Sędziowie oceniający skoczków podczas inauguracyjnego weekendu Pucharu Świata w Wiśle nie mieli łatwego zadania. Miękki zeskok sprawił, że zawodnicy często mieli spore problemy przy lądowaniu, a niejednokrotnie w ciągu tych trzech dni dochodziło do upadków.
W pierwszej serii niedzielnego konkursu Ryoyu Kobayashi uzyskał aż 137,5 metra i bardzo wyraźnie podparł swój skok. Polski sędzia przyznał mu 11 punktów, z kolei sędziowie z Niemiec i Słowenii po 11,5 punktu, natomiast Włoch i Fin ocenili ten skok na 15 punktów.
W klasyfikacji końcowej konkursu Kobayashi wyprzedził Stocha o zaledwie o 0,3 punktu, natomiast noty przyznane Japończykowi, zwłaszcza w pierwszej serii, wzbudziły nieco kontrowersji. Również Stoch nie ustrzegł się błędów przy lądowaniu, ale na tle rywala z Azji został potraktowany niesprawiedliwie.
- Kibice wiedzą, jak to wygląda w skokach. Każdy sędzia ma swoje kryteria oceny. Nie można jednoznacznie powiedzieć, czym się kierują. Ze swojej strony mogę jednak powiedzieć, że nie lądowałem dobrze. Nie chcę zwalać winy na kogokolwiek - skomentował Stoch na antenie Telewizji Polskiej.
Kontrowersji przysporzyły również noty przyznane dla Andreasa Wellingera za skok w drugiej serii. Niemiec podparł ręką swoją próbę na odległość 132 metrów i w sumie otrzymał od sędziów 46,5 punktów. Lądowanie Stocha także było dalekie od ideału, ale Polak nie miał tak dużych problemów jak rywal, a mimo to otrzymał w sumie tylko 50,5 punktu.
ZOBACZ WIDEO Spokojny Kubacki pewny formy Polaków. "Możemy skakać jeszcze lepiej"