20-latek nieźle namieszał w reprezentacji Słowenii. Publicznie krytykując trenera, zapracował na wyrzucenie z mistrzostw świata w lotach narciarskich w Planicy. Opuścił też konkursy w Engelbergu.
Potem zdążył wydać oświadczenie i przeprosić. "Po nieprzespanej nocy zrozumiałem, że przesadziłem" - przyznał. Komisja dała mu naganę, a o jego przyszłości w kadrze miał zadecydować nowy trener Robert Hrgota.
Teraz Timi Zajc przyznał, że w całym tym zamieszaniu tak naprawdę to on jest ofiarą. - Nie zrobiłem niczego złego. Przedstawiłem tylko swoją opinię. W pewnym sensie poświęciłem się dla drużyny - mówi słoweńskim mediom.
ZOBACZ WIDEO: Apoloniusz Tajner mówi o problemie polskiego sportu. "Andrzej Stękała to przetrwał i teraz odbiera nagrodę"
Cała sytuacja nie wpłynęła dobrze na samego zawodnika. Ten fatalnie wypadł w mistrzostwach swojego kraju (zajął dopiero 10. miejsce) i przegrał rywalizację o miejsce w Turniej Czterech Skoczni. - Skoki nie były na najwyższym poziomie, więc zostaję w domu i trenuję dalej. Muszę znaleźć odpowiednią formę, która pozwoli mi konkurować na najwyższym poziomie - cytuje skoczka serwis siol.net.
Zamiast na TCS zawodnik będzie trenował pod okiem klubowego trenera. Chce się na chwilę "wyłączyć" i wrócić do odpowiedniej formy, która pozwoli mu na rywalizację z najlepszymi. - Zobaczymy, kiedy dostanę szansę powrotu do Pucharu Świata - przyznał.
Najważniejszą kwestią w tym całym zamieszaniu jest fakt, że Zajc i trener Hrgota znaleźli wspólny język. Teraz 20-letni skoczek po prostu musi pokazać swoją wartość sportową, żeby wrócić do skakania w najważniejszych konkursach.
Zobacz także:
Gorazd Bertoncelj otrzymywał groźby. O wszystkim zawiadomił policję