Wisła, 2013 rok, zawody Pucharu Świata. Mało jeszcze znany Piotr Żyła odnosi sukces na swojej rodzimej skoczni. Króluje w mediach, choć zajmuje 6. miejsce. Wszyscy powtarzają zdanie, które wypowiedział zaraz po konkursie: "Ruszyłem sobie z belki, garbik, fajeczka i poleciało".
W ten sposób Żyła stał się największym dowcipnisiem w polskie kadrze. Kibice po zawodach czekają głównie na wywiady z nim. A on sypie żartami jak z rękawa: "Jak wyszedłem z progu, to myślałem, że w bulę wydzwonię", "W Japonii najbardziej lubię... cieplutki kibel", "Może wyglądam na osła, ale nie na konia", "Za ten awans to chyba mu flaszkę postawię".
W tym sezonie Żyła także już zaczął bawić fanów. W Kuusamo był drugi, za Eisenbichlerem. Żartował potem: "Gdyby nie liczyć Markusa, to wygrałem". Już w Planicy wypalił w TVP: "Nie mogę pić piwa, to kupiłem sobie pomarańcze, bo mi się chciało pić".
Było trzydziestu, został tylko on
Można bezpiecznie zaryzykować stwierdzenie, że nie ma drugiego tak popularnego skoczka na świecie. Żyła swoją otwartością, szczerością - czasem nawet do bólu - rozkochał w sobie miliony. A wszystko zaczęło się, gdy miał osiem lat. Wtedy mały Piotrek poszedł na pierwszy trening. Od razu wykazał niesamowity zapał. - Trenerze, pozwól mi oddać chociaż jeszcze jeden skok! - mówił do Jana Szturca. Jego pierwszy szkoleniowiec wspominał też, że Żyła przypominał żywe srebro, wszędzie go było pełno.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot analizuje formę syna. "Jestem w kropce"
Energia roznosiła go nie tylko na skoczni. Lubił poszaleć na biegówkach. Trener: - Był wulkanem energii, a przy tym bardzo koleżeńskim i wesołym chłopakiem - wspomina. Na pierwszym treningu u Szturca było ponad 30 chłopaków. Z tej grupy został tylko Żyła.
- Zapisałam go na zajęcia za namową kuzyna. Gdzie tylko mógł, to skakał - wspomina dla TVP Ewa Żyła, mama skoczka. Szkołę łączył ze skokami. Prymusem nie był, ale przechodził do następnych klas. Od dziecka wyróżniał się odwagą. Jak w Wiśle nasypało śniegu, potrafił wejść na dach stodoły i z niego skakać. - Potem nie mógł się w tym śniegu odnaleźć - zdradził w TVP ojciec skoczka.
Międzynarodową przygodę ze skokami zaczął w 2004 roku. Nie przebił się do najlepszych. Wypadł z kadry. Był w dołku, ale się nie poddał. Wrócił do podstaw. Zaczął trenować z Janem Szturcem. Praca przyniosła efekty. Wreszcie potrafił przełożyć swoją piekielną moc odbicia na daleki lot. Ponownie znalazł się w kadrze i wtedy już poszło. Krok po kroku budował pozycję wśród najlepszych. Dzisiaj jest jednym z trzech najmocniejszych skoczków w kadrze.
Zszokował siebie i świat
Najpierw przebił Małysza. W 2012 roku w Norwegii poleciał na 232,5 metra. Ustanowił nowy rekord Polski w długości lotu. Później jeszcze kilka razy poprawił ten wynik. Rok później wygrał pierwsze zawody Pucharu Świata. W Oslo, w Mekce skoków narciarskich. Do tego razem z nim na najwyższym stopniu podium stał Gregor Schlierenzauer, jeden z najlepszych skoczków w historii.
Do historii przeszło też zachowanie Żyły na MŚ w Lahti. Wtedy osiągnął swój największy sukces indywidualny. Został brązowym medalistą MŚ. Po zawodach zmienił się nie do poznania. Siedział na ławce jak posąg. Nie było z nim kontaktu. Przed kamerami nie potrafił wydusić z siebie więcej niż pojedynczych słów. Zszokował siebie i świat.
Niewiele brakowało, a tego sukcesu by nie było. Żyła dziwnie układał się na najeździe. Robił słynny garbik. Wszyscy przekonywali go do zmiany. Nie słuchał jednak nikogo, nawet Małysza czy Szturca. Stefan Horngacher, który wtedy objął kadrę, walnął jednak pięścią w stół. Dał Żyle ultimatum, albo zmieni sylwetkę na taką, jak on mu każe, albo wyleci z kadry. Dał się przekonać. Nie żałuje tego.
W 2018 roku jednak i Horngacher nie umiał mu pomóc. Na igrzyskach w Pjongczangu Żyła był cieniem dobrego skoczka. Przegrał rywalizację o miejsce w składzie na konkurs drużynowy. Problemy życiowe przełożyły się na słabą formę. Jego małżeństwo z Justyną Żyłą się sypało. Oboje trafili na pierwsze strony portali plotkarskich. W mediach obrzucali się złośliwościami. Skończyło się rozwodem. Mają dwójkę dzieci.
Popularność przełożył na biznes
W trudnych chwilach Żyła może liczyć na wsparcie Macieja Kota. Przyjaźnią się, chociaż są zupełnym przeciwieństwem. Pierwszy to wulkan i energia. Drugi jest oazą spokoju. - Takich jak nas dwóch, to nie ma trzech - powiedział przed kamerami TVP Kot. W Pjongczangu rywalizowali ze sobą o miejsce w kadrze. Wygrał Maciej Kot.
Jego świat kręci się nie tylko wokół skoków narciarskich. Relaksuje się przy grze na gitarze. Z kolegami z kadry gra w pokemony. Swoją popularność przełożył również na biznes. Furorę w internecie robią jego czapki wełniane. Z pomocą byłej już żony założył sklep internetowy HEHO. Najpierw były w nim do kupienia tylko czapki, teraz są także skarpetki i chusty na twarz.
W rozpoczynających się w piątek MŚ w lotach Żyłę stać na wszystko. - Może wygrać te mistrzostwa, ale może być też szósty - przewiduje Apoloniusz Tajner. Na pewno jednak jego loty zapewnią mnóstwo emocji, a po zawodach rozbawi siebie i kibiców przed kamerami telewizyjnymi.
Indywidualny konkurs na MŚ w lotach składa się z czterech serii. Pierwsze dwie odbędą się w piątek, kolejne w sobotę. Początek zawodów o 16:00. Transmisja w TVP 1, Eurosporcie 1 i na WP Pilot. Wynikowa relacja na żywo na WP SportoweFakty.
Czytaj także:
Dalekie loty Polaków. Kamil Stoch w czołówce kwalifikacji
Humor nie opuszcza Piotra Żyły. Pomarańcze receptą na sukces