Maciej Kot znalazł przyczynę swoich problemów. "Wiemy, co wyeliminować"

PAP / Grzegorz Momot
PAP / Grzegorz Momot

W ostatnich dwóch konkursach indywidualnych Maciej Kot zajął 12. miejsce w Zakopanem i 13. pozycję w Willingen. Słabsze skoki zaniepokoiły jego kibiców i samego zainteresowanego. Zakopiańczyk zdradził, co jest jego największym problemem na skoczni.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

WP SportoweFakty: Z trzech zawodów drużynowych w tym sezonie dwa wygraliście i raz zajęliście drugi stopień podium. Taka świetna seria Biało-Czerwonych będzie tkwiła w głowie rywalom już podczas zmagań zespołowych na mistrzostwach świata w Lahti?
[/b]
Maciej Kot: To może mieć znaczenie. Dobre wyniki skutkują tym, że przeciwnicy obawiają się nas. Z drugiej jednak strony, po tak dobrych rezultatach presja na naszym zespole będzie bardzo duża i musimy umieć sobie z tym poradzić. Z konkursów drużynowych w tym sezonie musimy zapamiętać wszystko, co dobre. Przede wszystkim pewność siebie, którą zbudowaliśmy.

Nasz trener Stefan Horngacher zapytany co myśli o Biało-Czerwonych w roli faworytów na MŚ w Lahti odpowiedział, że przecież po to tak ciężko trenujemy, żeby tymi faworytami być. To jest słuszne podejście. Dostąpiliśmy takiej roli i powinniśmy się z tego cieszyć. Nie może nas to jednak uśpić. Trzeba zachować koncentrację i dalej ciężko pracować, bo rywale nie śpią i na pewno intensywnie przygotowują się do mistrzostw świata.

W Willingen zaskoczyliście świat skoków czarnymi kombinezonami. Po zawodach stwierdziliście, że wcześniejsze brązowe już się zużyły. Na ile w takim razie wystarcza nowym kombinezon? 

- Żeby skakanie w nim miało sens i pozwalał na walkę na najwyższym poziomie to maksymalnie wytrzymuje dwa pełne weekendy Pucharu Świata. Przeliczając na skoki to około 10 prób. W kolejnych trudno w nim rywalizować ze światową czołówką. Oczywiście te kombinezony zostają, ponieważ później skaczemy w nich w treningach.

ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła: Kamil Stoch z konkursu na konkurs pokazuje, że jest najlepszy

Czyli na mistrzostwa świata przygotujecie jeszcze inne kombinezony?

- Oczywiście. W poprzednich latach mieliśmy mniej kombinezonów, ale zawsze na mistrzostwa świata czy igrzyska olimpijskie przygotowywaliśmy nowy sprzęt. Tak będzie też w tym roku. Kombinezony będą nowe i na pewno jeszcze je przetestujemy. 

W dwóch ostatnich konkursach indywidualnych zajął pan miejsca w drugiej dziesiątce, a coraz głośniej mówi się o pana problemach w locie. Na czym one dokładnie polegają?

- Zaczęła mi kantować prawa narta. Od pewnego czasu wszyscy skupiają się na tym, żeby narty były prowadzone w locie jak najbardziej płasko. To pomaga, ale nie wtedy, gdy zaczynają kantować. Wówczas pojawia się problem z symetrią lotu, czyli zaczynam lecieć krzywo. Oczywiście to skutkuje utratą prędkości i krótszym skokiem. Skupiamy się zatem, by ten błąd wyeliminować i obie narty prowadzić płasko na równej wysokości.

Czy taki błąd trudno poprawić? 

- Wiemy co wyeliminować, ale przede wszystkim trzeba znaleźć sposób na rozwiązanie problemu. Jest kilka dróg, ale trzeba wybrać jedną i najlepiej najprostszą. To nie jest przecież momentu sezonu, w którym można pozwolić sobie na drastyczne zmiany. Przede wszystkim trzeba być bardzo skoncentrowanym i pilnować się, by tego błędu nie popełnić. To nie jest proste. Potrzeba czasu, by pilnowanie tej narty weszło w sferę nawyku ruchowego. Wówczas wszystko przychodzi automatycznie i zdecydowanie łatwiej.

[b]

Przed skoczkami pierwsze w sezonie 2016/2017 zawody na obiekcie mamucim. Na koniec poprzedniej walki o Kryształową Kulę świetnie zaprezentował się pan w Planicy, ustanawiając nowy rekord życiowy (231 metrów). Polubił Pan loty i czeka z dużymi nadziejami na konkursy na przebudowanym mamucie w Oberstdorfie?
[/b]

- Zdecydowanie. Z resztą większość zawodników lubi mamucie obiekty. Na takiej skoczni skoki muszą jednak sprawiać radość. Zadowolenie jest wtedy, kiedy próby są bardzo dalekie. Skocznie mamucie nie wybaczają błędów i dlatego, gdy one się pojawiają, to zawodnik męczy się. Wierzę, że mimo drobnych problemów, moje skoki są na tyle dobre, że stać mnie na to, bym czerpać radość z lotów w Oberstdorfie.

Moje skoki w Planicy rzeczywiście były świetne, a radość po nich duża. Z kolei skocznia w Oberstdorfie została przebudowana i na razie dla wielu z nas jest nieznana. Z pewnością będzie jednak większa, a to zapowiada dalekie skakanie i ekscytujące zawody. Wierzę, że za dobrymi skokami pójdą też nasze wyniki.

Po konkursach w Oberstdorfie w kalendarzu zaplanowano łącznie cztery zmagania indywidualne w Azji (dwa w Sapporo i dwa w Pjongczang). Najprawdopodobniej w zawodach wezmą udział wszyscy najlepsi Biało-Czerwoni. Między drugim konkursem w Pjongczang, a kwalifikacjami do zawodów na normalnej skoczni w MŚ w Lahti będzie tylko 8 dni przerwy. Nie obawiacie się problemów z powrotnym przystosowaniem się do czasu europejskiego?

-  Powrót do "normalnego" czasu będzie łatwiejszy niż przystosowanie się do strefy azjatyckiej. Po prostu łatwiej jest pójść później spać niż wcześniej. Miałem okazję to sprawdzić, ponieważ w jednym roku byłem zarówno w Japonii jak i USA. W Azji nie jest łatwo przystosować się do ich czasu, ponieważ trudno jest iść spać powiedzmy tak o 17:00. Człowiek prześpi godzinę, wstaje i potem nie prześpi nocy. W Ameryce było łatwiej, ponieważ trzeba iść spać zdecydowanie później, żeby przestawić się.

W związku z tym w Sapporo i Pjongczang zapewne będziemy trzymać się europejskiej strefy czasowej, czyli pójdziemy późno spać i późno będziemy wstawać. Tym samym problemu z ponownym przystosowaniem się do czasu w Europie nie będzie. Najważniejsza będzie odpowiednia regeneracja naszych organizmów po powrocie do kraju. Musimy tak to wszystko zaplanować, by w pełni odzyskać siły fizyczne i być wypoczętym na najważniejsze zawody w sezonie, czyli mistrzostwa świata.

Rozmawiał Szymon Łożyński

Źródło artykułu: