczni od triumfu w Oberstdorfie, a na przełomie stycznia i lutego ma kłopoty z punktowaniem w Pucharze Świata. I wreszcie Kamil Stoch. W świetnym stylu wygrywa TCS, triumfuje w Titisee-Neustadt, staje na podium w Willingen i Klingenthal, a w Zakopanem - na swojej domowej skoczni - zajmuje miejsca w drugiej i trzeciej dziesiątce.
ZOBACZ WIDEO: PŚ w Zakopanem. Michal Doleżal o dyskwalifikacji Andrzeja Stękały: To błąd zawodnika
Takie przykłady można mnożyć. - Poziom zawodów jest kosmiczny - powtarzają zgodnie eksperci. Dzisiaj typowanie wyników nadchodzących mistrzostw świata w Oberstdorfie, to wróżenie z fusów. W Niemczech może zdarzyć się wszystko. Jest jednak także druga strona tego medalu. Poziom Pucharu Świata znacznie wzrósł, ale dramatycznie spadła liczba skoczków, biorących udział w kwalifikacjach.
Jeszcze kilka lat temu, w większości eliminacji startowało między 60 a 70 skoczków. Około 50 albo mniej zawodników było anomalią, która zdarzała się tylko podczas Pucharu Świata w Sapporo. Często najmocniejsze reprezentacje odpuszczały zawody w Japonii, chcąc uniknąć zmiany strefy czasowej i rozregulowania organizmów skoczków przed najważniejszymi imprezami w danym sezonie.
Teraz takie Sapporo mamy już prawie co tydzień. Liczba skoczków w Pucharze Świata bardzo się skurczyła. Kiedyś to było nie do pomyślenia, ale w tym sezonie już pięciokrotnie zamiast kwalifikacji rozegrano prolog. Powód? Do rywalizacji zgłosiło się zaledwie po 50 skoczków. To dokładnie tylu, ilu startuje w pierwszej serii. W związku z tym w Titisee-Neustadt, Klingenthal i raz w Zakopanem rezygnowano z eliminacji, a zamiast nich odbywał się prolog, w którym zwycięzca otrzymywał 12 tys. złotych.
Podczas innych konkursów kwalifikacje rozgrywano, ale miały one symboliczny przebieg. Średnio do zawodów Pucharu Świata w tym sezonie zgłasza się zaledwie 55 skoczków. Tym samym odpada zaledwie kilku z nich. Emocji w eliminacjach jest jak na lekarstwo i z utęsknieniem kibice spoglądają na czasy Małysza czy Schlierenzauera, gdy po kwalifikacjach odpadło nawet 20 skoczków.
Jakie są zatem powody, że liczba zawodników tak bardzo zmniejszyła się w ostatnich miesiącach? Rafał Kot, były fizjoterapeuta polskich skoczków wskazuje dwie przyczyny. - Przede wszystkim pandemia zrobiła swoje. Kilku skoczków z tego powodu zawsze jest mniej. Niektórzy są zakażeni, inni nie robią testów i nie wysyłają zawodników na dany weekend, a niektóre kraje boją się też kwarantanny na miejscu i też rezygnują ze startu.
- Ostatnio ta mała liczba skoczków w Pucharze Świata, to również efekt nałożenia się różnych zawodów na siebie. Były cztery konkursy Pucharu Kontynentalnego w Willingen, do tego mistrzostwa świata juniorów. Generalnie jednak tendencja spadkowa jest zauważalna. Kurczy się stawka skoczków i FIS musi pomyśleć nad rozwiązaniem tej sytuacji - dodaje rozmówca WP SportoweFakty.
Jeśli taka tendencja zniżkowa będzie utrzymywać się także w kolejnych sezonach, FIS powinien zastanowić się nad zmniejszeniem liczby skoczków w 1. serii. Może dobrym pomysłem byłoby ograniczenie premierowej kolejki do 40 skoczków, tak jak w Pucharze Świata kobiet.
W ogóle skoczkinie zawstydzają skoczków. W ich zawodach obsada jest zdecydowanie większa niż u mężczyzn. Na początku lutego do austriackiego Hinzenbach przyjechały aż 64 zawodniczki. Jeszcze bardziej imponująca była obsada styczniowego Pucharu Świata pań w Ljubno. Do Słowenii przyjechały aż 72 skoczkinie. W ostatnich miesiącach o takiej obsadzie w Pucharze Świata skoczków można już tylko pomarzyć.
Czytaj także:
Świetne zarobki Andrzeja Stękały i Dawida Kubackiego w Zakopanem
Za długie narty Andrzeja Stękały. Koszmar Piotra Żyły. Duży awans Kubackiego