- Moja motywacja i radość ze skakania są nieprzerwane - ku wielkiemu zadowoleniu kibiców oznajmił pod koniec maja Simon Ammann, sygnalizując przy okazji, że to jeszcze nie czas na zakończenie jego przygody z lataniem na nartach.
Kontynuacja kariery Szwajcara nie była jednak taka oczywista jeszcze w trakcie ubiegłego sezonu. Po bardzo mizernym początku zimy, zamiast mierzyć się z konkurentami, szlifował najbardziej podstawowe elementy treningu. Dodatkowo "oswajał się" też z unowocześnioną wersja butów karbonowych, które miały być jego tajna bronią.
Misja adaptacji sprzętu ostatecznie się udała, ale przełomem dla skoczka i tak były dopiero występy podczas finału PŚ w Planicy. Ammann ustanowił tam swój nowy rekord w długości skoku, i nabrał ochoty na starty w kolejnym sezonie.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Rafał Kot zdradza o co chodzi z nowymi butami skoczków. "To nie jest cudowny sposób na wygrywanie"
Czytaj także: Skoki narciarskie. Janne Ahonen wspomina groźby z Polski. Adam Małysz: Niewiarygodne!
Decyzję o udziale w kolejnym cyklu PŚ dokładnie omówił z żoną, z którą wychowuje 5-letniego Theodora i 2-letnią Charlotte, ale i działaczami. Wprawdzie nie zaoferowano mu trenera na wyłączność, ale powrót do sztabu szkoleniowego Martina Kunzle, z którym współpracował w latach 2008-2015 był dla niego bardzo satysfakcjonujący.
To właśnie pod jego okiem "Harry Potter" skoków narciarskich zdołał powtórzyć sukces z Salt Lake City, i po raz kolejny zdobył dwa złote medale podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver. Został też wtedy mistrzem świata w lotach i brązowym medalistą mistrzostw świata.
Choć zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni to jedyne brakujące, i tym samym pewnie najbardziej pożądane trofeum w dorobku Szwajcara, skoczek nie wymienia go wśród swoich celów na rozpoczęty niedawno sezon. W rozmowach z dziennikarzami wspomina jedynie, że mierzy w powrót na podium. To ostatnie, 80. w karierze, odnotował niespełna dwa lata temu, w Tauplitz.
Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata Kuusamo 2019. To nie był udany finansowo weekend dla Polaków. Spadek Stocha
Pierwszy poważny sprawdzian aktualnej formy Ammann ma już za sobą. Przypadł on nie na zawody inauguracyjne w Wiśle - ze względu na nielubiany obiekt skoczek zrezygnował z przyjazdu do Polski - ale niewielką, słynącą z niełaskawych warunków miejscowość Ruka i obiekt Rukatunturi (HS 142).
Rozpoczęcie sezonu w wykonaniu czterokrotnego mistrza olimpijskiego było najlepsze od trzech lat. Zajął on 19. miejsce, a konkurs wygrał Daniel Andre Tande. Norweg miał trzy lata, gdy w 1997 roku Simon Ammann debiutował w Pucharze Świata. Jana Hoerla, który wyprzedził Szwajcara o dziesięć "oczek" nie było wtedy jeszcze na świecie.
Z rywalami, z którymi mierzył się na początku swojej kariery, Szwajcar nadal spotyka się na skoczni. Tyle tylko, że oni występują już w zupełnie innej roli - Sven Hannawald komentuje, Martin Schmitt jest ekspertem jednej ze stacji, Stefan Horngacher trenuje jego obecnych konkurentów, a Adam Małysz, którego razem z Thomasem Morgensternem nosił na ramionach w Sapporo - "dyrektoruje" w PZN.
38- latek swoją sportową długowieczność uważa jednak za powód do dumy. - Powtarzam sobie: To wielki przywilej, że w moim wieku jestem jeszcze w stanie uprawiać sport na zawodowym poziomie - wyznał w rozmowie z Ralfem Streule, dziennikarzem "Tagblatt".
Inspiracją może być dla niego najstarszy skoczek w Pucharze Świata, Noriaki Kasai (w rankingu na najdojrzalszych zawodników Szwajcar zajmuje miejsce tuż za nim). W wieku 42 lat Japończyk został wicemistrzem olimpijskim w Soczi, pokazując figę z makiem młodszym o dwie dekady zawodnikom.
Ammann wprawdzie myślami nie wybiega aż do kolejnych igrzysk olimpijskich - w maju zapowiedział, że karierę na razie przedłuża o rok - ale o tym, że metryka nie jest dla niego żadną granicą udowodnił również jakiś czas temu...rozpoczynając nowe studia na jednym z uniwersytetów w Szwajcarii.