Po skoku w pierwszej serii niedzielnego konkursu w Wiśle, Żyle odjechała prawa narta, podcięła lewą nogę i skoczek nie utrzymał równowagi. Uderzył twarzą o zeskok. Skocznię opuścił zakrwawiony.
Tomografia nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Wszystko skończyło się więc na dużych siniakach i otarciach.
Żyła schodząc z zeskoku był wściekły. Lekko odepchnął lekarza kadry, nie wszedł do karetki na badanie. Mimo braku ostatecznej diagnozy, Polak miał ochotę skakać w drugiej serii. Problem w tym, że się do niej nie zakwalifikował.
Markus Eisenbichler wściekły, skomentował konkurs w Wiśle >>
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Michal Doleżal o upadku Żyły. "Ugięły się pode mną nogi"
Ewa Żyła spotkała się z synem jeszcze tego samego dnia. - Byłam przerażona. Zresztą zawsze boję się o niego tak samo. Rodzic przecież drży o swoje dziecko - zaznacza matka skoczka w rozmowie z WP SportoweFakty.
Postawę syna zaraz po upadku tłumaczy szokiem. - Człowiek w takim stanie zachowuje się inaczej. To był pierwszy moment. Potem emocje gasną. Trzeba się cieszyć, że wszystko dobrze się skończyło.
Michal Doleżal o upadku Żyły. "Ugięły się pode mną nogi" >>
Mimo obaw o zdrowie syna, Ewa Żyła nie ma zamiaru wpływać na decyzje podejmowane przez Piotra.
- Jest dorosły, ja muszę się podporządkować. Nawet, gdybym zaczęła odradzać skakania, to ostatecznie i tak to on podejmie decyzję. Nie mam na to wpływu -zaznacza matka Piotra.
Stan zdrowia skoczka jest na tyle dobry, że Żyła pojedzie na weekendowe konkursy w fińskiej Ruce. - Myślę, że możemy zamknąć temat. Oczywiście Piotrek jest poobijany, ma problem z ranami na twarzy, ale to twardziel! - skwitował w poniedziałek Adam Małysz, dyrektor w Polskim Związku Narciarskim.