Zwykle stosunkowo spokojnie reaguje pan nawet na największe sukcesy. A po wygranej w ostatnim konkursie w Planicy wyglądało to tak, jakby cieszył się pan całym sobą. Tak ekspresyjne gesty, jak rzuty nartami, nie są w pana wykonaniu częste. Zeszły emocje, które kumulowały się przez cały sezon?
Kamil Stoch, triumfator Pucharu Świata w sezonie 2017/2018: Tak, wszystko ze mnie zeszło. Przepraszam kamerzystę, który dostał jedną z nart, ale nie wiedziałem, że stoi za mną (śmiech). Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. To było takie uwolnienie emocji i samego siebie.
Po raz drugi w karierze odebrał pan Kryształową Kulę. Tym razem emocje były większe?
Inne, bo ja jestem teraz innym człowiekiem i zawodnikiem, niż cztery lata temu. Jestem chyba bardziej świadomy tego, co dzieje się wokół mnie, widzę ile osób pracuje na mój sukces, jak bardzo mi oni pomagają i ile muszą poświęcić, żebym mógł osiągać to, co osiągam. Zresztą nie tylko ja, ale cała nasza drużyna.
Cztery lata temu ta świadomość nie była aż tak duża?
Nie wiem. Na pewno jestem teraz starszy i dojrzalszy. Wtedy też było ciężko i też nikt nie dał mi nic za darmo.
Za panem sezon życia?
Mam nadzieję, że taki jeszcze przede mną.
A z tych, które już za panem?
Na pewno ten sezon był dla mnie niesamowity. Zarówno pod względem naszych osiągnięć jako drużyna, jak i moich indywidualnych. Uważam, że moim największym sukcesem i powodem do największej dumy było utrzymanie wysokiej dyspozycji od początku sezonu aż do ostatniego skoku.
Richard Freitag powiedział, że fajnie było być częścią tego, co robił pan w tym sezonie, że w niektórych konkursach on i wszyscy inni zawodnicy mogli się tylko przyglądać, bo szans na pokonanie pana nie mieli.
Miło mi, że mój kolega i rywal ma o mnie takie zdanie. Muszę podziękować jemu i innym skoczkom, bo dzięki ich zaangażowaniu, motywacji, ambicji i walce napędzałem się do walki i mogłem się rozwijać. Bywały konkursy, w których walka była piękna. Pomiędzy nami indywidualnie i pomiędzy drużynami. Pod tym względem sezon był super.
Który konkurs najbardziej zapadł panu w pamięć?
Jest wiele takich momentów, które chciałbym na długo zatrzymać w pamięci. Najbardziej cieszy mnie to, że w najpiękniejszych chwilach byli ze mną najbliżsi, przede wszystkim żona, a poza nimi ludzie, z którymi pracuję, trenerzy i koledzy z drużyny.
Miał pan jakiś moment kryzysowy?
Były takie. Najgorszy tuż po Turnieju Czterech Skoczni. Pojechałem do Kulm, chciałem sobie polatać, ale byłem totalnie wykończony. To, co działo się w trakcie i po turnieju musiało się gdzieś odłożyć. Chciałem polatać, a nie mogłem. Miałem jednak świadomość, że muszę kilka dni odpocząć. Wystarczyło poczekać i wszystko wróciło do normy.
A olimpijski konkurs na normalnej skoczni, gdy zajął pan czwarte miejsce i musiał czekać cały tydzień na okazję do rewanżu?
Nie, dla mnie to nie był trudny moment. Ok, byłem czwarty, ale świat mi się nie zawalił. Nadal byłem zdrowy i mogłem walczyć. Wiedziałem, w jakiej jestem dyspozycji i miałem świadomość, że jeżeli wszystko dobrze się potoczy, będę miał swoje szanse zarówno na dużej skoczni, jak i w zawodach drużynowych.
W całym sezonie był pan jak pięściarz, z którym można wygrać rundę, ale nie walkę. W jaki sposób udaje się panu tak szybko wracać na najwyższy poziom po chwili słabości?
Moja żona powiedziała kiedyś, że jestem jak feniks, który odradza się z popiołów, i to bardzo szybko. Cały czas pracuję razem z trenerami nad tym, żeby być coraz lepszym i coraz wytrzymalszym, odpornym na różne sytuacje. Miewałem sezony, kiedy zaczynałem dobrze, później gdzieś gasłem i dopiero po jakimś czasie wracałem na odpowiedni poziom. A potem znowu przychodził kryzys. Ten sezon przebiegał tak, że na początku powoli budowałem formę, a kiedy już to zrobiłem, utrzymałem ją przez dłuższy czas i nawet coś dokładałem.
ZOBACZ WIDEO Adam Małysz: A tak prosiłem, żeby nie mówić o tym Kamilowi!
Trener Norwegów Alexander Stoeckl wyściskał pana po zawodach, chwilę porozmawialiście. Co mówił?
Podziękował mi za to, co zrobiłem, bo dzięki temu każdy chce być jeszcze lepszy i ma motywację do pracy. Dla mnie to bardzo miłe, odpowiedziałem, że Norwegowie też nas motywują i w przyszłym sezonie będziemy chcieli być od nich lepsi.
W tym sezonie konkursy często były pana walką z armią Norwegów. Stoeckl stwierdził jednak, że jego armia to na pana za mało.
Nie chciałbym mówić, że jestem już najlepszy. Dla mnie ważne jest to, że jako drużyna wciąż mamy potencjał do uwolnienia. Dawid Kubacki świetnie się w tym sezonie prezentował, skończył w czołowej dziesiątce Pucharu Świata. Stefan Hula był w pierwszej piętnastce. Dla Maćka Kota sezon był trudny, ale myślę, że to go jeszcze bardziej zmotywuje. Piotrek Żyła pomimo różnych sytuacji też według mnie świetnie sobie poradził, jednak stać go na znacznie więcej. Kuba Wolny powoli, ale konsekwentnie pnie się w górę i kolejne lata powinny być dla niego coraz lepsze.
Jest pan najstarszym w historii zdobywcą Pucharu Świata w skokach narciarskich, pierwszym zawodnikiem, któremu udało się to po ukończeniu trzydziestego roku życia. Czy czuje pan, że im jest pan starszy, tym więcej pracy musi włożyć w utrzymanie się na szczycie?
Nie. Utrzymywanie się na szczycie zawsze wymaga niesamowitego nakładu pracy i poświęcenia. Nie ma znaczenia, czy mam 20 lat, czy 30, swoje muszę przepracować, żeby wygrywać. Przypadkowo można wygrać jedne zawody, ale całego Pucharu Świata już nie. A Noriaki Kasai pokazuje, że można mieć grubo ponad 40 lat i lądować na samym dole skoczni.
Jest pan trochę zaskoczony, gdy widzi swoje nazwisko w zestawieniach najstarszych zwycięzców?
Preferuję słowo doświadczony (śmiech). A po trzydziestce czuję się świetnie, zarówno jeśli chodzi o stan ducha, jak i kondycję fizyczną.
Jak długo jeszcze zamierza pan skakać?
Tak długo, jak się da.
Teraz lepiej potrafi pan gospodarować swoimi siłami? Maciej Kot zwrócił nam na to uwagę, powiedział, że to Stefan Horngacher powiedział panu, jak to robić.
To prawda. W trakcie sezonu jest jakaś liczba sytuacji, które wymagają od nas zużycia energii. Nie chodzi tylko o konkursy. Najważniejsze jest umiejętne dysponowanie siłami pomiędzy zawodami, bo wtedy można się trochę zapędzić. Poświęciłem wiele lat na to, żeby wypracować sobie odpowiedni system. W dalszym ciągu można go udoskonalać i będę się starał to robić.
Horngacher zostaje z wami na kolejny sezon. Dla pana to jakaś niespodzianka, że na razie tylko na rok?
Nie, ja sam podpisując kontrakty wiem, że trudniej jest związać się umową na kilka lat do przodu. Cieszę się jednak, że będziemy kontynuowali pracę, którą zaczęliśmy. Chcemy się dalej wspólnie rozwijać. Mamy ku temu środki, a przynajmniej zapewniono nas, że one będą.
Słyszeliśmy, że w pana rodzinnej miejscowości jedna z ulic może zostać nazwana na pana cześć. Zgodzi się pan na to?
Mam nadzieję, że to nie nastąpi. Nie jest mi to potrzebne.
A ma pan świadomość, że na swój sposób pełni pan rolę ambasadora Polski? W wielu miejscach na świecie ludzie kojarzą nasz kraj właśnie z panem.
Miło mi z tego powodu. Cieszę się, że jestem kojarzony z Polską i ze skokami narciarskimi. Na tym mi najbardziej zależy, żeby móc śmiało mówić: "Jestem Kamil Stoch, pochodzę z Polski i trenuję skoki narciarskie".
W Planicy rozmawiał i notował Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
A ja bym jeszcze dodał aby zrobić: Stok Skoka a właściwie Skok Stocha jako w Czytaj całość